Dziś pierwszy dzień jesieni. Tak, wreszcie nadeszła, wyczekana i wypatrywana od jakiegoś czasu, każdy żółknący listek, każdy powiew chłodniejszego powietrza były sygnałem, że zaraz, już za chwilę przyjdzie w złocisto-czerwonej szacie i otuli nas szalikiem. Uwielbiam tę porę roku, jak żadną inną, a już najbardziej na świecie uwielbiam nadchodzący miesiąc, miesiąc Babiego lata i Złotej jesieni.
Według mnie jest to niezwykle bogaty w doznania czas, warzywa i owoce mają niezapomniany smak i zapach, liście mienią się barwami od delikatnej zieleni, poprzez soczyste żółcie, aż po płomieniste czerwienie i stonowane brązy. Kiedy idę na spacer i wchodzę do lasu, nie otacza mnie jedynie leśna cisza i cichy świergot ptaków, słyszę jeszcze szelest koron drzew targanych wiatrem i chrzęst opadłych, suchych liści pod butami.
Moje zmysły jesienią szaleją ze szczęścia, a skoro moje tak mają, to i zmysły mojej potomki najprawdopodobniej również. Widzę z resztą po niej, że zdecydowanie woli chłodniejsze klimaty i tegoroczne upalne lato nie przypadło jej do gustu. Teraz natomiast mogłaby spędzać na dworze całe dnie, zbierać orzechy, szyszki i żołędzie, bawić się dźwiękami np. wrzucając kasztany do miski i potrząsając, albo mnąc w rękach zeschnięte liście.
Nie mogłam zatem uczynić inaczej, jak zabrać Tosię na spacer do parku i na plac zabaw, a do plecaka spakować "Jesień na ulicy Czereśniowej", o której chciałam Wam dzisiaj opowiedzieć. Jest to jedna z naszych absolutnie najukochańszych pozycji książkowych, pięknie wydana, cudnie zilustrowana, trochę tajemnicza i przynosząca jesienny klimat jak żadna inna książka.
Długo zastanawiałam się nad zakupem, ponieważ mieliśmy już na półce Miasteczko Mamoko, o którym możecie poczytać tutaj KLIK. Obie te pozycje mają podobne założenie, obserwujemy bowiem tych samych bohaterów na kolejnych kartach, zupełnie jak byśmy za nimi szli i podglądali ich kolejne perypetie. Zarówno Mamoko jak i Czereśniowa, są więc pełne opowieści rozmaitych, które można dziecku opowiedzieć w czasie przeglądania, a można też zupełnie zignorować związki przyczynowo-skutkowe i skupić się na każdej stronie z osobna, wyszukując na niej kolejne szczegóły.
Ulica Czereśniowa różni się natomiast od serii Mamoko tym, że jest znacznie bardziej naturalna, nie mamy tu dziwnych stworzeń, ni to ludzi, ni to zwierząt, nie uświadczysz tu ufoludka, ani świnki sączącej kawę z filiżanki. Na Czereśniowej świnki siedzą grzecznie na farmie, kruk kradnie ser, lis przemyka przez kolejne strony, a wszędzie aż roi się od typowo ludzkich postaci z całkiem zwyczajnymi przygodami. Obie te pozycje mają w sobie wiele uroku i według mnie każda z nich nadaje się do innych okazji i choć są tak inne, mogą się dobrze uzupełnić.
Część jesienna Czereśniowej według relacji znajomych jest jedną z najbogatszych w treść, dzieje się w niej najwięcej i najwięcej można wypatrzeć. Mnie na razie ciężko porównać, ponieważ mamy w księgozbiorze na razie tylko tę jedną (druga o nocy dotrze do nas już niedługo). Mogę jednak powiedzieć z czystym sumieniem, że rzeczywiście jest bardzo urozmaicona i można przy niej przesiedzieć długie godziny, szperając na kolejnych stronach, wynajdując urokliwe szczegóły i tworząc kolejne połączenia.
Jak na jesień przystało, mamy tu mnóstwo różnokolorowych liści, znajdziemy też kasztany i żołędzie. Są wiewiórki zbierające zapasy na zimę i festiwal dyni. Są lampiony, które jesienną nocą będą się naprawdę pięknie prezentować. Jest też fontanna wody z pękniętej rury, farma lam i ukochana tosiowa ławeczka (Czereśniowa to jedyna książka, na której udało nam się znaleźć ławkę, a moje dziecko nie wiedzieć czemu uwielbia ławki...).
Książkę polecam naprawdę bardzo gorąco, pośród rodziców i dzieci (od roczku wzwyż) bije ona rekordy popularności i wcale mnie to nie dziwi. Będzie to doskonały pomysł na roczkowy prezent, albo książkowy zakup na poprawę humoru. Czereśniowa ponad to świetnie nada się jako pierwsza książka, ucząca jednocześnie obchodzenia się z tymi delikatnymi przedmiotami. Ma grube, kartonowe karty, jednocześnie dość giętkie, więc ciężko będzie je złamać albo porwać. Pięknie uczy przewracania stron, a przy okazji potrenuje łapanie równowagi w czasie chodzenia, bo przeniesienie jej przez małego człowieka, z jednego miejsca na drugi bez wywrotki, to naprawdę niezły wyczyn.
PS.
Mam też jedną ciekawostkę, a zarazem motyw łączący Mamoko z Czereśniową, w obydwu tych książkach możemy znaleźć papugę, która na pierwszych kartach ucieka z klatki, by po zwiedzeniu miasteczka, powrócić do właściciela.
A na koniec kilka migawek z tosiowego buszowania po placu zabaw, niestety nie udało mi się uchwycić jak bujała się sama na huśtawce bez zabezpieczeń dla maluchów, ale w tamtej chwili miałam dusze na ramieniu i stałam ciągle w pogotowiu, żeby ją złapać. Ostatecznie i tak, kiedy się zsunęła, nie zdążyłam zareagować, ale na szczęście poradziła sobie sama i wyszła z opresji w jednym kawałku i bez grama łez.
I jeszcze "Ptasie radio", czyli sejmik na drucie telegraficznym. Ależ tam było głośno! Dla tych, co nie wiedzą, ptasie sejmiki to niezawodny znak końca lata. Zbiórka skrzydlatych przyjaciół sygnalizuje, że za chwilę odlatują do ciepłych krajów, a nam przyjdzie na nie poczekać co najmniej do marca.
Faktycznie, dzisiaj pierwszy dzień jesieni! Zupełnie o tym zapomniałam... A książeczka wydaje się idealna dla malucha. Chętnie sprawię taką swojemu Jasiowi za jakiś czas. :)
OdpowiedzUsuńWnosząc po reakcji większości znanych mi dzieci, potomek powinien być zadowolony :3
UsuńPotomek tak. Ja mam czereśniowej szczerze dość.. co w sumie dobrze świadczy o powodzenia u malucha.. ;P
UsuńKupiłaś, to teraz się męcz :D
UsuńNo wreszcie, Czereśniowa! Ten wpis mi uświadomił, że my ciągle oglądamy "Lato", chociaż przecież "Jesień" czeka na półce. Ale będzie radość jak ją wyciągnę! :D
OdpowiedzUsuńJesień jest naprawdę piękna, mnóstwo poukrywanych kasztanów i żołędzi, gdzieś czmycha wiewiórka, wokół całe naręcza kolorowych liści. Ja po prostu kocham i uwielbiam, dlatego musiałam po prostu posty o Czereśniowej zacząć od wersji jesiennej! :D
Usuńwiem, że się powtarzam, ale jestem zapaloną orędowniczką hasła: "Czereśniowa w każdym domu!" - w naszym akurat króluje "Lato.." (i letnia "Noc.."), ale wszyscy moi siostrzeńcy dostali po jednej porze roku, więc mogę z przekonaniem powiedzieć, że każda jest świetna :)
OdpowiedzUsuńw naturze chyba jednak wolę wieczory czerwcowe niż październikowe...
Gdybym miała chodzić po lesie albo obserwować gwiazdy, pewnie też bym wybrała czerwcowy wieczór. Ale jak sobie pomyślę o kominku, herbacie i książce, to jednak wolę październikowy :3
UsuńPrzyłączam się do akcji! "Czereśniowa w każdym domu!" Ha :D
Od dawna mam zamiar tą książkę kupić i chyba się w końcu zdecyduję. Wspaniała!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie warto zainwestować!
UsuńBardzo fajna książka. Mój synek byłby zapewne zachwycony. Muszę się zatem udać do księgarni :)
OdpowiedzUsuńZachęcam, bo według mnie warto :)
UsuńLubię jesień a raczej Jej początki...gdy jest jeszcze ciepło, kolorowo itd :-)
OdpowiedzUsuńA co do książki i ogólnie tej serii mi ogólnie koncepcja podoba się ale mojej Córci nie porywa ;-)
Masz zatem w domu prawdziwą rodzynkę :D
UsuńJa jestem takim trochę małym zboczuchem, co lubi jesień w całości, nawet te smutne i szare dni, bo według mnie są bardzo nostalgiczne. To czas na znicze, lampiony, płaszcze przeciwdeszczowe i kalosze.
czaję się na nią od dawna ale jakoś nam do siebie nie po drodze :(
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zapraszam do nas
www.donkowo.pl
Oj, życzę żeby Wasze drogi się jednak zeszły :)
UsuńZ teg co widzę, to książeczka jest bardzo ładnie wydana. To fakt, jesień juz czuć w powietrzu, bardzo lubie te porę roku, więc cieszą mnie jej wszystkie aspekty. A dla dzieci tez ma tyle do zaoferowania - kasztany, żłędzie , z których mozna robic ludki:).
OdpowiedzUsuńTak, ilustracje są naprawdę ładne, mnóstwo się dzieje na każdej stronie, więc jest z czego wybierać :)
OdpowiedzUsuńJesień to piękna pora roku dla kreatywności. W tej chwili moje dziecię na przykład siedzi na kocu i bawi się orzechami i żołędziami przesypując je z miski do miski :)