31 lipca 2016

Książka na złość + KONKURS


Dziś mam dla Was nie lada gratkę. Opowiem bowiem trochę o książce, która nie ma szansy przetrwać lektury w całości. Do tego pomaga rozładować nieco emocje i, w przeciwieństwie do pozostałych dwóch przekazanych mi przez firmę Troy książek, zmieści się bez problemu w każdym, nawet najmniejszym plecaku. Nie chcę być też taką paskudą, co wszystkie smakowite kąski zgarnia tylko dla siebie. Postanowiłam się podzielić, a co! Na końcu niniejszego wpisu, znajdziecie więc prosty i szybki KONKURS, w którym można wygrać egzemplarz niżej opisanej. Do dzieła!



Zacznijmy od warstwy wizualnej. Książka na złość jest wielkości nieco grubszego zeszytu A5 (w sumie całość ma 240 stron), można ją więc zabrać wszędzie i upchnięcie jej w kącie nie nastręczy raczej większych problemów. Jest porządnie sklejona, więc i wiele powinna przetrwać. Od strony graficznej natomiast posługuje się bardzo zróżnicowaną estetyką. Najbardziej przypomina mi chyba te stare książeczki harmoniki z dowcipami, które można było kupić w kiosku, albo zwykłe gazetowe i krótkie komiksy. Z jednej strony pojawiają się naprawdę ładne obrazki, głównie zwierzaków, które pomagają we własnym tworzeniu. Z drugiej zaś postacie ludzkie często są przedstawione karykaturalnie, co jak podejrzewam jest zabiegiem całkowicie zamierzonym przez autora.

Tosia tym razem nie była użytkownikiem ani testerem, ale fotografem!



W założeniu książka ma pomóc w rozładowaniu złości. Nie ma się jednak co czarować, dzieci nie przerwą kłótni np. ze starszym rodzeństwem po to, żeby chwycić książkę i wyżyć się odpowiednio na niej. Upatrywałabym w niej raczej sposobu na rozładowanie stresu i skumulowanej od dawna złości, takiego wentyla bezpieczeństwa, który spuści gromadzącą się przez dłuższy czas parę.

Złość to taka dziwna emocja, która z jednej strony potrafi wybuchnąć na raz i szybko się wypalić, a z drugiej tli się podsycana przez kolejne drobne wydarzenia, żeby potem eksplodować z potrójną siłą. Książka na złość jest właśnie czymś, co taką tlącą się złość nieco wyciszy i przygasi, ważne jednak, żeby o tym z dzieckiem porozmawiać. Może to dziwnie zabrzmi, ale do tej książki trzeba młodego użytkownika odpowiednio przygotować. Pogadać trochę o tej całej złości, o sposobach rozładowywania jej, no i o zasadach użytkowania. Książka nie ustrzegła się bowiem kilku błędów, które jednak dość łatwo można naprawić.

Jakich błędów? Otóż według mnie autor dość mocno poszedł w stronę zadowolenia młodych użytkowników, chciał wyjść na przeciw ich skrytym pragnieniom do brojenia, po najprawdopodobniej, żeby przy książce czuli się swobodniej i luźniej. W efekcie jednak zdarzają się zadania na pograniczu, które niekoniecznie mogą się rodzicom spodobać. Np. podwędzenie szminki starszej siostrze czy zachęcanie do zrobienia wielkiego bałaganu, żeby zdenerwować mamę. Przy tych zadaniach jednak lepiej towarzyszyć dziecku, albo chociaż przygotować wszystkie niezbędne do wykonania fanty.




Trochę Was na wstępie postraszyłam, taka złośliwa ze mnie jest bestia, a tymczasem większość zadań w książce jest naprawdę świetna i spokojnie pomoże dziecku się nieco wyszaleć. Jest sporo rysowania, kreślenia, dorysowywania, cięcia i wyklejania. Jest nawet deptanie, odbijanie psich łapek (doradzam aktywność na dworze) i przyrządzanie super paskudnej mikstury, żeby użyźnić kawałek kartki, na której rosną kwiatki.
Zadania zachęcają, by wypisać wszystko co mamy do powiedzenia światu na kartach książki, żeby wyrzucić to z siebie i nie kisić gdzieś głęboko, czasem nawet przez lata. Książka pozwala na drobne złośliwostki, ale tylko w przestrzeni pomiędzy okładkami. Czasami mamy gdzieś z tyłu głowy naprawdę paskudne myśli i chęć, by zrobić coś złośliwego i niekoniecznie grzecznego. A gdyby tak pozbyć się tych myśli? Wrzucić je w książkę i na zawsze o nich zapomnieć? Może niektórym wyda się to potworne, że można myśleć np. o odsuwaniu krzesła spod pupy nauczycielki, wrzeszczeniu w bibliotece czy zabieraniu miski sprzed psiego nosa. Ale każdy ma takie myśli, słowem każdy. Problem z dziećmi jest taki, że czasem te myśli realizują, nie czując oporów, albo trują się nimi przez długi czas. O ileż prościej wyładować się na książce i w końcu uwolnić. To działa, również na dorosłych!




Przy okazji w dość nietypowy sposób książka ożywi wyobraźnię użytkownika. Prosi bowiem wiele razy, o rysowanie lub dorysowywanie rzeczy naprawdę paskudnych. Prosi np. o dokończenie rysunku paskudnego potwora, o narysowanie od podstaw stworów w ciemności albo dziwnej hybrydy łączącej w sobie cechy krowy, konia i jeża. Co wy na to, żeby narysować nocne strachy, a potem wyrwać kartkę, zmiąć ją i spalić/podrzeć/ zadeptać/zakopać? Dzieciom czasem potrzebne są takie namacalne, widoczne akty pozbycia się strachu, łatwiej sobie wtedy radzą z irracjonalnymi lękami. Bo dla dzieci, każdy potwór jest prawdziwy.



Książka jest bardzo specyficzna i podejrzewam, że nie dla każdego. Niemniej jest ciekawą pozycją, która przy odpowiednim wprowadzeniu, powinna w bardzo fajny sposób pomóc w radzeniu sobie ze stresem i strachem. Przede wszystkim sprawia, że pewne rzeczy nabierają rzeczywistych kształtów i nie siedzą już w głowie w formie luźnych kłaczków złych myśli.

Na koniec mamy propozycję, żeby książkę wyrzucić, a razem z nią cała naszą wściekłość i lęk. Ale możemy też ją po prostu schować i zajrzeć do niej za kilkanaście lat, żeby sprawdzić, czy to, co gnębiło nas jako dziecko, nadal gdzieś tkwi.

Książka jest przeznaczona zdecydowanie dla dzieci starszych niż Tosia, w zasadzie będzie idealna dla dzieci, które radzą sobie dobrze z pisaniem i czytaniem, czyli gdzieś w okolicach 2-3 klasy podstawówki. W związku z tym, żeby nie kisić jej na półce przez następnych pięć lat, proponuję by ktoś ją przygarnął, a poniżej opowiem Wam dokładnie jak zostać takim "przygarniaczem".


KONKURS

Książka na złość już za chwilę może zagościć w Waszym plecaku. Co trzeba zrobić, żeby ją zdobyć?

1. Aby wziąć udział w konkursie należy krótko odpowiedzieć na pytanie: "W jaki sposób u Was w domu pozytywnie rozładowuje się złość?"
2. Odpowiedzi udzielcie w komentarzu pod tym wpisem lub prześlijcie mailem na adres przepysznikowa.toczka@gmail.com
3. Nadesłane odpowiedzi zostaną dogłębnie przejrzane, przeczytane, zgłębione, a następnie miniaturowa wersja Komisji Gier i Zakładów, na drodze skrupulatnej selekcji, wybierze zwycięzcę.

4. Książka została przekazana przez firmę Troy, lidera dystrybucji książek w Polsce.

5. Konkurs trwa do środy 3 sierpnia do północy, wyniki zostaną ogłoszone na blogu w ramach niniejszego wpisu, oraz zawiadomię o nich na FB. Zwycięzca ma 7 dni by zgłosić się z danymi adresowymi.
6. Będzie nam niezmiernie miło, jeśli polubicie profil IGrania na FB i podacie wici o konkursie dalej :)

Koniec psot!

7 komentarzy:

  1. wrzucamy delikwenta w pokrzywy pielęgnowane specjalnie na balkonie.. naaah, żarcik oczywiście. Nie mamy pokrzyw na balkonie, trzeba wychodzić na dwór.

    A ponieważ nie chce nam się wychodzić na dwór za każdym razem to staramy się dogadać, jak pokrzy.. ekhm emocje nie pozwalają to dajemy sobie spokój na kilka minut kiedy to jest czas na zamkniecie się w swoim pokoju/wykrzyczenia/uderzeniem sobie ręką w łóżko/tupnięcie nogą/przytulenie/pozaciskanie dłoni a następnie kilka wdechów i staramy się dojść do tego co było problemem.

    a potem co jest potrzebą.

    a potem jak/kiedy możemy ją spełnić.

    a potem ją spełniamy lub tłumaczymy dlaczego nie możemy tego zrobić właśnie teraz i tutaj i w ten sposób.

    a potem pytamy co możemy zrobić żeby pomóc sobie w tej sytuacji.

    a potem się przytulamy i dajemy radę.

    jak nie pomoże to należy wrzucić delikwenta w pokrzywy.

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas złość rozładowujemy przytulaniem się:)

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas jest prosto - przynajmniej z dzieckiem :P siadam obok i pytam 'przytulić?' i wyciągam ręce. Czasem chce, czasem nie i siedzi i płacze chwilkę aż kolejna przygoda go porwie :) gorzej ze złościami tych dużych! Na złości swoje i męża nie mam rady... może nam ta książka pomoże???

    OdpowiedzUsuń
  4. U nas w sytuacji naprawdę wielkiej złości, ku wielkiemu oburzeniu sporej części rodziny, pozwalam córce na pewne "kontrowersyjne" zachowania. Zasady są proste: nie bijemy ludzi i zwierząt, nie krzyczymy na ludzi i zwierzęta. Ale jeśli jest tak źle, że miałoby się ochotę krzyczeć i bić to krzyczymy w poduszkę i tupiemy ile sił w nogach. Czyli wyrażamy złość w bezpieczny dla otoczenia sposób. A na koniec zazwyczaj się przytulamy. Rodzina, co prawda uważa, że każde wyrażanie złości to "bycie niegrzecznym", ale wierzę, że nie wyrażona złość kumuluje się w ciele i robi gorsze rzeczy niż niegrzeczność przez chwilę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to. Jak nie damy ujścia złości to oberwie ktoś postronny całkiem niesprawiedliwie. To jak przecięcie sznurówki zamiast rozwiązanie buta.

      Usuń
  5. Moja dwójka maluchów jest pełna energii i werwy. Starczy jest strasznym złośnikiem i łatwo się denerwuje. W jednej chwili z pogodnego Chłopca przeistacza się w ciskającą wszystkim (też sobą), wrzeszczącą gradową chmurę. Niestety, z opanowaniem/rozładowaniem tych złości często mamy problem, bo dama metoda zwykle działa jeden raz i przy kolejnym napadzie trzeba szukać innego sposobu. Zwykle zaczynam od siebie, czyli nie daję się wyprowadzić z równowagi. głęboki wdech i... to samo proponuję młodzianowi. Czasem razem tupiemy, rwiemy jakąś kartkę, pokazujemy jak wielka jest złość, rysujemy. Czasem wystarczy uśmiech mamy do syna (jeśli złości błahostka), przytulenie. Książka bardzo by nam się przydała, bo każdy sposób na złośnika chętnie wypróbuję :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielisz się swoimi refleksjami :)