Ubiegły weekend pełen był podróży. Podróży do rodziny i w przeszłość, czasem przez całą Polskę, a czasem przez cały wiek. Dużo w tym nostalgii, mnóstwo wspomnień, tych smutnych i tych przezabawnych. Lubię ten czas w roku, kiedy mogę ze starszym pokoleniem porozmawiać chwilę o tych, którzy odeszli, a ja ich nie znałam, albo znałam bardzo słabo, bo byłam za mała kiedy jeszcze żyli. Podróżowanie jest bardzo ważne dla samoświadomości, ułatwia nam umieszczenie nas samych na tle reszty świata. Podróżowanie określa nas samych i pozwala nam poznać to, co nas otacza. Dziś chciałam Wam trochę opowiedzieć o dwóch świetnych pozycjach książkowych, których tematem przewodnim jest właśnie podróż i odkrywanie. Mam też dla Was małą niespodziankę, ale o tym przeczytacie na końcu wpisu. Zapraszam!
1. Czajniczek
Czajniczek autorstwa Etsuko Watanabe, japońskiej ilustratorki, która przez wiele lat tworzyła i wydawała we Francji, to opowieść o małej dziewczynce, która wyrusza w niezwykłą podróż. Jeśli przeglądając ilustracje i czytając wstęp do tej niezwykłej książki, macie skojarzenie z Alicją w Krainie Czarów i Czerwonym Kapturkiem, to możemy sobie przebić piątkę. Watanabe stworzyła bowiem prostą i zupełnie nową opowieść, sięgając jednocześnie do utartych w kulturze i znanych wzorców. W moim odczuciu to strzał w dziesiątkę, mamy tu bowiem znane i lubiane motywy, podane w innowatorski i zwariowany sposób.
Mała Blanka, poproszona przez mamę o kupno czajniczka do herbaty, wyrusza więc w pełną przygód podróż, a na swojej drodze napotyka często zadziwiające postacie. Poznamy zatem tajemniczego rybaka i żabiego cesarza, dinozaura i niezbyt symaptycznego właściciela sklepu z czajniczkami, olbrzyma, robota i wreszcie tajemniczą postać narzekającą na brak zajęcia. Nasza bohaterka będzie szła przez ciemny i trochę straszny las, będzie liczyć kijanki i wspinać się po ogromnym dinozaurze, wpadnie do dziury w ziemi i trafi do niezwykle skomplikowanego labiryntu, a kiedy się z niego wreszcie wydostanie, w jej ręce trafi ogromny czajniczek, niezbyt nadający się do parzenia w nim herbaty dla mamy i małej dziewczynki. Jak sobie z tym wszystkim poradzi mała Blanka? Dziewczynka, która przez całą książkę, mimo kłopotów i przeciwieństw losu nie traci ducha i z godną podziwu zaciętością, nieustająco dąży do tego, by spełnić prośbę mamy. O tym przekonacie się zaglądając do środka książki oczywiście. My z Tosią jesteśmy zachwycone opowieścią, która wciągnęła nas na długo.
Obok szalonej historii rodem z Krainy Czarów, są jeszcze ilustracje. Ilustracje, które nie do końca są w mojej estetyce. Bliżej im bowiem do rysunków dziecka niż dorosłego i choć bardzo lubię prace dziecięce, to jednak od dorosłej rysowniczki oczekuję czegoś więcej. I widać, że Watanabe umie pięknie rysować, w całej książce są bowiem rozsiane śliczne fragmenty, w których sama mogłabym się zakochać, ot chociażby przepiękna lilia na jeziorze, cesarski pałac, labirynt, czy półka z czajniczkami. Swoją drogą labirynt, przez który trzeba Blankę przeprowadzić jest fantastyczny i można przy nim spędzić naprawdę dużo czasu, co też Tosia uczyniła już nie raz. Idealny dla maluchów przed przedszkolem, do ćwiczenia koncentracji i uwagi. Przypomina mi też z resztą labirynt z naszego polskiego Roku w lesie, autorstwa Emilii Dziubak. Forma labiryntu według mnie jest świetną okazją do przekazania pałeczki w ręce rodzica bądź dziecka, autor tworzy coś, co my możemy zinterpretować na nasz własny sposób, nie odchodząc wcale od założeń książki. Możemy np. stworzyć historię jak to Blanka spotyka dziwną gąsienicę i słucha jej opowieści (znacie to skądś, co?), albo natyka się na rodzinkę myszy, które bardzo chcą ją wydać za mąż za ślepego kreta (to pewnie też kojarzycie :) ). Cenię sobie taką wolność, szczególnie przy mniejszych dzieciach, które lepiej czują się przy historiach opowiadanych niż czytanych.
Z drugiej strony widzę jak ilustracje podobają się mojej Tosi i może to jest cała tajemnica tej książki, bo jest ona bliżej dziecka niż dorosłego. Już nie raz złapałam się na tym, że nieco infantylne ilustracje mnie odstraszają, a moje dziecko wabią jak lampa ćmę. I to też jest piękne i takim książkom czasem też warto dać szansę, choć sama dobrze wiem, jakie to jest trudne.
2. Król ptaków
Druga pozycja, o której chcę Wam opowiedzieć, jest w zasadzie kompletnie różna od poprzedniej, a jednocześnie mają ze sobą sporo wspólnego. Zacznę może od tego, co je łączy. Przede wszystkim motyw podróży, przewodni także dla tego wpisu. Król ptaków, autorstwa Gwendal'a Le Bec francuskiego pisarza i ilustratora, jest także książką bardzo prostą w formie, choć nie jest to jak w Czajniczku prostota zahaczająca o infantylność, wręcz przeciwnie. Do tego Król ptaków podobnie jak Czajniczek, czerpie całymi garściami z
klasyki, choć bliżej mu do przypowieści bądź legendy, niż książek czy
opowiadań.
Omówienie samej książki zacznę tym razem odwrotnie, od strony graficzne, ponieważ w Królu ptaków, to ona najbardziej rzuca się w oczy i w zasadzie jest najważniejsza w całej historii (w Czajniczku to raczej opowieść była ważniejsza od oprawy). Ilustracje, jak już pisałam są bardzo oszczędne, co z resztą widać na zdjęciach. Dominują czerń i biel, poprzetykane gdzieniegdzie kolorem pomarańczowym, jedynym kolorowym akcentem są więc te elementy, które zwierają w sobie soczysty pomarańczowy. Czyli słońce, ptasie dzioby, czasem fragmenty upierzenia czy ptasich nóg. Ta subtelność bardzo do mnie przemawia i mogłabym się w nieskończoność wpatrywać na stronice wypełnione dziesiątkami skrzydeł i piór. Wielką radość sprawiło nam wyszukiwanie znanych gatunków ptaków i odkrywanie nowych, mogłyśmy też, widząc ptasie zbiegowisko na samym początku, ocenić które ptaki według nas mają największe szanse na zwycięstwo. I w tym momencie wypadałoby już przejść do treści książki i fabuły.
Podobnie jak ilustracje, sama opowieść także jest bardzo prosta i w swojej formie przypomina mi bardzo, stare historie zawarte w mitologiach i legendarzach (znacie Bestiariusz Słowiański i Legendarz? Bardzo polecam i jeśli reflektujecie, mogę o nich trochę opowiedzieć). Historie tłumaczące powstanie czegoś bądź tłumaczące różne nazwy. Tutaj mamy historię Mysikrólika i tego co się wydarzyło, że otrzymał taką a nie inną nazwę. Na samą myśl o tej przypowieści, uśmiech sam pojawia się na twarzy, szczególnie że przy okazji baśń tłumaczy, że nawet najmniejsze stworzenie ma szansę stać się kimś naprawdę wielkim.
Wszystko zaczyna się od ptasiej narady, na której ustalają, że muszą spomiędzy siebie wybrać króla, w końcu żadna nacja nie może obejść się bez potężnego władcy, prawda? Ptaki dochodzą do wniosku, że najlepszym sposobem wyłonienia tego najwłaściwszego spomiędzy nich, który będzie rządził, jest wyścig. Ale nie byle jaki wyścig, bowiem ma to być wyścig wzwyż, ku słońcu. Ten ptak, który jako pierwszy dotrze do słońca, zostanie królem. I tu także mamy małe odwołanie do klasyki i mitu o Ikarze, a do tego jeszcze dość znany motyw z wybieraniem najlepszego przy użyciu wyścigu bądź konkursu. Piękne ilustracje z mądrą przypowieścią, tworzą tu wspaniałą mieszankę, którą mogę Wam polecić z czystym sumieniem.
Na koniec to, na co wielu z Was pewnie czekało, czyli KONKURS! Będzie miał dwa podobne, acz nieco różne odnóża, zupełnie jak opisane powyżej książki. Na końcu każdego odnóża będzie czekała jedna z książek
A teraz zasady konkursu:
1. Przede wszystkim zadania konkursowe. Zatem, by wziąć udział w bitwie o "Czajniczek", odpowiedzcie na następujące pytanie: Jak wyglądała moja najbardziej zwariowana podróż?
By powalczyć o "Króla ptaków" natomiast, stwórzcie pracę plastyczną, przedstawiającą jakiegoś pierzastego stwora, może to być ptak, ale może być też coś zupełnie szalonego. Technika tworzenia dowolna!
2. Odpowiedzi na pytanie oraz zdjęcia wykonanych prac możecie zamieszczać w komentarzu pod tym wpisem, na Facebooku pod linkiem do niniejszego wpisu bądź możecie je też wysłać na mail: przepysznikowatoczka@gmail.com
3. Nadesłane odpowiedzi oraz prace, zostaną przez nas bardzo dokładnie zbadane, obejrzane i przestudiowane. Po czym trzyosobowa Wielka Rada wybierze po jednym zwycięzcy spośród odpowiadających i spośród tworzących.
4. Konkurs potrwa do poniedziałku 14 listopada do północy (może planujecie jakąś ciekawą wyprawę na Święto Niepodległości? Będzie jak znalazł. Wyniki zostaną ogłoszone na blogu pod tym
wpisem oraz na Facebooku. Zwycięzca ma 7 dni by zgłosić się po nagrodę.
5. Nie musicie nikogo lubić, żeby wziąć udział w konkursie, ale lubienie jest bardzo przyjemnym uczuciem, także polecamy KLIK.
PS. Facebook w najmniejszym nawet stopniu nie maczał swoich długich palców w powyższym konkursie. Za to niesamowitym wsparciem było wydawnictwo Dragon, oraz ich dystrybutor firma Troy, którym serdecznie dziękujemy za egzemplarze recenzenckie oraz za nagrody dla czytelników, chwała Wam!
Koniec psot!
Super literatura :)
OdpowiedzUsuńPtaki są cudnie zilustrowane, mamy je i zachwycamy się.
OdpowiedzUsuńKsiążki wydają się naprawdę fajne ale me serce skradła chyba bardziej pierwsza pozycja. Ilustracje może mega nie zachwycają ale to pewnie o to chodzi by głównie uwagę małych czytelników zwróciły :-)
OdpowiedzUsuńBardzo fajna tylko na regale mi sie nie mieści :)))))
OdpowiedzUsuńBardzo lubię podróżować, chociaż okazji ku temu nie miałam zbyt dużo. Nigdy jednak nie przypuszczałam, że moją najbardziej zwariowaną podróżą będzie podążanie za moimi dziećmi. Podróż męcząca, pelna wyrzeczeń, obaw, ale też dająca niesamowita satysfakcję, inspirująca i ucząca. Pozdrawiamy Was ciepło z podróży :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny tekst
OdpowiedzUsuńTa propozycja jest niezwykle interesująca.
OdpowiedzUsuń