20 września 2016

Przygody z książką 4: Idziemy na niedźwiedzia


Wybiła godzina przygody. Przygody z książką, oczywiście! W ten ostatni dzień lata i już całkiem jesienną środę, zapraszam Was w podróż do niezwykłego świata dziecięcej wyobraźni. Wystarczy tylko patyk i pomysł, żeby najzwyklejsze podwórko, skrawek lasu czy kałuża, stały się miejscem niezwykłych wydarzeń, niemalże historycznych, a na pewno bajkowych. I taka też jest książka, o której będę dziś snuć opowieść. Weźcie w ręce kubek gorącej herbaty albo kawy, opatulcie się szczelnie kocykiem i zanurzcie w wygodnym fotelu (z dzieckiem na kolanach/głowie/ramieniu). Ruszamy w drogę.


 

Idziemy na niedźwiedzia, to w zasadzie już klasyka gatunku, która zawitała w progi polskiego języka bardzo późno, ale dobrze że w ogóle. Historia powstania tej książki w teorii miała swój początek w latach osiemdziesiątych XX wieku, ale tak naprawdę sięga jeszcze dalej. Jej protoplastą jest bowiem stara szkocka piosenka/rymowanka dla dzieci, którą ilustratorka usłyszała w wykonaniu piosenkarki Alison McMorland. Ta sama piosenkarka poprosiła ją o wykonanie ilustracji na okładkę płyty, na której właśnie miało się znaleźć polowanie.

Nieco wcześniej autor tekstu Michael Rosen, zafascynowany rymowanką usłyszaną na dziecięcym obozie, w której polowano na lwa, postanowił stworzyć z niej książkę. Jego wizja okazała się jednak stanowczo zbyt krótka na książkę, dodał więc nieco swoich pomysłów, stworzył dodatkowe zwrotki o burzy śnieżnej i lesie oraz całą serię wyrazów dźwiękonaśladowczych. I z tym materiałem wydawca zwrócił się do Helen Oxenbury, ilustratorki, by wykonała do niego serię obrazków do książki dla dzieci.

Michael Rosen opisał swoje pierwsze zetknięcie z ilustracjami w następujący sposób: "Wprowadzono mnie do ciemnego pomieszczenia, gdzie na środku stał stół, na nim zaś stertę grubych kartonów poprzedzielanych kolorową bibułą. Redaktor odwrócił każdą z kart, a mnie zamurowało. W pierwszej chwili pomyślałem, że to przepiękne ilustracje. W drugiej, zacząłem się zastanawiać co mają one wspólnego z polowaniem na niedźwiedzia. One wyglądały jak ilustracje z wyprawy rodzinnej do Kornwalii. Ja wyobrażałem to sobie raczej jako coś w rodzaju ulicznego jarmarku z facetem przebranym za niedźwiedzia. Ilustracje Helen były czymś kompletnie innym."

Ta opowieść ma w sobie pewien urok. Dwoje kompletnie różnych ludzi, mających zupełnie inny pomysł, stworzyło coś, co od ponad ćwierćwiecza zachwyca zarówno dzieci jak i dorosłych. Stworzyli pewną magię, której nie widzi się zbyt często, magię dziecięcej wyobraźni.



Sama Helen Oxenbury twierdzi, że na ilustracjach została sportretowana jej własna, prywatna rodzina, z jej własnym psem, błotnistą polaną niedaleko jej letniego domku i kamienistą plażą, przy której spędziła wakacje z dziećmi. Bohaterami zaś nie są ojciec i jego dzieci, ale piątka dzieci od najstarszego brata począwszy, na niemowlaku skończywszy. Uznała bowiem, że w tej opowieści nie ma miejsca dla dorosłych, którzy z taką lubością ucinają wszelkie zmyślone historie.

Całość została tak przemyślnie skomponowana, że tam gdzie dzieci zastanawiają się co zrobić, ilustracje są czarno-białe, a tam gdzie działają i coś robią, ilustracje są kolorowe. Taka szachownica świetnie się sprawdza, w praktyce wychodzi trochę tak, że przy czarno-białych fragmentach nieco zwalniamy i recytujemy wierszyk dla nabrania nieco otuchy, a później szarżujemy przez morze barw.




Historyjka jest banalnie prosta. Rodzeństwo (albo jak kto woli tata z dziećmi), wybierają się na wielką wyprawę. By dodać sobie odwagi i animuszu śpiewają dziarską piosenkę:

"Idziemy na niedźwiedzia
Złapiemy wielkiego niedźwiedzia
Jest taki piękny dzień
Nie boimy się!"

Żeby unaocznić Wam jak bardzo lubiana przez Tosię jest ta książka, dodam że nie musiałam zaglądać do książki, żeby zapisać tę rymowankę. Ale też nie da się zaprzeczyć, że łatwo wpada w ucho i dobrze układa się na języku. Intuicyjnie zaczynamy ją rytmicznie recytować albo wręcz śpiewać. W tej chwili w zasadzie nie muszę już niczego czytać, bo Tosia sama recytuje wierszyk i doskonale pamięta co po czym następuje. Bo oczywiście na wyprawie spotyka się mnóstwo przeszkód i trudności do pokonania, takich jak wysoka trawa, rzeka, błoto czy śnieżyca. I to są w zasadzie całkowicie normalne zjawiska, które może napotkać na swojej drodze każdy z nas.




 Gdy jednak dzieci docierają do jaskini...


Od tego momentu historia jakby popada w szaleństwo. Bo przecież jak często spotykamy niedźwiedzie w jaskiniach? Szczególnie gdy jesteśmy na wyprawie, by jakiegoś upolować. Coś całkiem rzeczywistego, nieco tylko podszytego dziecięcym wyolbrzymieniem, przeradza się nagle w fantastyczną ucieczkę przed dzikim zwierzem. Akcja tak przyspiesza, że aż brak tchu. W ekspresowym tempie musimy czytać wszystko "od tyłu", przechodząc jeszcze raz przez wszystkie pułapki, ale tym razem czując na plecach oddech wielkiego zwierza.



Historia oczywiście kończy się w solidnych czterech ścianach domu, w najbezpieczniejszym miejscu na ziemi, czyli w łóżku rodziców pod kołdrą. Nam jest jednak zawsze trochę smutno, gdy docieramy do tego miejsca, bo choć dzieci odetchnęły z ulgą, to jednak niedźwiedź wraca przez plażę ze zwieszonymi ramionami, jakiś taki depresyjny. Według nas niedźwiedź wcale nie chciał zjeść dzieci, on był po prostu bardzo samotny w swojej wielkiej jaskini i szukał kogoś, kto dotrzymałby mu towarzystwa. Cóż, może innym razem dzieci nie uciekną?



Książka jest niezwykła, bo choć wydaje się prościutka, to tak naprawdę kryje się za nią bardzo przemyślana opowieść. Ten rytm, niezwykła podróż, to narastające napięcie i zmieniające się w połowie tempo sprawiają, że jest to jedna z naszych ulubionych pozycji. Wcale mnie nie dziwi, że książka jest tak bardzo lubiana na całym świecie. Ja również mogę ją z czystym sumieniem polecić każdemu małemu czytelnikowi. A poniżej wersja opowiadana przez samego autora tekstu:


Post bierze udział w projekcie Przygoda z książką 4:


Zapraszam też do obejrzenia blogów innych uczestniczek projektu, znaleźć je możecie TUTAJ.

Koniec psot!

20 komentarzy:

  1. Odnoszę takie wrażenie, że to książka, która powinna być w każdej biblioteczce...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam to samo wrażenie i przemyśliwuje, czy by jednego egzemplarza nie sprezentować naszej małomiasteczkowej bibliotece, bo niestety dział dla maluchów mają raczej dość słaby :(

      Usuń
  2. Jest świetna! Trochę szkoda, że przegapiłam ją w odpowiednim dla J. czasie (zresztą chyba wtedy jeszcze nie było wersji polskiej), ale i teraz możemy sobie przecież posłuchać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to jedna z tegorocznych premier. Na początku byłam dość sceptycznie do niej nastawiona, ale Tosia wciągnęła mnie w jej piękny świat wyobraźni :)

      Usuń
  3. Oj, jak mi żal, że moje dzieci już za duże!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Urocza książka:) Bardzo ją lubimy:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie ukrywam że ja wcześniej o owej książce nie słyszałam... Teraz już jednak pozostatniemy przy czytaniu recenzji gdyż to nie nasz przedział wiekowy ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano rzeczywiście, już nie ta grupa wiekowa, co najwyżej nadałaby się do ćwiczenia samodzielnego czytania ^_^

      Usuń
  6. Ilustracje coś mi przypominały. Przejrzałam biblioteczkę Tygrysa i okazało się, że mamy anglojęzyczne książki Pani Helen Helen. Są charakterystyczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ma bardzo specyficzną kreskę. Te ilustracje przypominają mi troszkę stare ilustracje do Lotty z ulicy Awanturników :)

      Usuń
  7. Znamy, mamy, uwielbiamy :) czytamy w wersji oryginalnej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, a jednak! Dobrze przeczytać że i starsze dzieci odnajdują przyjemność w tej lekturze :D

      Usuń
  8. Kiedy czytam o takich książeczkach, to z jednej strony jest mi smutno, że Tymek już taki duży, ale z drugiej... przecież mogę sobie samej zrobić kiedyś takie prezent. A co, kto mi zabroni :)

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja dla odmiany (po raz pierwszy chyba) cieszę się, że Tedi jeszcze taki malutki :) To coś akurat dla nas :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i pięknie, książka naprawdę warta zakupu :)

      Usuń
  10. Myślę, że mojej Różyczce by się spodobała :-)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielisz się swoimi refleksjami :)