Witam Was w ten piękny piątkowy poranek wpisem muzycznym, który na swoją premierę czekał już od dłuższego czasu. W zasadzie coś, co miało być serią wpisów o wprowadzeniu dziecka w świat muzyki i tworzeniu domowych instrumentów, dzięki pewnej propozycji stało się jednym większym postem o stymulacji zmysłu słuchu. Tą propozycją był mail, który otrzymałam od Nefere, sklepu z drewnianymi zabawkami dla dzieci, w którym sama od dłuższego czasu zaopatrywałam się w niektóre zabawki dla Tosi. Była to oferta współpracy, której owoce możecie obejrzeć w poniższym poście. Przede wszystkim chciałam Nefere podziękować za dwa instrumenty, które dodatkowo zasiliły nasz muzyczny kramik: gitarę i marakas, o których opowiem szerzej za chwilę. A teraz zapraszam Was serdecznie w podróż do krainy muzyki!
Pomówmy chwilę o podstawach teoretycznych. Słuch dziecka zaczyna się kształtować już w życiu płodowym, a konkretniej około 20 tygodnia ciąży. Jest to w zasadzie pierwszy mechanizm, dzięki któremu dziecko odbiera bodźce "ze świata na zewnątrz brzucha", poza może zmianami w natężeniu światła przenikającego przez powłoki brzuszne. W tym okresie dziecko najlepiej słyszy dźwięki o niskiej częstotliwości, a w trzecim trymestrze doskonale zna już głosy mamy i taty, a kołysanki, które słyszało w tym czasie, są w stanie uspokoić je już po urodzeniu, umie je więc także zapamiętać.
Po urodzeniu dziecko jest niezwykle wrażliwe na głośne dźwięki i przy każdej takiej okazji reaguje bardzo gwałtownie, tzw. odruchem Moro, czyli wyrzuceniem wszystkich kończyn do góry (nasza zmora w pierwszych miesiącach życia Tosi). Stąd jest to czas, w którym w otoczeniu dziecka, powinny dominować łagodne i spokojne dźwięki, w miarę ciche i bardziej w tle. Ulubionym dźwiękiem jest oczywiście głos mamy, a najlepiej żeby coś cichutko nucił albo śpiewał, ale paradoksalnie bardziej uspokajający jest głos taty - bo przeważnie niższy niż matczyny. Często mówi się, że noworodki potrzebują w tym czasie tzw. białego szumu, czyli czegoś, co przypomni im życie płodowe i szum matczynej krwi oraz wód płodowych. Takim białym szumem u nas była oczywiście sławna suszarka. Tak, sprawdziła się. Jedną nawet udało nam się spalić, ale bez strat w czymkolwiek. Ostatecznie używaliśmy filmów z białym szumem z youtube, czyste szaleństwo, ale niedospani rodzice są gotowi dosłownie na wszystko.
Po kilku pierwszych miesiącach życia dziecko pamięta już kilka podstawowych dźwięków ze swojego otoczenia. Odwraca się także w stronę, z której dochodzą i odpowiada na nie - jest to okres wydawania pierwszych nieświadomych dźwięków, głużenia. Pierwsze sześć miesięcy życia dziecka jest najważniejsze przy diagnozie jego słuchu. Do tego czasu dziecko musi zacząć wydawać samodzielnie dźwięki i powtarzać to, co usłyszało.
Po mniej więcej pół roku od urodzenia, dziecko zaczyna powtarzać usłyszane dźwięki i przechodzi w fazę gaworzenia i jest to niezwykle ważny moment, bo jeśli nie zaistnieje świadome powtarzanie, może się okazać, że dziecko ma wadę słuchu. U nas w tym mniej więcej czasie pojawiło się po raz pierwszy słowo "mama" a za chwilę także "tata", ale pierwszym słowem Tosi i niekwestionowanym królem do dziś jest "kaczka". Pół roku to też czas rozpoznawania rytmu i tonacji w słyszanej muzyce i choć dziecko często jeszcze nawet nie siedzi i nie chodzi, to już gibie się w takt muzyki. Już od tego momentu kształtuje się gust muzyczny i upodobania naszego potomka.
W okolicach roku-półtora, dziecko zaczyna już rozumieć polecenia, potrafi wypowiedzieć ok. 20 słów, a rozumie ponad dwa razy tyle. Do drugich urodzin dziecko powinno umieć wypowiadać ok. 200-300 słów i operować prostymi zdaniami (np. "Mama daj").
Jeszcze niedawno mówiło się o efekcie Mozarta, czyli o tym, że dzieci słuchające klasyki jeszcze w życiu płodowym, rozwijają się lepiej i są mądrzejsze od swoich rówieśników. Dziś wiemy, że nie jest to do końca prawda, ale nie da się zaprzeczyć, że muzyka, nawet ta nieklasyczna, dobrze wpływa na dzieci. Jest jednym z najlepszych sposobów na wyciszenie, relaks i uspokojenie. Apeluję zatem o to, co wystawiać dzieci na działanie muzyki jeszcze w życiu płodowym, a do tych najprostszych instrumentów dopuśćmy nawet niespełna roczne maluchy!
1. Instrumenty gotowe
My w naszym domowym kąciku muzycznym mamy już kilka instrumentów, o których zdarzyło mi się pisać przy okazji innych wpisów (KLIK, KLIK). Tosia ze starszych naszych instrumentów, szczególnie upatrzyła sobie flet i cymbałki, które towarzyszą nam w zasadzie codziennie od ponad roku. Obydwa instrumenty zakupiliśmy w sklepie Nefere. Są wykonane z drewna i metalu, można na nich spokojnie zagrać proste melodie, idealne dla dzieci. Tosia nauczyła się też dzięki nim odróżniać kiedy fałszuje, a kiedy nie. Przy okazji wspomnę też o naszym fantastycznym memo dźwiękowym, które uwielbiam, bo można go użyć w wielu zabawach i na wiele różnych sposobów. Pięknie wykonane, z gładkiego drewna z kontrolą błędu w postaci kolorów nutek na jednej z trójkątnych ścianek.
Na poniższym filmie możecie zobaczyć jak Tosia gra na swoim flecie, przy czym dodam, że tuż po tym nagraniu nauczyła się zmieniać barwę dźwięku poprzez zatykanie dziurek fletu, więc przeszła na wyższy level, którego niestety nie udało mi się jeszcze uwiecznić.
Tu możecie posłuchać jak ładnie brzmią nasze cymbałki i zobaczyć jak delikatnie Tosia nauczyła się operować pałeczkami. Oczywiście są też takie chwile, kiedy wymachuje nimi jak cepem, ale na szczęście zdarzają się coraz rzadziej.
Jak już wspomniałam we wstępie, niniejszy post został zainspirowany przez sklep Nefere, który zaoferował nam wypróbowanie i zrecenzowanie dwóch instrumentów. Zacznę więc może od gitary, która na wszystkich robi największe wrażenie. Przede wszystkim jest przepięknie wykonana, pudło rezonansowe jest drewniane i pomalowane w tęczowe pasy, struny jak w normalnej gitarze są metalowe (w opakowaniu znajdziemy nawet zapasową strunę i kostkę gitarową). Gitarę na początku trzeba oczywiście nastroić, do tego polecam darmową aplikację Guitar Tuna, która u nas bardzo fajnie się sprawdziła. Jedyny minus jest taki, że gitara dość szybko się rozstraja i trzeba znów zasiąść do kręcenia kołeczkami. Przy czym jest to też dobre o tyle, że ciekawskie dziecko dość szybko uczy się przy okazji, jak stroić gitarę, z łatwością można też ten czas wykorzystać do nauki i powtarzania budowy gitary. Wielkim plusem jest też to, że dźwięk gitary nie jest aż tak świdrujący i nie dudni tak w całym ciele biednego rodzica, jak np. instrumenty perkusyjne. Spokojnie więc damy radę wytrzymać brzdąkanie. Dla spokojności poradzę Wam jednak, że warto od początku uczyć dziecko szacunku dla uszu domowników i mówić mu, że jeśli ktoś sobie nie życzy i poprosi o granie w innym pomieszczeniu, to dobrze jest go posłuchać.
Poniżej film pokazujący, że Tosia ogarnia już to, że dotykanie strun drugą ręką sprawia, że nie brzmią za dobrze, albo wcale. Niestety nie udało mi się nagrać jej w pozycji hiszpańskiego grajka, z gitarą do przodu, na stojąco i z wysuniętą jedną nóżką, by kolanem podtrzymać pudło rezonansowe. Muszę koniecznie ją na tym przydybać i nagrać, bo wygląda świetnie. Dorzucam też precedensowe nagranie mnie samej, brzdąkającej na lekko już rozstrojonej gitarze, możecie sobie posłuchać jak ona dokładnie brzmi.
Drugim instrumentem, który dostałyśmy do recenzji od Nefere, jest marakas (bądź jak mówi Tosia markakas). Szczerze mówiąc po odpakowaniu paczki, byłam w szoku, jak ślicznie może być wykonany tak prościutki instrument. Spójrzcie z resztą sami, czyż ta krowia mordka nie jest słodka?! Do tego jeszcze filcowa podkładka, dzięki której mała rączka się nie zsuwa i marakas nie ląduje po drugiej stronie pokoju. Marakas jest prześliczny, wydaje łagodny dźwięk idealny do wybijania i powtarzania rytmu. Do tego jest niedrogi, więc polecam z całego serca. Na filmie możecie zobaczyć jakie szaleństwa potrafi z nim wyrabiać Tosia.
2. Instrumenty i dodatki do tańca DIY
Poza gotowcami, pobawiłyśmy się też trochę z Tosią w tworzenie naszych własnych instrumentów oraz małych sensorycznych dodatków, które umilają taniec.
- kółko z wstążkami - to element dekoracyjny przy tańcu, który nie tylko go umili, ale też pozwoli dziecku lepiej zaobserwować jego własne ruchy, ich płynność i siłę. Do wykonania takiej ozdoby, będziecie potrzebować: drewniane kółko (do kupienia np. w sklepie budowlanym), wstążki, nożyczki. Wystarczy wymierzyć tylko odpowiednią długość wstążek (głównie chodzi o to, żeby dziecko ich nie przydeptywało), przyciąć i zawiązać na kółku.
- dzwoneczki na rękę albo kostkę - taki drobiazg, a pozwoli lepiej zmodyfikować nasze ruchy, by dopasować je do rytmu. Dzwoneczki zawieszone na kostkach bądź nadgarstkach, są świetną kontrolą błędu w czasie tańca i pozwolą dziecku na samodzielne modyfikacje. Do ich wykonania, będziecie potrzebować: gumki do włosów, cienki sznurek, dzwoneczki i nożyczki. Dzwoneczki wystarczy nanizać na kawałek sznurka i zawiązać go na gumce do włosów. Można sznureczki obciąć, ale według mnie takie długie bardzo ładnie się prezentują.
- bębenek - wszelkiej maści kupne bębenki, wydają z siebie według mnie potworne dźwięki, które umarłego potrafiłyby wyciągnąć z grobu. Stąd też sama Tosi jeszcze żadnego nie zakupiłam, pokusiłam się natomiast o skonstruowanie naszego prywatnego, który okazał się przyjemnie cichy. Do jego wykonania będziecie potrzebować: puszkę (bądź inny pojemnik z wieczkiem), duży balon, nożyczki, gumkę recepturkę, kolorowy karton, klej, ozdoby. Puszkę oklejamy kartonem, na wierzch naciągamy balon z odciętą końcówką, usztywniamy gumką recepturką i ozdabiamy. Bębenek gotowy. Nasz potrzebuje jeszcze upiększenia, ale tym zajmiemy się z Tosią dopiero w weekend. Można jeszcze dorzucić do niego pałeczki z gałązek znalezionych pod drzewem na spacerze, albo z patyczków po lodach.
- fletnia - czy raczej instrument działający na wiatr. To świetna opcja dla wrażliwych słuchowców, którzy choć chcieliby zapoznać dziecko z instrumentami, to jednak boją się potwornego hałasu. Fletnia jest cichutka i bardzo przyjemna dla ucha. Dziecko musi nieco pokombinować, żeby nauczyć się wydawać z niej dźwięki, a przy okazji genialnie ćwiczy mięśnie twarzy (ćwiczenie logopedyczne). Do jej wykonania, będziecie potrzebować: słomki (najlepiej grube), patyczki logopedyczne, klej na gorąco, nożyczki. Przy pomocy kleju na gorąco przyklejamy słomki do patyczka logopedycznego z obu stron. Po czym obcinamy słomki na ukos tak, żeby z jednej strony była króciutka, a z drugiej długa. Gotowe, dźwięk jest cichutki, ale pozwala dziecku w prosty sposób odkryć, jak różni się dźwięk powietrza wpuszczanego do słomek o różnej długości.
- Harmonijka ustna - albo może bardziej coś w stylu starodawnego grzebienia czy grania na źdźble trawy. Zasada działania tego cuda jest banalnie prosta, wprawiamy bowiem w wibracje kartkę, umieszczoną ciasno pomiędzy patyczkami. A trzeba przyznać, że ta wibracja wydaje niesamowicie śmieszny dźwięk, bardzo polecam wypróbować! Żeby ją wykonać, będziecie potrzebować: dwa grube patyczki logopedyczne, dwie gumki recepturki, dwa kawałki wykałaczki, pasek papieru. Papier umieszczamy jak w kanapce, pomiędzy patyczkami logopedycznymi. Na jednym końcu umieszczamy ciasno zaplątaną gumkę recepturkę i wsuwamy kawałek wykałaczki. Z drugiej strony również umieszczamy wykałaczkę, ale z przeciwnej strony kartki niż poprzednio i również oplątujemy wszystko gumką. Gotowe, wystarczy tylko ścisnąć harmonijkę wargami i dmuchnąć. Wrażenia gwarantowane!
3. Gra w podsłuchiwanie
Poza graniem na gotowych bądź zrobionych własnoręcznie instrumentach, chciałam Wam też zaproponować kilka zabaw muzycznych, które fajnie urozmaicą każdy dzień. Na początek nasz absolutny faworyt i wielki hit, czyli Gra w podsłuchiwanie. Gra polega na tym, że na stole rozkładamy wszystkie instrumenty, jakie mamy w domu, stawiamy obok krzesło i sadzamy na nim dziecko, tyłem do stołu. Trzeba pilnować, żeby młodociany nie podglądał. Bierzemy dowolny instrument i wydajemy z niego dźwięk, na początku prosty, później można dodać zadaniu trudności i wygrywać trudniejsze rytmy. Zadaniem dziecka jest na słuch odgadnąć co to za instrument i na nim zagrać. Prościutkie w wykonaniu, ale dzieci się przy tym genialnie bawią. Rodzice z resztą też!
4. Powtarzanie rytmu
Do tej zabawy najlepiej nadadzą się instrumenty perkusyjne, ale inne też dadzą radę. My użyłyśmy marakasa i zastępstwa dla drugiego w postaci opakowania po kinder niespodziance, do którego wsypałam ziarenka słonecznika. Zadanie polega na tym, by zagrać na instrumencie jakiś prosty rytm, a druga osoba ma go powtórzyć. Niby nic trudnego, a przy bardziej skomplikowanych rytmach naprawdę można się pogubić. A dzieci nie mają w tym względzie litości.
5. Karty trójstopniowe z intrumentami
Oczywiście przygotowałam dla Tosi i dla Was zestaw kart z podstawowymi instrumentami, takimi z którymi spotykamy się najczęściej. Szablon do drugu możecie ściągnąć STĄD. My bawimy się głównie rozpoznając instrumenty na obrazkach, dopasowując instrumenty prawdziwe do obrazków i naśladując wydawane przez nie dźwięki.
6. Taniec z balonem, wstążkami, dzwoneczkami
Taniec jest dobry zawsze i wszędzie. Polecam Wam gorąco, puścić od czasu do czasu radio albo jakąś muzykę z laptopa czy wieży i po prostu potańczyć, bez żadnych zasad, zupełna swoboda. Dzieci się w to świetnie wkręcają. A jeśli dodamy do tego dodatkowe elementy sensoryczne, jak wstążki, dzwoneczki czy balon (polecam wielkie balony, opadają nieco wolniej, dzięki czemu dzieci bez problemu za nimi nadążają, wydają też świetne dźwięki po lekkim uderzeniu), zabawę na długo mamy gwarantowaną.
My do tańców najchętniej puszczamy albo radio albo muzykę klasyczną, niżej dorzucam dla Was linka z moją wyselekcjonowaną playlistą utworów klasycznych, które idealnie nadadzą się do tańca z dziećmi. Choć można je też wykorzystać do lekcji ciszy i zabaw przed snem.
7. Wspólne oglądanie oper, baletów oraz występów tanecznych
Im więcej stylów tańca pozna dziecko, tym lepiej, niech ogląda zarówno break dance jak i balet czy taniec ludowy. To naprawdę świetne doświadczenie. Jeszcze lepszy efekt osiągniemy, jeśli zabierzemy malucha do teatru, na występ sceniczny na żywo czy do filharmonii. I spieszę Was uspokoić oraz zapewnić, że nie ma w tym niczego nadzwyczajnego, a teatry i filharmonie naprawdę urządzają rozmaite imprezy dla maluszków, nawet tych najmniejszych. Ot, chociażby warszawska Smykofonia.
8. Kostka muzyczna
Ostatnia moja muzyczna propozycja na dziś, również nieodmiennie wzbudza mnóstwo emocji, przede wszystkim dzikiej radości, bo zawiera w sobie i trochę ruchu i trochę grania i trochę niepewności. Zabawa polega na rzucaniu kostką (szablon do drugu z podstawowymi instrumentami znajdziecie TUTAJ), odnajdowaniu odpowiedniego instrumentu i graniu na nim. Ćwiczymy z dzieckiem spostrzegawczość, zręczność, a przede wszystkim rozpoznawanie i przyporządkowywanie instrumentów.
Mam nadzieję, że wpis przyda Wam się w codziennych zabawach z potomkami i wykorzystacie choć część proponowanych przez nas zabaw. Warto rozwijać słuch i koordynację u dzieci, warto słuchać różnych gatunków muzycznych z dzieckiem i ćwiczyć z nim różne gatunki tańców. Warto cieszyć oczy i uszy tańcem i muzyką, one łagodzą obyczaje.
Wpis powstał przy współpracy ze sklepem Nefere:
Koniec psot!
Świetny ten instrument ze słomek :)
OdpowiedzUsuńMoja córka niestety upodobała sobie ostatnio flet, a ja jako miłośnik ciszy nie jestem tym zachwycona :)
Piękne instrumenty szczególnie te robione przez Was <3 a sama zabawa wyśmienita...MEGA brawa dla Tosi i mamy!
OdpowiedzUsuńInstrumenty ze sklepu są ciekawe, ale nie ma to, jak te przygotowane własnoręcznie. Świetne propozycje.
OdpowiedzUsuńInstrumenty ciekawe, barwne, poręczne i co najważniejsze, dające dziecku dużo radości. [co widać u Tosi i mamy].
OdpowiedzUsuńGitara jest świetna! A ja zapraszam do siebie :)
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł i super zabawa! :)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem bardzo fajnie opisany problem. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńCiekawe informacje
OdpowiedzUsuńInteresujący wpis
OdpowiedzUsuń