Listopad leniwie sobie mija, racząc nas niemalże nieustannym deszczem, szarugą i gęstymi chmurami. Idealny czas, by snuć długie historie przy kominku, w którym trzaska wesoło jasny ogień. Na listopad Monika z bloga Świnki 3, przygotowała dość trudny temat strachu. Jak podejść, jak ugryźć żeby przedszkolak zrozumiał? I żeby nie przestraszył się w trakcie słuchania opowieści? Mam nadzieję, że podołałam, oceńcie sami.
Źródło obrazka: The green head |
Strach na wróble
Okulary są po to, by
lepiej widzieć, łyżka jest po to, by dało się zjeść zupę bez
rozlewania, buty są po to, by zimą nie marzły stopy, a żarówka
by po zmroku dalej dało się czytać ulubioną książkę. Co by się
stało, gdyby okularom znudziło się pokazywanie ludziom wyraźnego
świata, a łyżka uznałaby, że nie chce dłużej przenosić zupy z
talerza do ust? Co by się stało, gdyby buty uciekły w siną dal,
nie chcąc dłużej nikogo nosić po zimnej ziemi, a żarówka
zgasłaby i nie chciała się już zapalić? Świat stałby się
bardzo dziwny i niezrozumiały, ale na szczęście wszystkie te
przedmioty lubią swoje zadania i nigdy nie zrezygnują z tego, do
czego zostały stworzone. Na szczęście.
Jest jednak jeden taki
ktoś, kto bardzo nie lubi robić tego, co zostało mu przeznaczone.
Ktoś, kogo bardzo smuci jego zadanie. Tym kimś jest Strach na
wróble. Biedny i nieszczęśliwy, z wielką słomianą głową, w
starych podartych portkach i łopoczącej na wietrze koszuli. Strach
na wróble ma zawsze rozstawione szeroko ręce, żeby wiatr mógł
swobodnie szarpać jego ubraniem i głośno hałasować. Ma być
straszny i przerażający, a z ponurym obliczem jeszcze lepiej mu to
wychodzi. Stoi sam, na środku wielkiego, pustego pola, obok
wielkiego, szarego kamienia. Czy to skwar praży ziemię, czy białe
czapy ze śniegu pokrywają wszystko. Zawsze na posterunku, by
odpędzać, zniechęcać i budzić lęk.
Strach
na wróble rozpaczał,
że przeznaczono go do tak nieprzyjemnej rzeczy jak straszenie.
Dlatego
zawsze, gdy widział zbliżającego
się od strony lasu szkodnika
- nie znał innego określenia na zwierzęta, tylko tak bowiem
wyrażali się o nich ludzie. A zatem, zawsze gdy widział
zbliżającego się szkodnika, starał
się do niego radośnie machać, by zachęcić je do podejścia.
Niestety odnosiło to odwrotny skutek do zamierzonego i szkodnik
przeważnie uciekał. Pewnego dnia jednak, nie zauważył, że w jego
kierunku zbliża się mała lisiczka. Skradała się po cichutku od
tyłu, łapka za łapką, z opuszczonym, lekko drgającym ogonem i
czujnie nastawionymi
uszami. Strach na wróble nie wiedział, że lisiczka została
wybrana na leśnej radzie, by raz na zawsze rozprawić się z
przerażającym potworem mieszkającym na polu. Bała się potwornie,
ale musiała to uczucie przezwyciężyć, dla wyższego dobra, dla
swojej rodziny i przyjaciół, by wreszcie mogli żyć w spokoju i
bez lęku.
Kiedy lisiczka zbliżyła
się do Stracha na długość skoku, zatrzymała się i wbiła mocno
tylne łapy w ziemię, by przygotować się do skoku. Wtedy Strach
nagle usłyszał szelest słomy pod jej ogonem i odwrócił się
gwałtownie. Małe, rude serduszko zatrzepotało gwałtownie, ale
dzielna lisiczka skoczyła do przodu nie bacząc już na nic. Odbiła
się od kamienia stojącego tuż obok Stracha i wskoczyła mu na
ramiona, by wbić ostre kły w kapelusz i tkwiącą pod nim słomianą
głowę.
- A cóż ty robisz, rudy
szkodniku? - zapytał zaskoczony Strach na wróble.
- Fkodniku!? - warknęła
lisiczka z zębami nadal utkwionymi w jego kapeluszu. - Pafkudny
potfowe! Pfyfłam tu cię pfepędzić! - syczała, szarpiąc słomę
i zapierając się nogami.
- Przestań natychmiast!
Nie jestem potworem! - zawołał zrozpaczony Strach, chwiejąc się
niebezpiecznie na swojej jedynej nodze.
Lisiczka zaparła się
jeszcze mocniej i spróbowała wyrwać kawał tkaniny i słomy,
rzucając się w tył jak oszalała i zaciskając szczęki coraz
mocniej. Nagle coś zachrzęściło i zgrzytnęło, rozległ się
dźwięk prutego materiału. Strach poleciał do przodu, na łeb na
szyję, a lisiczka w tył, rozsiewając wokół wyrwane kępy słomy.
Upadła na cztery łapy i wypluła strzępek kapelusza, który został
jej w pyszczku. Strach się nie ruszał. Okrążyła go więc
ostrożnie dwa razy, powąchała i przysiadła przed nim, po czym
podrapała się szybko za uchem. Nad jej głową krążył czarny jak
smoła kruk, który teraz lekko wylądował na kamieniu.
- Pokonałaś go! -
zawołał, machając radośnie skrzydłami.
- Hmm... - mruknęła
tylko lisica i jeszcze raz powąchała Stracha. Nie pachniał jak
człowiek, ani jak zwierzę, w ogóle nie pachniał jak coś żywego.
Wyczuła za to łąkę i las. Okrążyła stracha raz jeszcze, po
czym odwróciła się i z całej siły uderzyła w niego tylnymi
nogami. Zaskoczony kruk zerwał się ze swojego miejsca, żeby
uniknąć uderzenia łopoczącymi spodniami Stracha, który legł na
ziemi twarzą ku słońcu. Zamrugał oczami, które dzieci gospodarza
wyrysowały węglem na jego materiałowej twarzy, wypluł też
ziemię, która przykleiła się do jego węgielkowych ust.
- Czemu mnie zaatakowałaś
zamiast się przywitać? Szkodniki zawsze tak robią? - zapytał
Strach z ciekawością pomieszaną ze zdziwieniem.
- Nie jestem szkodnikiem
– odparła już spokojnie lisiczka. - Jestem lisicą i przyszłam
tu pokonać groźnego potwora, który od miesięcy straszył
wszystkich mieszkańców lasu.
- Ale ja nie chciałem
was straszyć! To ludzie takim mnie stworzyli! - odparł z przejęciem
Strach, próbując jak najszybciej się wytłumaczyć. - Nie chcę
was straszyć – powtórzył, - chciałbym się zaprzyjaźnić...
Strach na wróble urwał,
bo na jego klatce piersiowej wylądował kruk i raz jednym, raz
drugim czarnym okiem, próbował mu się dokładnie przyjrzeć.
Strach dmuchnął mocno, a przerażony kruk wzbił się szybko w
powietrze i umknął czym prędzej do lasu.
- Zaprzyjaźnić –
zaśmiała się lisiczka i znów pociągnęła nosem, tym razem
wyczuła intensywny zapach wiatru i ziemi. Strach pachniał trochę
jak jej nora, zadziwiające. - Nie będziesz już straszył?
- Nie! - zawołał głośno
Strach, a jego głos rozniósł się echem po całym polu.
- Dobrze więc, ze mną
możesz się zaprzyjaźnić – orzekła lisica, zmiatając ogonem
ziemię z piersi Stracha. - Za innych nie odpowiadam, ale pachniesz
domem, niektórym się to spodoba. A teraz wybacz, muszę wracać do
lasu, ale przyjdę tu jeszcze i pomogę ci wstać.
Jak powiedziała, tak
zrobiła. Długo rozmawiała z mieszkańcami lasu, opowiedziała im o
zapachu, który wyczuła, a według niej zapach nigdy nie kłamie.
Przestała się bać, zupełnie i im także radziła wybrać się na
pole, powąchać Stracha i porozmawiać z nim, żeby pozbyć się
lęku. Wielu co odważniejszych tak zrobiło i Strach zdobył wielu
nowych przyjaciół. Wielki niedźwiedź pomógł mu nawet stanąć
znów na nogę. Z czasem kolejne, coraz płochliwsze i mniejsze
zwierzątka wędrowały na środek pola, by zmierzyć się ze swoim
strachem. A Strach na wróble cieszył się z każdym dniem coraz
bardziej, a jego radość sprawiała, że przestał wyglądać
przerażająco.
Zajrzycie też na blog Był sobie świnki trzy... i poczytajcie bajki, jakie napisały inne blogerki, na pewno wszystkie będą strrrasznie wciągające :)
Pozytywnie :)
OdpowiedzUsuńCiężko się pisze o strachu dla dzieci tak, żeby ich nie przestraszyć, a wręcz oswoić z nim, ale chyba podołałam :D
UsuńNiezłe nieporozumienie! Dzieci dzięki tej bajce będą wiedziały, że nie należy sądzić po pozorach, a rozmawiać i poznać nawet tych, którzy wydają się inni.
OdpowiedzUsuńWyszłam z założenia, że zwykle boimy się tego, czego nie znamy, a otwarcie na inność ostatnio jest dość istotną sprawą ;)
UsuńWartościowe informacje
OdpowiedzUsuń