1 września 2016

Scavenger hunt, czyli polowanie w ZOO


Jak często bywacie w ZOO? Lubicie te odprężające spacery, czy też bojkotujecie całą instytucję (bez dzieci łatwiej, im dzieci starszym, tym trudniej odwieźć je od pomysłu)? Ja mam wielki problem z tym miejscem. Mam bowiem cały czas z tyłu głowy wiedzę na temat jak czują się zwierzęta w za małych klatkach, samotne i daleko od naturalnego środowiska. Wiem też, że często opiekują się nimi nieodpowiedni ludzie, kompletnie do tego nie przygotowani, albo w ogóle nieodpowiedni do tego typu pracy. A jednocześnie uwielbiam ZOO i nic na to nie mogę poradzić. Wiem też, że to być może jedyny sposób, żeby zobaczyć egzotyczne zwierzęta. Zatem skoro czuję wewnętrzną konieczność, żeby od czasu do czasu wybrać się tam z potomką, to chociaż niechaj te nasze wyprawy będą głębsze i niosą z sobą spory bagaż wiedzy. Jak to zrobić? Odpowiedź w poście.



Na wyprawę do ZOO trzeba się dobrze wyposażyć. Przede wszystkim na podróż trzeba zabrać kilka książkowych pozycji o zwierzętach, na przykład TAKĄ, albo TAKĄ, albo TAKĄ. Pod pachą niechaj tkwi jakiś pluszowy zwierzęcy towarzysz, szczur czy inny miś. W tle zaś z samochodowego radia bądź telefonu, niech się sączy radosna piosenka o ZOO. Jako, że polskiej piosenki o tej tematyce żadną miarą znieść nie mogę, posiłkujemy się wersją anglojęzyczną:


 Do tego stworzyłam dla Tosi i naszych przyjaciół książeczkę Scavenger hunt, która w niesamowity sposób usystematyzowała naszą podróż po tym niezrównanym przybytku. Książeczka jest prościuteńka, składa się z kilkunastu kartek, na których znajdują się po trzy zwierzęta. Zdjęcia są realistyczne, żeby nie było żadnych wątpliwości z jakim zwierzęciem mamy do czynienia. Do tego po prawej stronie znajdują się duże podpisy zapisane bezszeryfową, prostą czcionką. Zwierzęta dobierałam tak, żeby dało się je znaleźć w większości Ogrodów Zoologicznych. Jeśli macie chęć przeprowadzić ze swoim potomkiem takie "polowanie" na zwierzaki, książka jest do ściągnięcia STĄD.






A teraz odpowiedź na podstawowe pytanie, co nam dała ta książka i czym różni się podróż przez ZOO z nią i bez niej? Po pierwsze dzieciaki były bardziej zdeterminowane, żeby przejść jak najwięcej, a jednocześnie baczniej obserwowały odnajdywane zwierzaki. Wykreślanie kolejnych punktów z listy dało maluchom mnóstwo radochy, w końcu kto nie lubi bawić się mazakami? Pokazało nam też naocznie ile przeszliśmy i jak dużo udało nam się zobaczyć. Mogliśmy też wcześniej opracować sobie ścieżkę, którą będziemy szli (choć nie czarujmy się, wykonanie planu w 100% przy trójce maluchów, jest niewykonalne). Przy okazji też ćwiczyliśmy odczytywanie nazw zwierząt i porównywaliśmy wygląd tych żywych ze zdjęciami.

Nas jako dorosłych, najbardziej zaskoczyła zwiększona wydajność przy wędrowaniu z wykreślanką w ręku. Dzięki niej dokładnie wiedzieliśmy co chcemy zobaczyć i cały czas kontrowaliśmy nasze położenie, bez pałętania się po ZOO bez ładu i składu.














Nam taka forma chodzenia po ZOO zdecydowanie przypadła do gustu, szczególnie że trafił nam się w miarę chłodny dzień, dzięki czemu większość zwierząt wylegiwała się na wybiegach i miała mnóstwo energii do zabawy. Szczególnie miło zaskoczyły nas tygrysy, bo zwykle nigdzie nie było ich widać, a tym razem wyszły wszystkie trzy i jeszcze urządziły sobie gonitwę po wybiegu, połączoną z grą w chowanego i łapanego. Dzięki temu potwierdziły się wszystkie moje podejrzenia, że tygrys z charakteru niczym nie różni się od domowego sierściucha.





Przyczajony tygrys, ukryty smok :)





Większość zwierząt z resztą postanowiła tego dnia wyjść na świeże powietrze. Mieliśmy okazję obserwować nawet kangury, lwy, fenka. Udało się też dokonać niemożliwego i "upolowaliśmy" pandę małą, która jak zwykle gnieździła się bardzo wysoko na drzewie.


Panda mała, widać głównie ogon zwieszony wzdłuż pnia drzewa



Pawie jak zawsze dobrze bawiły się łażąc między zwiedzającymi. Zaskoczyły nas tylko tym, że całe stado ulokowało się na dachu małpiarni, udało nam się naliczyć w sumie sześć sztuk, przycupniętych wysoko ponad naszymi głowami.


 




















Znaleźliśmy też coś, czego nie widziałam tutaj nigdy wcześniej, czyli domek dla owadów. Wyglądał na całkiem przytulny, ale raczej niezamieszkany. No, może poza kowalami dwuplamkami (czyli potocznie "tramwajami"), ale one są wszędzie gdzie znajdzie się jakiś pieniek, więc nie trudno je zaprosić.



Na koniec zaś kilka słów o tym, o czym wspominałam na początku, czyli zwierzęta nie zawsze są szczęśliwe w swoich "złotych" klatkach. Głównie widać to w budynku, w którym mieszkają gryzonie i małe ssaki. Na zdjęciu poniżej widać np. pancernika, który jak nawiedzony biegał dookoła wybiegu, bez przerwy, ciągle w kółko. Widok był nieco przygnębiający, podobnie jak świstaki, które odkąd pamiętam, próbują przegryźć siatkę wybiegu. Są zwierzęta, które niewolę przyjmują z godnością albo obojętnością, tak mają lwy czy żyrafy w łódzkim ZOO. Są takie, które całkowicie akceptują zaistniały stan rzeczy, a są takie, które nie mogą się z nim pogodzić. Inne mają wahania nastrojów, w zależności od tego jak traktuje je opiekun.

Dochodzę do wniosku, że ZOO to jedno z dobrodziejstw cywilizacji, które źle prowadzone przyniesie niestety więcej szkód niż pożytku. Mnie zależy na tym, żeby takie miejsca na świecie istniały, ale żeby zwierzęta mieszkały w nich w godnych warunkach, otoczone dobrą opieką i miłością. Dlatego nagłaśnianie wszelkich odstępstw, piętnowanie ich i dążenie do zwalniania odpowiedzialnych za nie ludzi, powinno być na porządku dziennym. Tak, żeby nikomu nawet nie postała w głowie myśl o znęcaniu się nad zwierzętami, bo ludzie patrzą i WIDZĄ. O problemach łódzkiego ZOO i zmianach, jakie w nim zaszły, możecie poczytać TUTAJ.



Koniec psot!

8 komentarzy:

  1. Mam podobne uczucia, jak Ty co do ZOO, ale lubimy odwiedzać zwierzaki. Na szczęście w wielu ogrodach następują pozytywne zmiany. Nasz Szkrab najchętniej każdą wolną chwilę spędzałby w zoo. Niestety po przeprowadzce mamy kawałek, ale staramy się w miarę możliwości odwiedzać. Białostockie zoo jest malutkie, ale dzięki temu idealne dla prawie 2latka. I do tego za darmo.
    Bardzo podoba mi się Wasz pomysł na zwiedzanie zoo. Taka książka z pewnością aktywizuje maluchy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też to zauważam, jest coraz lepiej i aż chce się ZOO odwiedzać. Ostatnio jak tam bywamy, zwierzaki coraz chętniej wychodzą na wybiegi i chętniej się ze sobą bawią, więc zmiana jest naprawdę widoczna. A Białostockie Zoo brzmi bardzo fajnie, bywałybyśmy tam codziennie :D

      Usuń
  2. do ZOO chodzimy regularnie, ZOO uwielbiamy! Mini ZOO prawdziwe ZOO, Muzea Przyrodnicze...nawet kowala bezskrzydłego nie ominiemy bez oglądania na drodze;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ach te kowale :D U mnie w domu rośnie taka sama mała miłośniczka przyrody jak Karol :) Ciekawe, czy minerałami też ją podobnie zainteresują za jakiś czas.

      Usuń
  3. W Zoo nie bywamy jakoś bardzo często ale zdarza się... Ostatnio gdy byliśmy i zaczeło się nudzić Dusi to podsunełam Jej pomysł by odnotowywała w zeszyciku zwierzaki które najbardziej Jej się podobały... Następnym razem przygotuje taką książeczkę :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj jak moje dziecko lubi wizyty w ZOO! Jak sobie przypomnę nasze ostatnie odwiedziny warszawskiego zoo to nawet mnie zaczynają boleć nogi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też zaczyna dążyć ku boleściom kończyn dolnych po marszrutach przyrodniczych :P

      Usuń

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielisz się swoimi refleksjami :)