30 kwietnia 2015

Projekt Drzewo: dwa tygodnie


Tydzień temu poszłyśmy z Tosią sprawdzić jak ma się nasza wybrana do Projektu Drzewo brzoza i zaskoczyła nas swoją zielonością. Pączki, których nie udało mi się sfotografować poprzednim razem, teraz przemieniły się w piękne, soczyście zielone listki. Drzewo, które jeszcze tak niedawno wyglądało na smutne i szare, teraz mieni się chyba wszystkimi odcieniami zieleni i tętni życiem.


Im bliżej podchodziłyśmy, tym było jaskrawsze i tym ciężej było uwierzyć, że to to samo drzewo, dla porównania wrzucę jeszcze zdjęcie starsze o dwa tygodnie:


Ciekawa jestem jak bujnie rozkwitnie po kolejnych dwóch tygodniach. Wypadałoby jednak, skoro już bacznie obserwujemy, dowiedzieć się o brzozie czegoś więcej. A zatem czas na małe badania.


Brzoza

Jedno z popularniejszych w Europie drzew. Ma piękną, gęstą i bardzo zwiewną koronę, dość charakterystyczną, gałęzie najczęściej zwisają w długich pasmach, falujących romantycznie na wietrze. Zapewne dlatego brzozy, obok wierzb, są w historiach książkowych częstymi świadkami miłosnych historii.
Korę mają zazwyczaj jasną, gładką i łuszczącą się w cienkie, poziome płaty. Biała kora brzozy jest bardzo wdzięcznym materiałem do tworzenia rozmaitych ozdób.
Listki ma raczej drobne, z ząbkowanymi brzegami, jasno zielone wiosną i latem, jesienią żółte albo złote, opadające na zimę. Kwiaty ma w formie kotków.
W Polsce rośnie kilka gatunków brzóz, ale na moje oko ta nasza konkretna to brzoza brodawkowata albo inaczej zwisła, czyli najpopularniejsza w naszym kraju. Kwitnie w kwietniu i zapewne dlatego ja, uczulona na jej pyłki, od tygodnia mam zatkany nos.
Nasionka brzozy (które mam nadzieję następnym razem uda nam się znaleźć) są bardzo leciutkie, więc wiatr może je bardzo łatwo porwać daleko w świat, dzięki czemu brzoza szybko porasta nieużytki i jest właściwie wszędzie.
Jest szeroko stosowana w ziołolecznictwie, ma bowiem działanie moczopędne, odtruwające i wzmacniające. W medycynie estetycznej stosowana jest na skórę jako środek rozjaśniający.



Najwyższa brzoza w Polsce znajduje się w Puszczy Białowieskiej i sięga prawie 38 metrów.
Najgrubsza brzoza w Polsce znajduje się w okolicy Solna i ma 295 cm obwodu.



Jako ciekawostka, istnieje bardzo osobliwa formia brzozy brodawkowatej, czyli brzoza płomienna lub płomienista. Jej wysuszone konary mają jasnoróżowy kolor, który może przypominać płomienie. W Polsce można ją znaleźć w Wolińskim Parku Narodowym i w okolicach Stargardu Szczecińskiego. Trochę mamy tam daleko, ale kto wie, może przy okazji wakacji nad morzem, uda nam się obejrzeć tę nietypową brzózkę :)

Wpis w ramach projektu Mały Przyrodnik:

28 kwietnia 2015

Na podwórku cz. II: Kwiaty i krzewy

Jak już pisałam wczoraj, po pełnej emocji obserwacji robaczków, przyszedł czas na doładowanie baterii estetycznych i podziwianie kwiatów. Babcia zadbała o to, by w naszym ogródku nie brakowało mniejszych i większych roślinek do rozkoszowania się i delektowania. Zaczęłyśmy jednak od dzikiej przestrzeni, gdzie nieokiełznane rosną mlecze. Dzieci lubią mlecze, bo najpierw są tak pięknie żółte, a później zamieniają się w cudowne dmuchawce, których nie przebije chyba żaden inny kwiatek. Na dmuchawce przyjdzie nam jeszcze troszkę poczekać, ale już mogłyśmy napawać się słoneczną żółtością mleczowych płatków, wabiących całe roje puchatych pszczół.


 


Odkryłyśmy też całe roje malutkich kwiatków, nie ustępujących urodą szlachetnym kwiatom ogrodowym. Dopiero jednak kiedy człowiek dobrze i uważnie im się przyjrzy, można odkryć ich zachwycający urok.


Przypadkiem odkryłyśmy też, że truskawki, które w zeszłym roku rosły sobie w donicach, puściły dłuuuugie witki i zapuścił korzonki w ziemi. W tym roku z korzonków wyrosły takie oto dzikie krzaczki ze ślicznymi kwiatkami. Ciekawe jak będą smakować takie zawzięte, dzikie truskawy?



Po tej wspaniałej uczcie dla wzroku, ruszyłyśmy na podbój babcinego zakątka przy pniaczku.


Jest to jedno z ulubionych podwórkowych miejsc Tosi, bo pieńka można się przytrzymać i radośnie wokół niego kucać, a także intensywnie macać.






Na pieńku stoją też wielce ciekawe donice, z których można wygrzebywać ziemię, a rosną w nich poziomki i truskawki.





Obok pieńka babcia posadziła kilka krzaczków o bardzo ciekawych nazwach i jeszcze fikuśniejszym wyglądzie, na przykład taka oto Trzmielina Fortune'a:



Albo piękna Bergenia z różowymi kwiatami i wielkimi liśćmi, przypominającymi mi nieco liście łopianu:




Jak się okazało mamy też w ogródku niezidentyfikowane roślinki, których babcia nie potrafi nazwać, a ja nie dałam rady znaleźć ich w internecie.



W rynsztokach wyrosło też nam mnóstwo mchu w tym roku.


Tosia postanowiła też zapoznać Cynamona z dietą wegetariańską, oto jak karmiła go trawą, a on ku memu zaskoczeniu pożerał wszystko co dostał:



Psio-dzieciowa komitywa w brojeniu :)



To już koniec spaceru? Ale jak to?!


Wpis w ramach projektu Mały Przyrodnik:

27 kwietnia 2015

Na podwórku cz.I: Robaczki


Wiosna wybuchła w tym tygodniu z pełną mocą. Powietrze pachnie świeżością, słońce tak cudownie ogrzewa twarz, a wszystko dookoła jest tak cudownie, soczyście zielone, że wprost nie chce się wracać do domu ze spaceru! Dlatego dziś z Tosią spędziłyśmy na podwórku sporo czasu. Najpierw ćwiczyłyśmy chodzenie, bo mała wreszcie wyraziła chęć, by człapać radośnie prowadzona za ręce i nie ma teraz opcji na siedzenie w wózku. Później rozpoczęłyśmy baczne obserwacje i poszukiwanie małych, ogrodowych żyjątek.



Zaczęłyśmy od pszczół, ponieważ zaczął się właśnie czas ich wielkiej aktywności i są dosłownie wszędzie. Poza tym Tosia uwielbia pszczółki, wszędzie gdzie je zobaczy, na obrazku czy na żywo, woła radośnie "bzz bzz"! Podejrzewam, że to zasługa wieczornej lektury Kubusia Puchatka.
W każdym razie pszczółki są zdecydowanie najbardziej obfotografowane, choć nie było łatwo z małą na rękach cykać zdjęcia (Tosia nie przepada chyba za siedzeniem na trawie i nieustannie wdrapywała mi się na kolana... O.o ). Oglądając efekty, powoli zaczynam podzielać miłość mojego dziecka do tych ślicznych, puchatych stworzonek.





Później zabrałyśmy się za poszukiwanie mrówek (choć cały czas słyszałam "bzz bzz" nad uchem). Znalazłyśmy ich całkiem sporo, ale skubane w ogóle nie dały nam się uwiecznić na fotografiach. Tylko jedna, chyba przypadkiem, wpadła mi w kadr. Kto ją znajdzie na zdjęciu poniżej?


Długo przyglądałyśmy się też żuczkowi, który śmigał po ścianach i biegał między kępkami trawy. Fascynacja w oczach Tosi niezastąpiona.


Inny żuczek był już mniej ciekawy, bo leniuch siedział w miejscu i ani drgnął.


Znalazłyśmy też maleńką muszkę, przycupniętą na mikroskopijnym kwiatku, nie jestem jednak pewna, czy Tosia ją zauważyła.


I na tym zakończę wpis o robaczkach, choć zapewne znalazłybyśmy ich jeszcze znacznie więcej, na przykład pająki i motyle, ale na nie "zapolujemy" może innym razem. Żeby było bardziej rozmaicie, przerzuciłyśmy się bowiem na obserwację roślin i o tym napiszę oddzielny wpis jutro.

Wpis w ramach projektu Mały Przyrodnik: