Pokazywanie postów oznaczonych etykietą owady. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą owady. Pokaż wszystkie posty

11 kwietnia 2016

Matematyczne biedronki

 

Żebyście nie pomyśleli sobie, że my tylko siedzimy w rozmaitych projektach i tworzymy do nich szeroko zakrojone warsztaty, postanowiłam wrzucać częściej pojedyncze pomysły na zabawy i zajęcia z maluchami. Co powiecie na proste i szybkie aktywności, wymagające jedynie krótkiego przygotowania materiałów wieczorem?
Zajrzyjcie i sprawdźcie o co chodzi z Matematycznymi biedronkami.

1 września 2015

12 sekretów: Babie lato


Kolejny pierwszy dzień miesiąca, tym razem dość niezwykły, bo to pierwszy dzień roku szkolnego, w wielu domach idzie nowe. Dla jednych dzieci to pierwszy dzień w przedszkolu, dla innych pierwszy dzień w szkole, a dla większości powrót "na stare śmieci" i powakacyjne spotkanie ze szkolnymi i przedszkolnymi przyjaciółmi, mnóstwo śmiechu, opowieści i nadziei na dobry rok. Tosia jeszcze nie zna magii pierwszego dnia września i pozna ją najprawdopodobniej dopiero za dwa lata. W tym roku ten zaskakująco upalny dzień spędziłyśmy na bieganiu po podwórku, chlapaniu się w wodzie, podlewaniu kwiatków, przelewaniu, łowieniu i generalnie schładzaniu się na wiele sposobów. Czas jednak przejść do głównego powodu powstania niniejszego posta, czyli nowego tematu w blogowym projekcie 12 sekretów. Na wstępie przypomnienie o co chodzi:

1. Zabawa trwa od 1 lipca 2015 roku do 30 czerwca 2016 roku.

2. W każdym miesiącu będzie się pojawiał nowy temat do opracowania, podejście do tematu jest dowolne, mogą to być zabawy plastyczne, zdjęcia, zabawki, książki, jakaś wyprawa czy filozoficzna rozprawka, cokolwiek przyjdzie Wam do głowy, mam nadzieję, że będzie dużo zaskoczeń i kreatywności :)

Poniżej lista przerobionych już tematów:

  • lipiec: sekrety ciepłego, letniego deszczu
  • sierpień: sekrety drzwi wszelakich
  • wrzesień: sekrety Babiego lata
  • październik: ?
  • listopad: ?
  • grudzień: ?
  • styczeń: ?
  • luty: ?
  • marzec: ?
  • kwiecień: ?
  • maj: ?
  • czerwiec: ?
 
3. Można wziąć udział w pojedynczym temacie, albo w całości projektu. Dla chętnych istnieje grupa na FB, gdzie będzie się można inspirować i bliżej zaprzyjaźnić. Chęć do udziału w projekcie zgłaszajcie na maila przepysznikowa.toczka@gmail.com. Do grupy można dołączyć w każdej chwili.

4. Liczba postów do poszczególnych tematów jest dowolna, także w miesiącu możecie zasypać mnie lawiną swojej kreatywności w dowolnych ilościach.

5. Linki do postów realizujących projekt umieszczacie pod przeznaczonym do tego postem na moim blogu IGranie z Tosią. We wrześniu będzie to niniejszy post, wystarczy kliknąć w niebieski guzik na końcu posta i dodać linka. Posty można dodawać na bieżąco przez cały miesiąc.

6. Udział może wziąć każdy, kto ma gdzie umieścić realizującego projekt posta, a więc bloga lub własną stronę. Oraz przede wszystkim każdy, kto ma chęć na kreatywną zabawę w dobrym towarzystwie.

7. W czasie trwania projektu umieśćcie w widocznym miejscu, na stronie bądź blogu, logo z linkiem do posta zapowiadającego projekt KLIK.

8. Każdy Wasz post w ramach projektu opatrzony niech będzie logo projektu z linkiem.

Logo projektu:

300 pixeli

250 pixeli

200 pixeli

Jaki zatem temat przygotowałam dla was na ten miesiąc? Długo się nad tym zastanawiałam, nie chciałam bowiem, żeby temat trącił myszką, był banalny albo podatny na oczywistości. Olśniło mnie jak stałam na przystanku i patrzyłam na lekko pożółkłe liście, przypomniała sobie wtedy o cudownym czasie Babiego lata, delikatnym ciepełku za dnia i chłodnych nocach. O tym cudownym czasie biegania po lesie, zbierania grzybów i wygrzewania się w ostatnich, letnich promieniach słońca. To będzie dobry temat, tylko czy aby nie zbyt banalny? Włączyłam mateczkę Wikipedię i zasięgnęłam jej rady na ten temat. Dowiedziałam się, że Babie lato to nie tylko wrześniowe, ciepłe dni, ale przede wszystkim nić pajęcza. Trochę mi wstyd, że wcześniej tego nie wiedziałam, ale człowiek uczy się w końcu całe życie. A zatem dla tych, którzy tak jak ja nie wiedzą skąd ten termin się wziął. Otóż Babie lato to nazwa dla przędnych nitek zwisających z drzew, a którymi młode pająki przemierzają lasy w poszukiwaniu... właściwie to nie wiadomo czego :) Z czasem termin ten przylgnął także do wrześniowych tygodni, kiedy tych nitek jest najwięcej i najlepiej je widać. Także sami widzicie, że temat urodzajny i mam nadzieję, że przyniesie nam mnóstwo wspaniałych pomysłów na zabawy i nie tylko.






Przede wszystkim więc plan na wrzesień, jak najwięcej wypraw do lasu! Myśmy już w sierpniu wyruszyli po ścieżce przyrodniczej, żeby poszukać ilustracji do dzisiejszego posta. Troszkę ich znaleźliśmy, trafiło się nawet typowe babie lato, tylko kapryśnie nie dało się dobrze sfotografować. Na jego końcu wisiał listek, który nieustannie bujał się na wietrze i uciekał z kadru, nawet małżonowa pomoc niewiele pomogła. Ale cóż, jest kilka pająków mniejszych i większych, jest trochę pajęczyn, więc wiadomo już o co chodzi!








4 sierpnia 2015

Zabawy podwórkowe


Co jakiś czas zamieszczam na blogu posty, które w zasadzie nie podejmują żadnego tematu, posty w których nie ma żadnej recenzji książkowej, instruktarzu jak stworzyć super zabawkę czy też recenzji zabawki kupionej. Posty traktujące o naszej codzienności, o drobnych przyjemnościach i nauce mimochodem, o nauce poprzez poznawanie świata. Lubię te posty, mimo że do Waszego życia pewnie niczego specjalnego nie wniosą. Staram się w większości przypadków pokazywać Wam te z naszych pomysłów (bo nie pokazuję wszystkich, niespodzianka ^_^ ), które mogą się spodobać, zaciekawić i pobudzić do własnej kreatywności. Czyli robić to, co każdy szanujący się bloger powinien, odpowiadać na potrzeby czytelników. Tu jednak robię wyjątek, mówię o nas i o naszych pozytywnych emocjach. Choć posty takie niczego nie uczą, niczego niezwykle błyskotliwego nie pokazują, są częścią naszej rodziny.


Dzisiaj właśnie mam dla Was taki post, niby o niczym, a dla nas bardzo cenny. Myślę też, że Tosia w przyszłości z przyjemnością go przeczyta i obejrzy zdjęcia. Chciałam Wam pokazać kawałek naszych podwórkowych, niedzielnych zabaw, bo choć nasze podwórko pozostawia wiele do życzenia, to jednak można w nim znaleźć sporo fantastycznych zajęć idealnych dla małej Tosi. Tym razem wybrałam dla nas przede wszystkim mazanie kredą po betonie. Betonu u nas pod dostatkiem, w zacisznym kącie zabrałyśmy się więc do pracy. Niestety ostatecznie okazało się, że kreda sprawia więcej radości "starej matce" niż łobuzującej Tosi. Pomazała chwilę, wymieniła kolory, trochę mi pomogła w pracy nad polską flagą i małym powstańcem (postanowiłam nadać naszej zabawie mały akcent patriotyczny, ze względu na 71 rocznicę Powstania Warszawskiego i choć mała jeszcze nie rozumie co to takiego, wie już jak wygląda polska flaga!) i uciekła do objadania krzaczka poziomek... Mama w tym czasie bawiła się w rysowanie kredowego bałwana, tak dla ochłody.












Poziomki to jej wielka miłość i jak się już wreszcie przeprowadzimy na swoje, musimy założyć mały ogródeczek, w którym poziomki zajmą poczesne miejsce. Tata musi też każdą poziomkę dokładnie umyć, zanim panienka zdecyduje się ją pożreć.


Obowiązkowym punktem programu jest także grzebanie w worku ze spinaczami do bielizny oraz zbieranie i mycie kamyczków. Tosia lubi pomagać babci w utrzymaniu porządku w ogródku.



Podziwiałyśmy też małe dzieła sztuki stworzone przez naturę, choć ogródek mamy malutki, to rosną w nim naprawdę piękne kwiaty.





Pośród kępek trawy znalazłyśmy też bardzo ciekawego robaczka. Jak udało mi się dowiedzieć z Internetu, robaczek ten to Miodwa łąkowa, pięknie się nazywa, prawda? Obserwowanie jej było czystą przyjemnością i niezłą zabawą, ponieważ przydybałyśmy je akurat w trakcie wykopywania norek.








Miodwa łąkowa należy do rodziny Grzebaczowatych, których przedstawiciele budują gniazda w suchym podłożu, kopią długie nawet na 40cm norki z wieloma odgałęzieniami, na końcu których mieszczą się jamy z larwami. Dorosłe osobniki żywią się nektarem kwiatów, takie to romantyczne, ah! A larwy innymi owadami... Rodzice muszą upolować jakąś muchę, sparaliżować ją i zaciągnąć do norki (widziałam na własne oczy jak miodwa podniosła kamyk i przeniosła go kawałek dalej, więc są niesamowicie silne). W gnieździe sparaliżowany owad żyje jeszcze jakiś czas, a larwy po trochu go zjadają... To już jest nieco mniej romantyczne i w sumie dobrze, że wszystko odbywa się pod ziemią i jedyne, co mogłyśmy zaobserwować, to kopanie. A kopanie w wykonaniu owada wygląda świetnie, trochę jakby kopał pies. Piasek miodwa zagarniała przednimi odnóżami i wyrzucała do tyłu. Zawsze zaczynała kawałek od jamy i systematycznie zbliżała się do otworu, jak już była tuż przy nim, komicznie się wycofywała i kopała od nowa. Tosia była nimi zachwycona, szczególnie jak zaczynały latać, ich skrzydła są tak mocne i tak szybko się ruszają, że wymiatają piasek pod sobą, jak mały helikopter. Polecam takie doświadczenie, a jeśli nie uda Wam się znaleźć w okolicy miodwy (choć jest dość pospolita), to proponuję obejrzenie nagranych przez nas filmów. A jeśli chcecie dowiedzieć się o niej więcej, ciekawy artykuł znajdziecie TUTAJ.



A na koniec, po tych wszystkich ekscytujących zabawach, przyszedł czas na chwilę odpoczynku przy babcinej krzyżówce. Dobrze, że babcia nie miała nic przeciwko zamazaniu długopisem rozwiązanych stron. Pożarliśmy też po wielkim kawałku szarlotki, na którą przepis znajdziecie na moim drugim blogu Przepyszniku KLIK.



Taką to mieliśmy wesołą i podwórkową niedzielę, zdecydowanie lubimy spędzać czas w ten sposób!

Post bierze udział w projekcie Mały Przyrodnik. Zadaniem specjalnym na lipiec i sierpień jest poznanie przyrody wszystkimi zmysłami. U nas tym razem była prawdziwa uczta, oglądaliśmy bowiem śliczne kwiatki i ciekawego owada, słuchaliśmy jak bzyczy i czuliśmy na rękach podmuch jego skrzydełek. Smakowaliśmy też z lubością szarlotki z pierwszych w tym roku papierówek, absolutna pychota! A jak pachniała ;) Obskoczyliśmy więc wszystkie pięć zmysłów w jedno popołudnie, udany to był dzień!

30 czerwca 2015

Mrówki



Dziś ostatni dzień czerwca, a był to w tym roku naprawdę przepiękny miesiąc. Pogoda jak na zamówienie, ani za zimno, ani za gorąco, deszcz trochę pokropił, ale tylko tyle, by rośliny rosły bujnie i zdrowo. Idealna pogoda, by biegać po dworze od świtu do nocy powiecie i tak też było rzeczywiście. Wychodziłyśmy z Tosią dość często, głównie na podwórko, żeby ćwiczyć chodzenie, dalej zapuszczałyśmy się rzadko i w sumie tyle nam do szczęścia wystarczyło. Chodząc jednak z dzieckiem za ręce, ciężko cykać zdjęcia, toteż przez ostatnie tygodnie mało u nas o przyrodzie. Z chwilą jednak, w której Tosia puściła się maminych rąk i ruszyła samodzielnie przed siebie, mogłam wyciągnąć wreszcie aparat i poszaleć (z przerwami na domaganie się Tosi, by włączyć i wyłączyć aparat, co uwielbia robić).


W projekcie blogowym Mały Przyrodnik, czerwiec stanął pod znakiem wszelkiej maści robactwa, które gości w naszych ogródkach, na naszych trawnikach i drzewach, a nawet w naszych domach. Jako, że poprzednim razem pisałam o pszczołach, które w kwietniu tłumnie nawiedziły nasze małe poletko mniszka lekarskiego, tym razem postanowiłyśmy się z Tosią lepiej przyjrzeć, najbardziej pracowitym stworzonkom na naszym podwórku, czyli mrówkom. Nie są one najwdzięczniejszymi modelkami pod słońcem. Prawdę mówiąc poruszają się zwykle z taką prędkością, że ciężko było jakąkolwiek złapać w obiektyw. Tosi wielką radość sprawiało patrzenie na ich szybkie przełajowe biegi pomiędzy kwiatkami. Siedziała przy babcinym mini ogródku i po prostu patrzyła, zafascynowana. Ja natomiast strzelałam jedną fotkę za drugą i zrobiłam ich chyba ze sto, po to tylko, żeby się potem okazało, że do publikacji nadaje się może 10%, zawsze to jednak coś.

A zatem rozpocznijmy naszą małą fotorelację przygody z obserwacją mrówek. Na początek miejsce, w którym przede wszystkim prowadziłyśmy nasze poszukiwania, czyli mini ogródek babci. Trzeba było bardzo uważać, żeby Tosia przez przypadek nie zrobiła kwiatkom krzywdy, przy okazji rozpoczęła się więc nauka o tym, że rośliny są bardzo delikatne.



Tosia znajdowała mrówki ekspresowo i bacznie śledziła ich ścieżki.


Pokazywała też nieustannie kamienie i mówiła "baba", wniosek z tego - szybko nauczyła się, że babcia położyła kamienie po to, żeby tam leżały i wygrzebywanie ich z ziemi, nie jest najlepszym pomysłem.


A oto nasze małe modelki, pierwsze które dały się sfotografować. Prędkości jakie rozwijają przestraszone mrówki są zatrważające.






Poniżej sesja najwdzięczniejszej modelki. Leniwie wędrowała po kwiatku, pokazując się z każdej strony po kolei. Nie należy chyba do czołówki mrowiskowych robotnic :)




 
Po dobrej pół godzinie obserwacji Tosia się w końcu znudziła, najpierw próbowała zabrać mi aparat, który kocha miłością wielką (ma ktoś może wypróbowane aparaty dla dzieci? chyba będę jednego potrzebować...). Następnie zabrała się za drążenie norek w betonie i biegi przełajowe.




A kiedy także to stało się nużące, zaczęła zbierać skarby i mi je pokazywać. To jest kamyk:


A to listek:


I pobiegła dalej:



Chwilę powisiała na trzepaku, niczym rasowe dziecko lat dziewięćdziesiątych:


Udało mi się też uchwycić w obiektywie dwa mikroskopijne robaczki, pajączka i chyba jakiegoś żuczka. Tosia chyba ich w ogóle nie zauważyła...



A na koniec troszkę kwiatków, żeby było kolorowo. Te fioletowe skradły moje serce:





Żeby nikogo niepotrzebnie nie oburzyć, napiszę od razu, że Tosia bawiła się płatkami, które same z własnej woli opadły z krzaczka i żadna róża, na potrzeby niniejszego posta, nie ucierpiała ;)





Wpis w ramach projektu Mały Przyrodnik: