7 października 2016

Eksperyment: Nasiąknie czy nie?


Witam się z Wami piątkowo, a skoro mamy piątek, to czas na eksperyment! W tym tygodniu również udało nam się trochę potestować rzeczywistość. Tym razem, podobnie jak w zeszłym tygodniu, zastanawiałyśmy się nad właściwościami różnych przedmiotów, zamiast jednak rozpuszczalności jak poprzednio (KLIK), przyglądałyśmy się absorpcji. Absorpcja od łacińskiego słowa absorptio, znaczy tyle samo co pochłanianie, jako że z Tosią postanowiłam przyjrzeć się dokładniej wodzie, sprawdzałyśmy co pochłania wodę, a co nie. Zapraszam Was na prościutki eksperyment, który każdemu dziecku sprawi mnóstwo radości.


 

Dzieci lubują się w wodnych zabawach i nawet taka pogoda jaką mamy aktualnie za oknami, nie jest w stanie ich powstrzymać. Wystarczy spojrzeć na maluchy skaczące po kałużach, te uśmiechy szerokie od ucha do ucha, te okrzyki i pokrzykiwania. Musi w tym być jakaś głęboka pierwotna potrzeba i ja nie zamierzam się jej przeciwstawiać. Dlatego przy okazji copiątkowych eksperymentów, tak intensywnie ostatnio zajmujemy się wodą i jej właściwościami. W zanadrzu mam jeszcze co najmniej jeden eksperyment wodny. Ale nie wyprzedzajmy faktów i zajmijmy się na razie pochłanianiem. Do tego eksperymentu, będziecie potrzebować:
  • wodę
  • pipetę
  • barwnik (może być bibuła)
  • rozmaite przedmioty - to może być w zasadzie wszystko, co Wam wpadnie w ręce (u nas: papier ścierny, papier biurowy, plastik, papier toaletowy, waciki, bawełniana tkanina, gąbka, folia spożywcza, serwetka, styropian, drewno i folia aluminiowa)
Nie potrzebujemy tu w zasadzie żadnych wielkich przygotowań. Wystarczy tylko ułożyć wszystko na stole, zabarwić wodę i patrzeć co też zrobi potomek. Można wcześniej opowiedzieć mu co też w założeniu mamy zrobić i zapytać, jak myśli co nasiąknie wodą, a co nie? Odpowiedź Tosi brzmiała: nasiąknie papier biurowy, papier toaletowy, wacik, szmatka, gąbka, serwetka i folia aluminiowa. W następnej kolejności poprosiłam ją, żeby zweryfikowała swoją tezę i samodzielnie sprawdziła przy których przedmiotach miała rację, a przy których nie i czy w ogóle się takie zdarzyły.





 Wacik nasiąka, punkt dla ciebie Tosiu.



W plastikowym kubeczku woda się tylko zbiera na dnie. Na pytanie przy kolacji, czy kubek nasiąka, Tosia parsknęła dzikim śmiechem i odparła: tato, no co ty, jasne że nie nasiąka.


Przy folii spożywczej był kłopot z jednoznaczną oceną, bo ciężko ją było wytrzeć. Tutaj musiałam wyjaśnić, że woda zebrała się w zakamarkach, ale w żaden sposób nie wniknęła w folię. Później razem z tatą zastanawiałyśmy się nad nią jeszcze trochę. Rozmawialiśmy o płaszczach przeciwdeszczowych i o tym, że często są robione z bardzo podobnego materiału co folia spożywcza. Krople deszczu z nich spływają, a ubranie pod spodem jest suche. To chyba Tosię najbardziej przekonało.



Gąbka oczywiście cudownie nasiąka wodą, co maluchom sprawia mnóstwo dzikiej przyjemności, bo przecież kto by nie lubił ściskania i ochlapywania wszystkiego dookoła?





Styropian był podstępny, ale dał się wytrzeć i po dłuższym czasie woda jak na nim stała tak stała, więc orzekłyśmy, że nie nasiąka.



To było Tosi zaskoczenie numer jeden. Myliła się co do folii aluminiowej, bo oczywiście bez problemu da się ją wytrzeć do sucha. Za to "wędrowanie" po niej kroplami wody, było świetną zabawą.


 Papier biurowy z oporami, ale w końcu przy małej pomocy z rozcieraniem, wchłonął całą wodę.





Szmatka pochłaniała jak szalona i tutaj matka oczywiście musiała wyjaśnić, że z takiego materiału szyje się ubrania i kiedy Tosia włazi w nich do kałuży bez kaloszy, to właśnie tak będą nasiąkać. Punkt dla mnie.


Papier toaletowy nie był nowością, to jak pięknie nasiąka obserwowałyśmy już wiele razy, ale tym razem było o tyle fajniej, że pojawił się kolor i dokładnie było widać rozprzestrzenianie się wody.



Ostatnia wielka miłość Tosi, czyli papier ścierny, nie zawiódł. Nawet przy intensywnym nacieraniu, nie chciał wchłonąć wody. Mimo to, Tosia nie umiała się powstrzymać i długo siedziała rozcierając po nim wodę.





 Serwetka to taki właściwie papier toaletowy, tylko z ładniejszą nazwą.




Na koniec mój osobisty faworyt i ulubieniec, czyli drewno. To było wyzwanie, bo najpierw woda stała sobie niewzruszona i nie chciała się wchłonąć. Gdy jednak dałyśmy jej trochę czasu, okazało się, że niebieska plama na drewnie się rozprzestrzenia, a wody jest jakby ciutkę mniej. Po dłuższym czasie nie było jej już wcale, a drewno zrobiło się nieco zielonkawe. Niespodzianka Tosiu, drewno nasiąka, jak papier, bo przecież papier robi się z drewna!



Tosia dostała jeszcze od babci drugą gąbkę do testowania i długo jeszcze babrała się w niebieskiej wodzie, wrzucając do niej różne rzeczy, wyżymając je i kapiąc na nie. Zabawa zdecydowanie na wielki plus, polecam.










Post bierze udział w projekcie Piątki z eksperymentami:



Koniec psot!

12 komentarzy:

  1. fajne zabawy i jakie naukowe dla takiego malucha :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postanowiłam spuścić trochę z tonu i dać Tośce coś, co naprawdę sprawi jej mnóstwo frajdy i da garść wiedzy. Poprzednie eksperymenty był dla niej fajnym przeżyciem, ale obawiam się, że niewiele z nich zapamiętała ^_^

      Usuń
  2. Prawdziwe domowe laboratorium! Mój Franek byłby przeszcześliwy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale negocjacje z babcią o stół były długie, żmudne i trudne! Tym bardziej z naszego "laboratorium" jestem dumna :D

      Usuń
  3. Pewno dlatego Tosia, dzisiaj tak ostrożnie, pokonywała kałuże, pomimo, że była w kaloszach. Nie chciała umoczyć spodni, chociaż nogawki miała podwinięte! Brawo! Widać dużo zapamiętała z tego eksperymentu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny eksperyment dla najmłodszych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U Was też powinien się sprawdzić, tylko polewanie przy pomocy łyżeczki albo zanurzanie, bo zakraplacz nawet u nas był jeszcze trochę za trudny :)

      Usuń

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielisz się swoimi refleksjami :)