14 października 2015

Przygody z książką 3: Obrazki dla maluchów

 

Po raz trzeci już rusza cudowny projekt Przygody z książką, który uwielbiam! Pierwszą edycję jedynie obserwowałam, w drugiej wzięłam już udział, a zapowiedź trzeciej wielce mnie uradowała. Zatem jesteśmy, czytamy, oglądamy, a ja piszę dla Was. W tym miesiącu zrobiliśmy naprawdę ogromne zamówienie książkowe, dzięki hojności babci i prababci, zatem zapasy do postów projektowych zostały poczynione i jest o czym opowiadać. Na początek jednak wybrałam coś, co na naszej półce książkowej gościu już naprawdę sporo czasu, jest wielkim hitem, uwielbianym przez wszystkich w domu, nie tylko przez Tosię.
Seria Obrazki dla maluchów urzekła mnie przede wszystkim ilustracjami, bardzo naturalnymi, gdzie krowa rzeczywiście przypomina krowę, a kura kurę, gdzie ani Tosia ani ja nie mamy problemu z rozpoznaniem zwierzęcia od pierwszego spojrzenia. Bardzo lubię także prostotę wykonania całości, podpisy, które mogą też wspomóc później naukę czytania oraz zróżnicowanie tematów poszczególnych książek.
Tosia jest nimi pochłonięta i przegląda je co chwilę, analizując to, co znajdzie, albo szukając swoich ulubionych stron (jej niesłabnąca miłość do papug mnie zadziwia, szuka ich wszędzie, a co najdziwniejsze, zwykle znajduje...). To dzięki tym książkom błyskawicznie nauczyła się wymawiać nazwy mnóstwa zwierząt od kaczki i psa zaczynając, na kangurze i koali kończąc. Ale może opiszę Wam nasze przygody z każdą z posiadanych przez nas z osobna, żebyście mieli dobry ogląd na to jak genialne są to książeczki.


Przyroda, od niej zaczęliśmy i to do niej najczęściej wracamy. Zawartość jest bardzo różnorodna, a przez to wyłącznie podstawowa, bez udziwnień. Możemy w niej znaleźć kilka kwiatków, kilka typów drzew, zwierzęta domowe i zwierzęta dziki oraz takie, których nie spotkamy w naszym klimacie. Książka zapoznaje nas też pokrótce z pogodą oraz porami roku, z tym jak nasze otoczenie może się zmieniać. Mamy wgląd w górskie okolice, pustynie i w głębiny oceanu. Uwielbiam ją zarówno za strony będące wycinkiem jakiegoś środowiska, jak i za takie, które pokazują jedynie kilka wyizolowanych i podpisanych elementów, wszystko dopasowane do potrzeb tematu.







Zwierzęta, absolutny tosiny faworyt. Znalazły w niej swoje miejsce zwierzęta z przeróżnych klimatów i miejsc na świecie. Nie potrzeba wielkich opisów, żeby było wiadomo które, gdzie i co robi. Książka daje możliwość rozmowy z dzieckiem na temat np. tego co jedzą zwierzęta, gdzie mieszkają, jak się nazywają i jaki głos potrafią z siebie wydobyć. Pięknie współgra z figurkami zwierząt, które można postawić przy ilustracji. Od tej książki zaczęła się miłość do papug, później do wszelkiej maści robali, a ostatnio zwierząt arktycznych, szczególnie zaś pingwina i orki.







Nazywam świat, to jest natomiast moja ulubiona pozycja, głównie dlatego, że dzięki niej widelec i łyżeczka przestały być przez Tosię nazywane "bah" a zaczęły być wisielcem i jasiećką. Na jednej stronie autorzy zamieścili całe mrowie różnych rzeczy i można o nich rozmawiać w nieskończoność. W odróżnieniu od poprzednich książek, w tej znajdziemy tylko takie rzeczy, z którymi dziecko ma szansę się gdzieś spotkać, w domu, na podwórku czy spacerze (mały wyjątek stanowią egzotyczne zwierzęta, ale powiedzmy, że można je spotkać w ZOO).







Kolory, przy tej części mam pewne wątpliwości, bo nie do końca ją lubię. Strony, na którym przedstawione są osoby, zwierzęta i przedmioty pasujące do danego koloru są bardzo fajne i ułatwiają pewne dopasowywania i klasyfikację. Natomiast nie bardzo rozumiem sens drugiej połowy książki, gdzie znajdziemy rzeczy doprawdy dziwne. Na przykład pytania "które zwierzę ma błędny kolor?" i dwa liski, jeden czarny drugi rudy. Co to znaczy błędny kolor? Czyżby nie było na świecie czarnych lisów? Szczerze wątpię, bo są srebrne i na pewno jakieś mutacje się zdarzają. Tak samo biały i różowy księżyc, ostatnio "krwawy księżyc" udowodnił nam, że nie zawsze ma swój jeden kolor.
Ponad to mamy stronę, gdzie trzeba dopasować dwie części obrazka z rozsypywanki, wszystko fajnie, tylko takie rzeczy robi się z czymś, co rzeczywiście jest puzzlem, można to podnieść i połączyć. Mogli to zrobić na zasadzie kolumn po lewej i prawej, a ich elementy trzeba połączyć kreską. Albo strona do kolorowania, przy czym książka jest wykonana z takiego materiału, po którym nie da się rysować kredkami, a mazaki czy farby będą się paskudnie rozmazywać.
Mam zatem spore psia do tej części, ale przecież nikt nie jest idealny.







Cyfry, ta część jest u nas aktualnie na tapecie, ponieważ Tosia odkrywa liczenie i pojęcie ilości, same cyfry są dla niej jeszcze totalną abstrakcją i z rzadka tylko o nie pyta. Natomiast samo liczenie "jeden, dwa, trzy, cztery..." bardzo ją fascynuje i liczy z nami, albo bez nas, wszystko co się da. Robi to oczywiście radośnie i niefrasobliwie, ignorując często kolejność cyfr, to dla niej coś bardziej w stylu wierszyka albo wyliczanki, ale wyraźnie sprawia jej to mnóstwo frajdy.
Przy okazji w tej części znajduje się naprawdę świetny element misz-maszu kulturowego i dzieci prezentowane przy kolejnych cyfrach są naprawdę bardzo różne, od małej Hinduski jeżdżącej na słoniu, przez Eskimosa bawiącego się ze stadem psów Husky, aż po Hawajkę pływającą w morzu z całą zgrają małych i kolorowych rybek. Tosia uwielbia pytać o to kim są kolejne dzieci, a ja z werwą opowiadam jej nie tylko kim są, ale też jak wygląda kraj, z którego pochodzą.







Ciało, ta część przewija się co jakiś czas, nie wzbudzając  w latorośli większego zainteresowania, myślę że czas wielkiego bumu na biologię jeszcze nastąpi i będzie trwał dłuuugo, więc na razie książka czego na swoją kolej. Wydaje mi się jednak bardzo ciekawa, ale na pewno nie do wyłącznego przeglądania. Będzie dla nas raczej wstępem do zabaw, na przykład smakiem czy węchem. Przy niej będzie trzeba sporo pobawić się empirycznym doświadczeniem tego, o czym wspomina.







Wieś, na koniec część, która przewija się co jakiś czas, jest lubiana przez nas wszystkich, ale nie budzi tak ogromnego zachwytu jak Przyroda czy Zwierzęta. Myślę, że ona też czeka na swoje pięć minut, kiedy to Tosia odkryje małe, zwierzęce rodziny i będzie zgłębiać o co w tym chodzi. Według mnie jest to jedna z lepszych części, bardzo dobrze zaprojektowana, od ogólnego spojrzenia na farmę, poprzez opis poszczególnych zwierząt, aż po maszyny rolnicze.







Nasza kolekcja stanowi jedynie ułamek tego, co zaproponowało wydawnictwo Olesiejuk (pod tą samą nazwą i tym samym autorem istnieje jeszcze inna seria, która podoba mi się średnio, głównie ze względu na dość dziwaczne ilustracje z plastelinowymi postaciami). Na pewno zaopatrzymy się jeszcze w część o górach, a także o dniu przedszkolaka oraz przygotowaniu do roli starszego rodzeństwa - obie ostatnie wartościowe i podejmujące istotny temat, z tego co wiem robią to też całkiem zręcznie. Całą serię z czystym sumieniem polecam!

Post bierze udział w projekcie Przygoda z książką 3:


Zapraszam też do obejrzenia blogów innych uczestniczek projektu, znaleźć je możecie TUTAJ.

Koniec psot!

32 komentarze:

  1. Uwielbiam te książeczki - są świetne dla maluchów! Muszę zaopatrzyć biblioteczkę swojego Jasia w parę sztuk, żeby miał co robić, jak już przyjdzie na świat. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te, które wymieniłam w większości, moim zdaniem, są warte uwagi (poza kolorami, o których mamy kilka znacznie lepszych pozycji). Natomiast, jeśli mogę doradzić, na sam początek polecam bardzo obrazki kontrastowe, nawet kilkumiesięczne maluchy wgapiają się w nie z wielkim zainteresowaniem :)

      Usuń
  2. Te książeczki to klasyka, proste, mądre i zainteresują każdego Malucha :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klasyka ma moc :D Moja mama stwierdziła, że ilustracje z tej serii przypominają jej te ze starego Elementarza (Falskiego) i w sumie się z nią zgadzam, niesamowicie przyjemne dla oka.

      Usuń
  3. Już myślałam, że chodzi o te plastelinowe - są beznadziejne. Z tej serii mam tylko o pojawieniu się młodszego rodzeństwa i jest niestety dość marna. Ale te, które tu widzę wyglądają nieźle, zwłaszcza Nazywam świat mi się podoba. Myślę, że się skuszę na kilka tytułów, zwłaszcza że są tanie, w granicach 10 zł. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, to jest podstępne strasznie, nazwać dwie tak różne serie tą samą nazwą, prawda? Też nie lubię tych plastelinowych, przerażają mnie :P
      A książką o czekaniu na dzidziusia mnie zasmuciłaś, bo miałam nadzieję, że utrzyma poziom np. Ciała, a nie nieszczęsnych Kolorów. No ale cóż, znam jeszcze kilka innych pozycji o tym temacie, które trzeba by wybadać :)

      Usuń
  4. Janek nie miał nic z tej serii, ale u kuzyna wyszukał "Uwaga, to niebezpieczne..." (wspomniałam o niej we wpisie o książeczkach o bezpieczeństwie) i obaj (wówczas lat 2 i prawie 4) "czytali" każdą stronę z wielkim entuzjazmem, więc na pewno coś w nich jest :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wspomniany wpis tu - jeśli nie odpowiada Ci umieszczanie linków w komentarzach - usuń!

      Usuń
    2. Jakaś magia i jakiś czar w nich tkwi, jak w starych elementarzach :) A przeciwko linkom do ciekawych postów nic nie mam, zajrzę ;)

      Usuń
  5. Książki z tej serii należą oo ulubionych mojej córki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo się cieszę, że jesteście w kolejnej edycji Przygód :)
    Dzięki Ci za ten wpis, będę miała w pamięci pod kątem malutkiej, która na razie jeszcze leci na kontrastach ;-)
    Starsza chowała się przez czas jakiś na plastelinowych hehe, ale lubiła, szczególnie te o chłopakach. teraz będę mogła młodszej zaproponować coś wartościowego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się cieszymy, a przede wszystkim dlatego, że dałaś się przekonać do pociągnięcia projektu dalej ;)
      My mamy chyba trzy czy cztery "plastelinowe", są troszkę dziwne jak dla mnie, choć niby autorka ta sama, to jednak wyglądają kompletnie inaczej. W teorii są dla młodszych dzieci, ale mnie to nie przekonuje ^_^

      Usuń
  7. O kurcze, jak ja nienawidzę tych Kolorów! Precel dostał je gdy ledwo odrastał od ziemi i zupełnie ześwirował na ich punkcie. Cztery lata minęły, a ja ciągle byłabym w stanie wyrecytować większość na pamięć - nawet zbudzona w środku nocy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobnie z Matyldą i czekoladowym ciastkiem :P

      Usuń
  8. Widzę, co dokupić Celcikowi. Niestety część książek z pierwszego okresu "literatury" jakoś tak rozdałam (chyba dlatego, że miałam odruch wymiotny na wierszyki o autkach itp.) i teraz znowu powracam do podstaw. Kolory i Ciało - to jest to!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh, a ja mam jakoś tak, że czego jak czego, ale książek nie umiem oddać... Nawet te, których nie lubię zostają, gdzieś zagrzebane na dnie kufra ^_^

      Usuń
  9. Zawsze mi się podobały, ale jakoś nigdy nie zakupiłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle jest pozycji ciekawych na rynku, że domyślam się czemu ^_^

      Usuń
  10. Co prawda do maluchów już jakiś czas nie należymy, ale też uwielbiamy encyklopedie dla dzieci :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Encyklopedie rosną razem z nami i na każdym etapie życia się bardzo przydają :D A teraz są tak piękne niektóre, że aż dech zapiera <3

      Usuń
  11. Tosia świetnie zasypana książkami na pierwszej focie :D A "Przyroda" prezentuje się bardzo zachęcająco :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kalii przypadkiem, gdybym chciała, w życiu bym takiego zdjęcia nie strzeliła :D A przyrodę polecam, z tej książki jak dotąd, Tośka nauczyła się najwięcej nowych słów i najbardziej ją cieszy :)

      Usuń
  12. Super jest ta seria, też ją uwielbiamy. U nas najbardziej się sprawdził tom "Czekając na dzidziusia". Dzięki niej Miętus był na bieżąco przygotowywany do pojawienia się braciszka, to właśnie tę książkę pochłaniał całymi dniami choć mieliśmy kilka pozycji o tym, że w rodzinie pojawi się nowe dziecko.
    Tylko mam z tą serią jeden problem, Olesiejuk wydaje pod tą samą nazwą także drugą serię dla znacznie młodszych dzieci (?). Ilustracje nie są już takie dobre, tematyka też bardzo uproszczona. A obie serie różnią się głównie tym, że jedna ma okładki w kropeczki a druga nie. Strasznie to niewygodne jak się zamawia przez internet...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi Ci o te plastelinowe ludziki? Czy też jest jeszcze jakiś inny podział, o którym nie wiem?

      Usuń
  13. Mamy kilka z tej serii i naprawdę są fajne. Np. Przedszkole bardzo ułatwiło nam sprawę, kiedy starsza debiutowała jako przedszkolak. Dziewczynki często po nie sięgają.

    OdpowiedzUsuń
  14. Po raz kolejny widzę tą serię w projekcie.
    My nie mamy ani jednej ale chyba z czasem kupię całą serię bardzo mi się spodobała. Muszę ją pokazać Olusiowi jak będziemy np. w Empiku. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widać wszystkie uznałyśmy, że jest warta wspomnienia ^_^ Do tego są to jedne z tańszych książeczek, więc można jedną zakupić na próbę i zobaczyć jak potomek zareaguje - na pierwszy ogień polecałabym Przyrodę albo Zwierzęta ;)

      Usuń
  15. Jaki stos książek, prawie zasłania w całości dziewczynę :) Do takich kolorowych książek zajrzy każde dziecko, nie ma opcji, aby nie przyciągnęły ich obrazki i treść, jaką mimochodem nabywają podczas przeglądania ich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z zaskoczenia mi wyjrzała zza książek i przypadkiem fajne zdjęcie nam wyszło :D Teraz zainteresowanie jej nieco spadło, ale przez bardzo długi czas były na absolutnym topie i pewnie jeszcze do nich wrócimy przy nauce czytania :)

      Usuń

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielisz się swoimi refleksjami :)