Widzicie co się dzieje za oknem? Te chmury, ta szarość listopadowa, u niektórych też pewnie bezlitośnie pada deszcz. I jak tu nie popaść w depresję, no jak? Otóż ja mam pewien koncept, którym mogę się z Wami podzielić. Po pierwsze trzeba latem bądź wiosną nacykać mnóstwo pachnących ciepłem zdjęć, takich jakie możecie obejrzeć w niniejszym wpisie. Następnie w listopadzie udekorować nimi ściany i meble, żeby otoczyć się latem. Albo zasypać nimi ścianę na blogu, o tak jak ja niniejszym czynię. Przypominam o lecie i o słońcu, o ciepłym wietrze i miękkiej, zielonej trawie. A wraz ze zdjęciami o lecie przypomina także bohaterka dzisiejszego wpisu, czyli książka Dzieci z Bullerbyn w fantastycznym wydaniu. Zapraszam!
Dzieci z Bullerbyn to jedna z moich ulubionych książek dzieciństwa i choć traktuje nie tylko o letnim czasie, już zawsze będzie mi się kojarzyć właśnie z tym okresem w roku. Głównie dlatego, że po prostu czytałam ją, nie, ja ją pochłaniałam w czasie wakacji, siedząc na śliwce w sadzie mojego dziadka. Byłam jednym z tych dzieci, które potrafiły dniami i nocami przesiadywać nad książkami i czytać, czytać, czytać. Pamiętam do dzisiaj przesiadywanie pod kołdrą z latarką w ręku, nad Akademią Pana Kleksa i Rogasiem z Doliny Roztoki. Tak, choć nie byłam kujonem, wręcz przeciwnie, to lektury przeczytałam wszystkie (poza może Pilotem Pirxem, ale czy istnieje człowiek, który byłby zdolny to przeczytać!?) i podobało mi się znienawidzone przez wszystkich Nad Niemnem, do dziś uwielbiam Krzyżaków i nie znoszę Wokulskiego z Lalki, choć samą książkę czytało się świetnie. I będąc takim dzieckiem, zawsze na koniec roku szkolnego błagałam moją polonistkę o listę lektur na kolejny rok i czytałam je sobie latem... Takie ze mnie dziwadło.
Jedną z tych moich wakacyjnych lektur były Dzieci z Bullerbyn, niesamowicie ciepła i rodzinna opowieść o grupce dzieciaków z maleńkiej wioski gdzieś na krańcu świata. Choć dziś wiem, że to nie znowu taki daleki koniec świata, gdyż pierwowzór Bullerbyn, to osada Sevedstorp, gdzie autorka powieści Astrid Lindgren przeniosła się krótko po narodzinach i gdzie spędziła całe swoje dzieciństwo. Do dziś z resztą można obejrzeć trzy stojące obok siebie domki, które żywcem przeniosła do najnowszego wydania książki autorka ilustracji Magdalena Kozieł-Nowak. Z resztą zobaczcie sami, jak tam jest pięknie:
Źródło zdjęcia: KLIK |
Wszystkim fanom Szwecji i Astrid Lindgren, polecam też zajrzenie na bloga Polka w Szwecji, gdzie jest cały wpis o podróży autorki bloga w miejsca, w których mieszkała, pracowała i które kochała Astrid.
Najnowsze wydanie, które wyszło pod szyldem Naszej Księgarni, jest w zasadzie zbiorem trzech książek o wesołej bandzie z Bullerbyn. Pierwsza książka to ta najważniejsza, tytułowa, dwie pozostałe zaś, to: "Więcej o dzieciach z Bullerbyn" i "Wesoło jest w Bullerbyn", które w Polsce zawsze były wydawane razem. Główną bohaterką książki jest siedmioletnia Lisa, która mieszka z rodzicami i dwójką starszych braci Lassem i Bossem w tzw. Zagrodzie Środkowej. Zagrody w Bullerbyn są w sumie trzy i tak w Zagrodzie Północnej mieszkają jeszcze dwie dziewczynki Britta i Anna z rodzicami oraz dziadkiem, zaś w Zagrodzie Południowej mieszka Olle z rodzicami, a później dołącza jeszcze do nich jego młodsza siostrzyczka Kerstin.
Tak mała społeczność sprawia, że wszyscy znają się doskonale od podszewki, tam nie ma anonimowości wielkiego miasta, jest jedna, wielka rodzina Bullerbyn (nota bene w wolnym tłumaczeniu nazwa osady brzmiałaby Hałaskowo). Czuć więź łączącą wszystkie postacie, w końcu przeżyli wspólnie tak wiele, że po prostu nie da się inaczej. Do tego osada jest położona z daleka od skupisk ludzkich, najbliżej położonym miasteczkiem jest Wielka Wieś, gdzie dzieci chodzą do szkoły. Poza tym dookoła są tylko góry i lasy oraz jezioro. Czuć spokój i leniwość, czuć błogość słodkiej codzienności na wsi pełnej zwierząt. Czytając człowiek wpada w wir rzeczy zwykłych i niezwykłych zarazem. Nazwy, które dzieci nadają różnym miejscom w Bullerbyn i okolicy, jak Góry Skaliste, Ręka Trupa, Złamany Ryjek czy Grzmiąca Jama, rozbudzają wyobraźnię, a jednocześnie człowiek doskonale wie, że w każdym małym miasteczku czy wiosce, takie miejsca się znajdą. Astrid Lindgren kochała spokojność wsi i małych miasteczek i doskonale to widać we wszystkich jej książkach. Dzieci z Bullerbyn są jakby apogeum, tym najważniejszym z najważniejszych dzieł, które wyraża wszystko, co grało w jej duszy.
Pamiętacie wakacje u babci? Ogniska nad jeziorem? Wiśnie i jabłka rwane prosto z drzewa czy maliny i jeżyny, które z narażeniem zdrowia zrywało się z kolczastych krzaczków gdzieś w środku lasu. Wędrówki po cichym buszu, gdzie nie ma ścieżki, gdzie nogi zapadają się w miękki mech, a gałązki strzelają przy każdym kroku, wywołując zza drzew niesamowite echo. Wspinaczki na skałki, które wydawały się wielkimi górami, leżenie na łące i gapienie się w chmury. Wspinanie i łażenie po drzewach, zapach truskawek i chłód rosy na gołych stopach. Albo z innej strony zbieranie naręczy kolorowych liści i kasztanów jesienią, spacery w ciepłym szaliku, włóczkowej czapce i rękawiczkach od babci. Jeżdżenie na łyżwach kiedy lód skuł grubą warstwą wodę zamarzniętą na polach. Szaleństwa na sankach i trochę za dużych nartach odziedziczonych po tacie. To wszystko są dla mnie symbole radosnego dzieciństwa, które machają do mnie ze stronic tej wspaniałej książki.
Astrid Lindgren była czarodziejką, która jak nikt inny pośród pisarzy, znała się na dzieciach, ich marzeniach i pragnieniach, na ich codzienności. To jedna z moich najukochańszych pisarek i do dzisiaj jej książki mogłabym czytać wciąż odnowa, upajając się ich niezwykłym urokiem. Dzieci z Bullerbyn zaczęłyśmy z Tosią czytać w tym tygodniu, trochę nieśmiało, bo to jednak ogrom opowieści i na pewno nie przeczytamy wszystkiego na raz. Podejrzewam, że będziemy teraz kilkakrotnie wracać do pierwszych rozdziałów, wciąż na nowo przeżywać siódme urodziny Lisy. Ale cieszy mnie to, że Tosi ten świat bardzo się podoba. Tak samo z resztą jak Lotta z ulicy Awanturników, którą znam już prawie na pamięć, bo czytamy nieustannie, w kółko i wciąż od nowa gdzieś tak od pół roku. Muszę Wam o niej też trochę napisać, bo wydanie z opowiadaniami jest przecudnej urody.
Sięgajcie po klasykę dla dzieci, szczególnie jeśli któreś z wydawnictw pokusi się o tak dobrze zilustrowane wydanie. Dzieci z Bullerbyn od Naszej Księgarni są zdecydowanie warte tego, by zagościć na książkowych półkach w pokojach każdego dziecka. Ja kocham i kochać będę już zawsze.
Zapraszam też do obejrzenia blogów innych uczestniczek projektu, znaleźć je możecie TUTAJ.
Koniec psot!
ha! ja też :)
OdpowiedzUsuńi to wcale nie tylko to ostatnie "love 4ever"...
też podobało mi się "Nad Niemnem", też śliwa, "Krzyżacy" na wakacjach u babci, łyżwy na jeziorze i truskawki prosto z krzaczka, Kleks, Wokulski, nawet Pirx - wtedy, bo później (prze)czytało się całkiem nieźle ;)
i oczywiście TEŻ "Dzieci z Bullerbyn" <3
a w Szwecja zaiste równie piękna (przynajmniej miejscami) jak te wspomnienia
TEŻ polecam (wszystkie w/w)
aha - i także staram się pamiętać, żeby sobie napstrykać trochę lata "na zaś"
Usuńładna trawka :)
Trawki dziadkowej trzeba szukać pomiędzy mchem, bo strasznie mu działkę zarasta, ale byłyśmy twarde i się udało :D A za przeczytanie Pirxa podziwiam ;)
UsuńZ lekturami było u mnie tak, że na początku wcale nie czytałam. Jakieś zaczarowane zagrody, plastusiowe pamiętniki i inne rogasie wydawały mi się skrajnie głupie. Do dziś nie wiem o czym to wszystko. :D Przełom nastąpił po W postyni i w puszczy, dopiero wtedy polubiłam lektury.
OdpowiedzUsuńDzieci z Bullerbyn uwielbiałam zawsze, chociaż kojarzą mi się właśnie z zimą! Te świąteczne rozdziały czytane w grudniu... magia! I kompletnie nie mogę się przekonać do tego wydania, nie podoba mi się. Te ilustracje są wręcz paskudne, zbyt nowoczesne, nie pasują. Kiedy myślę o Bullerbyn to widzę klasyczne ilustracje ze starych wydań. Zakamarki wydały trzy dodatkowe opowiadania z takimi właśnie ilustracjami w kolorze i to jest mój ideał, tak powinno wyglądać całe Bullerbyn.
Sporo ludzi narzeka na te ilustracje, a mnie się podobają :D Taka jakaś dziwna ze mnie persona. Tosi też przypadły do gustu, ale mamy też klasyczną wersję i opowiadania, w tym oczywiście to o Bożym Narodzeniu i również czytamy co roku, żeby wprowadzić się w świąteczny klimat :)
UsuńJak miło, gdy kolejne pokolenie sięga po takie książki. Masz śliczną córeczkę. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńhttp://codziennik-kobiety.blogspot.com/
Dziękuję i jestem całą sobą za klasyką lektur dla dzieci, choć i współczesne książki bardzo lubię :)
UsuńDzieci z Bullerbyn to również jedna z moich ulubionych książek i z pewnością zakupię to wydanie bo jest przecudowne. I kupię nie tyle dzieciom ile dla siebie, bo nadal uwielbiam tę książkę :-D Przez Pilota Pirxa również nie umiałam przejść, ja w ogóle nie wiem kto to napisał?! Na szczęście nasza polonistka stwierdziła, że to zbyt trudna lektura i zrezygnowała z niej :-) Ja uwielbiałam czytać od dziecka (dzięki Mamie), ale lektur nie znosiłam, bo żeby napisać sprawdzian z lektury na dobrą ocenę musiałam przy czytania robić szereg denerwujących notatek, które zabijały radość czytania, niestety :-( Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa mam na szczęście dobrą pamięć do szczegółów jeśli lektura mi się podoba, ale na nieszczęście wszystko po czasie umyka i przy drugim podejściu do lektury mam tak, jakbym jej nigdy nie czytała :P Mój mąż ma za to odwrotnie, nie pamięta może zbyt szczegółowo, ale za to już na zawsze i nie może przez to wracać do ulubionych książek, drażni go jak zna fabułę :P
UsuńJedna z moich ulubionych książek. Już niedługo sięgniemy po nią z Tosią i będziemy czytać moje stare, zniszczone wydanie. Choć to także wygląda pięknie!
OdpowiedzUsuńKażde wydanie tej książki jest przecudne :)
UsuńJako dziecko nie przeczytałam nigdy w całości Dzieci z Bullerbyn... Teraz bym to chętnie nadrobiła:-)
OdpowiedzUsuńOj, Dusia jest chyba w idealnym wieku na tę lekturę, więc do dzieła! :D
UsuńMusze w końcu młodej kupić :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie :)
UsuńOstatnio dzięki lekturom w szkole wracam ponownie do książek z dzieciństwa. Był już Koziołek Matołek, Krasnal Hałabała, Karolcia, Plastusiowy pamiętnik i teraz czas na Dzieci z Bullerbyn, chociaż już częściowo wcześniej sięgaliśmy po niektóre części.
OdpowiedzUsuńTo jeden z plusów bycia rodzicem, zdecydowanie :D
UsuńFajnie sobie odświeżyć tę przygodę zwłaszcza w takim kolorowym wydaniu.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że jest to moja ulubiona książka z dzieciństwa. Przeczytałam ją kilka razy samodzielnie a jeszcze wcześniej czytała mi ją mama. Do tej pory pamiętam przygody dzieci a minęło ponad 25 lat od kiedy miałam ją w rękach! Moje maluchy są jeszcze za małe na samodzielne czytanie ale nie wiem czy nie wybiorę dla nich audiobooka https://jungoffska.pl/collections/dzieci-z-bullerbyn . Na pewno te historie też ich zaciekawią i pokochają tą książkę tak jak i ja. A audiobooki można puszczać w różnych okolicznościach, nie tylko przed snem.
OdpowiedzUsuń