12 lipca 2016

O cię Florek!


Do tej pory na blogu nie pojawił się żaden post, w którym recenzowałabym coś, co dostałam, do tej pory wszystkie zabawki i książki to był nasz prywatny zakup i dzieliłam się z Wami moimi przemyśleniami na jego temat. Dzisiaj natomiast, po raz pierwszy pokażę Wam coś, co dostałam do zrecenzowania. Tak naprawdę miałam wcześniej już kilka propozycji, ale żadna nie wydała mi się na tyle interesująca, żeby ją pokazać na blogu. Tym razem jest inaczej, znacznie ciekawiej i prawdę mówiąc, gdybym tych książek (będą w sumie trzy) nie dostała, zapewne bym je kupiła.
Dlaczego, zobaczcie sami, zapraszam!


Serię trzech recenzji książek od wydawnictwa Dragon, chciałabym zacząć książką, która idealnie nada się dla młodszych dzieci. Nawet malutka Tosia radzi sobie z zadaniami całkiem dobrze. Większość wymaga lepszej koordynacji ręka-oko niż ta, którą prezentuje przeciętny 2-3 latek, ale w opasłym tomiszczu, które chce Wam dzisiaj opisać, jest także sporo zadań idealnych na ten wiek.


O cię Florek!, bo o tej pozycji będę pisać, to książka niezwykła z kilku względów. Przede wszystkim jej głównym tematem jest fauna z całego świata, którą poznajemy w towarzystwie przesympatycznego profesora niezwyczajnego Floriana Szczękoczułka. Całość podzielona jest na osiem rozdziałów: Nasi najukochańsi pupile, W chacie i zagrodzie, W lesie i na łące, Na sawannach i w tropikach Afryki, Azja: w pogoni za tygrysem, Australia: spotkanie z dziobakiem, Puszcza amazońska: zwierzakowy zawrót głowy i Ameryka Północna: czy to grizzly mnie pogrizzli? W każdy z nich dziecko poznaje kolejne gatunki zwierząt, charakterystyczne dla poszczególnych kontynentów. Wszystko okraszone bardzo przyjemnym humorem i nietypowym podejściem do tworzenia.



Jedno jest pewne, to nie jest zwykła kolorowanka, choć znajdziemy w niej wiele zadań opartych o pracę z kredkami i pisakami. Mnóstwo z nich wychodzi jednak dalej, a w poleceniach autor prosi dzieci o znalezienie elementów, z których można dokończyć obrazek (np. pióra, płatki kwiatów czy ziarno), albo wręcz pyta czy dzieci mają jakiś swój pomysł na dokończenie obrazka. Kolejne zadania coraz bardziej zachęcają dziecko do własnej inwencji, do zastanawiania się nad tym, czego można użyć do tworzenia. I tutaj niezwykle ważne przy pracy z młodszymi dziećmi - co wiąże się z koniecznością pomocy przy odczytywaniu poleceń - zasznurować usta i usiąść na rękach, nie podpowiadać. Dzieci potrafią zaskoczyć niesamowitymi pomysłami, na które dorosły nigdy by nie wpadł. Z fascynacją czasem obserwuję jak dzieci tworzą jeśli im się nie przeszkadza swoimi radami. Fantastyczny proces i wart całego złota świata. I tak się miło składa, że akurat ta książka całkiem nieźle rozbudza ciekawość i pomysłowość, łechce wyobraźnię i popycha do działania. Nie wiem jak Was, ale mnie takie podejście zachwyca.



Poza tym wszystkim o czym dotąd wspomniałam, jestem zauroczona ilustracjami, które dziecko musi dokończyć, zinterpretować, przeinaczyć albo dopasować. Nie ukrywam, że lubię ładne rzeczy, a książka o Florku i zwierzakach jest ładna i estetyczna, kolory nie są krzykliwe i nawet pojawia się cieniowanie! Zwierzakom zdecydowanie bliżej do żywych stworzeń niż do postaci z filmów animowanych, szczególnie wszelkie gryzonie i futerkowce wyglądają jak na zdjęciach. Tosia bez problemu rozpoznawała kolejne gatunki i bawiła się w naśladowanie wydawanych przez nie odgłosów, albo z werwą opisywała ich wygląd.


Wspominałam już, że to opasłe tomiszcze, co z resztą widać na zdjęciach. Pisząc konkretnie, całość ma 224 strony, z których zagospodarowane są dosłownie wszystkie. Przy tym jeśli dziecko ma za zadanie coś wyciąć, to kartka po drugiej stronie nie ma żadnego rysunku ani polecenia. Pamiętacie jakie to było wkurzające, jak człowiek coś pięknie narysował po jednej stronie, a na drugiej okazało się, że kartkę trzeba pociąć i zniszczyć rysunek? Tutaj na szczęście dzieci nie poznają tego uczucia.

Tak ogromna ilość stron w książce do kreatywnego tworzenia wiąże się z pewnymi trudnościami, jak chociażby niezbyt wygodna konieczność przyciskania środka książki, żeby coś narysować albo przykleić. Jestem to jednak w stanie przełknąć, bo to naprawdę niewielki dyskomfort, w zamian za świetną, merytoryczną zawartość, piękne ilustracje i dbałość o estetykę, do tego przyjemne poczucie humoru i dość rzadkie podejście, pozwalające dzieciom wyżyć się twórczo.

Na koniec zaś, uraczę Was fotorelacją z naszych poczynań kreatywno-zwierzakowych. Zaczęłyśmy od klejenia, bo przecież klej jest najlepszym przyjacielem dwulatka. Mamy oto dwie owce, które wyglądają jakoś nie bardzo, bo zostały ogolone do gołej skóry. Zadaniem dziecka jest stworzyć im nową sierść, autor sugeruje użycie bibuły, ale nie chciało mi się jej szukać, więc zapytałam Tosię, czy mamy w domu coś innego, co nadałoby się na owczą wełnę. Dostałam odpowiedź, że wata, zatem jest wata.








Tosia dzielnie fotografuje razem ze mną.

W kolejnym zadaniu, również chodzi o poratowanie biednej kurki, która pogubiła wszystkie pióra z ogona. Autor prosi, żeby nazbierać piórek i przykleić kurce do kupra, żeby się nieco rozweseliła. Jako, że wczoraj przez cały dzień niebo raczyło nas deszczem i na długi spacer w celu zdobycia piór, nie było szans, postanowiłyśmy użyć naszego kolorowego zapasu. Zdecydowanie praca z piórami jest tym, co tygryski lubią najbardziej (choć pompony lepsze, oczywiście) i przedmuchiwaniu, przerzucaniu i międleniu nie było końca.








I pompon dla kurki, a jak!

Książka już teraz nieco odstaje, ciekawe co będzie za miesiąc, kiedy wykonamy większość zadań
Na koniec postanowiłyśmy trochę pobazgrać kredkami, zadanie polegało na dorysowaniu wielkiemu psisku kolorowej i splątanej sierści. Sami powiedzcie, która kolorowanka zawiera zadania, które nie wymagają dokładnego kolorowania fragmentów obrazka, za to pozwalają na swobodne, typowo dwuletnie, mazanie po papierze? I do tego jeszcze wszystko w temacie i jak najbardziej pasujące. Tym jednym zadaniem mnie kupili, jak Cynamona kocham!


Dziecko wymyśliło imię dla psiska, czysta słodycz. O co się założymy, że chiuaua (ta nieregularna plamka po prawej), nazywałby się Brutal?







Obiecujemy pokazać jak bok książki będzie wyglądał za miesiąc ;)



Za egzemplarz "O cię Florek!" bardzo dziękujemy firmie Troy, wyłącznemu dystrybutorowi książek wydawnictwa Dragon:



Koniec psot!

9 komentarzy:

  1. Mam słabość do tego typu książek z zadaniami... Boska jest :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie, nadal bawimy się przy niej świetnie, np. szukając po domu różnych ziarenek, żeby przykleić ja kurce, bo głodna chodzi po podwórku :P

      Usuń
  2. Super! Buziaki dla Tosi a Tobie sukcesów w promowaniu tego typu książek!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja lubiłam w dzieciństwie tego typu książki, choć nie były tak "wypasione" jak ta :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Książka super, tylko również obawiam się, że będzie kłopot z wygodnym uzupełnianiem kolejnych stron.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam dopisać i zapomniałam. Mój koncept i rozwiązanie tego problemu jest następujące: Odcinanie albo wyrwanie kart, które da się odłączyć od reszty i magazynowanie ich w teczce albo oprawianie i na ścianę :)

      Usuń
  5. Ciekawy pomysł na połączenie książki i kolorowanki. To tak zwane przyjemne z pożytecznym. Jestem zdania, że każda książka dla dzieci powinna uczyć i bawić!

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielisz się swoimi refleksjami :)