2 listopada 2015

12 sekretów: Pan Triceratops

 

Zawsze musi być ten pierwszy raz, Tosia po raz pierwszy spotkała się z tematem dinozaurów, ja po raz pierwszy miałam blogowy poślizg z postem projektowym do 12 sekretów. Cóż, chciałam jednak żeby wszystko co zrobiłyśmy się tutaj pojawiło, a nie przewidziałam, że masa solna będzie mi schnąć prawie dwa tygodnie... A i tak nie doschła do końca, co można zobaczyć na zdjęciach z wykluwania się dinozaura z jaja, w głębszych warstwach została taka śmieszna guma, która w sumie też była ok.
Zacznijmy zatem opis naszych październikowych zabaw z prehistorią, jako że Toś nie miała jeszcze kompletnie styczności z tym tematem, postanowiłam pokazać jej dość standardowo dinozaury. A w szczególności pewnego jednego, konkretnego dinozaura, którego sama uwielbiam. Jako dziecko nie byłam jakąś szczególną fanką dinusiów, nie przypominam sobie żebym marzyła o książkach i próbowała dogrzebywać się do informacji o nich (co zdarzyło się w temacie owadów na przykład). Natomiast uwielbiałam Triceratopsy. Nie mam zielonego pojęcia skąd wzięła mi się ta miłość, ale do tej pory uwielbiam tego wielkiego stwora z przeszłości. Mój parapet w pokoju był domem dla pewnego Triceratopsa i jak się okazało po małych poszukiwaniach, jego figurka nadal u nas jest i stała się zaczątkiem naszej dinozaurowej przygody.


1. Pan Triceratops

Na dobry początek, zapoznałyśmy się pewną uroczą piosenką, śpiewaną przez Ferida Lakhdara i Kasię Rodowicz. Piosenka opowiada o miłości Triceratopsa i o tym, jak chciał być romantyczny. Przyniósł zatem swojej ukochanej kwiaty, a ona z miłością je pożarła, nie wiedząc o co mu chodzi :D Przyznam, że wszystkie piosenki z płyty Przygody smoków i dinozaurów są naprawdę przyjemne, ale ta wyjątkowo nam przypadła do gustu.


2. Nasz Triceratops i książka

Jak wspominałam wyżej, wdrapałam się na mój rodzinny strych (a trzeba Wam wiedzieć, że jesteśmy rodziną chomików i dużo tam starego dobra nagromadziliśmy) i z czeluści pudeł wyciągnęłam mojego kumpla z dzieciństwa. Przy wtórze powyższej piosenki, zasiadłyśmy do stolika i rozpoczęłyśmy wstępna zapoznanie, do czego przydała nam się też mała książeczka 101 ciekawostek o dinozaurach.




Gościa, jak wiadomo, trzeba też nakarmić, choć nasz Triceratops chyba nie przepada za orzeszkami.









Dowiedziałyśmy się jednej zaskakującej ciekawostki, mianowicie Triceratops był ostatnim żyjącym dinozaurem, co znaczy, że twarda z niego bestia i wyginął na samym końcu.


3. Lodowe jaja

Żeby Laptop (jak mówi na niego Tosia) nie był samotny, znalazłyśmy mu malutkich kompanów, którym jednak najpierw trzeba było trochę pomóc w wydostaniu się z lodowych jaj (a także z innych intrygujących miejsc, ale o tym później). Zabawa była naprawdę świetna, połączona z nauką przelewania i wylewania wody z różnych pojemników, o czym opowiem Wam innym razem.














Udało się, Triceratops nie będzie już samotny!








4. Puzzle

Zrobiłam też dla Tosi proste puzzle (jak je zrobić dowiecie się z TEGO posta), też możecie sobie wydrukować Triceratopsa, wystarczy że zajrzycie do zakładki "Do pobrania" o TUTAJ.









5. Piaskownicowa paleontologia


Dowiedziawszy się mniej więcej jak wyglądają niektóre dinozaury, znając Triceratopsa niemalże od podszewki (Tosia umie wskazać wszystkie jego części ciała, łącznie z kryzą i trzema rogami), ruszyłyśmy do piaskownicy. Tam bowiem czekało na nas nie lada wyzwanie, by odnaleźć zakopane w piasku dinozaury. Zakopałam je nieco wcześniej i dobrze, że zrobiłam zdjęcie, bo w czasie poszukiwań kompletnie nie pamiętałam ile ich było, a po przekopaniu kilka sztuk przemieściło się tak, że ich istnienie przestało być dla mnie oczywiste.
Do zabawy użyłyśmy bardzo różnych narzędzi, od grabek i łopatki, poprzez pędzelek aż do sitka, zabawa spodobała się Tosi wyjątkowo bardzo i gdyby mogła, nie wychodziłaby z piaskownicy wcale.






















Jak już wróciłyśmy do domu, dinozaury trzeba było umyć, co było równie atrakcyjne jak grzebanie się w ziemi.








6. Kość dinozaura

Wiemy jak wyglądają dinozaury od zewnątrz, ale jak wyglądają od środka? Na poznanie szkieletów w całości będzie jeszcze czas, na razie stworzyłyśmy jedną, prehistoryczną kość z papier-mâché. Co prawda samo tworzenie Tosi nie zachwyciło, klej trochę ją brzydził i muszę trochę popracować nad sensorycznymi doznaniami chyba, ale sama gotowa kość jest cudowną, dziką zabawką.

Do zrobienia kleju potrzebujemy:
  • 2,5 szkl. wody
  • 0,5 szkl. mąki
0,5 szklanki zimnej wody mieszamy z mąką, a dwie pozostałe szklanki zagotowujemy. Miksturę mączną wlewamy do gotującej się wody i szybko mieszamy łyżką albo miotełką. Odstawiamy do przestudzenia i klej gotowy.



Żeby zrobić kość będziemy potrzebować:
  • klej z powyższego przepisu
  • rurkę po ręcznikach papierowych
  • gazety
  • pędzelek
  • białą farbę



Gazety trzeba podrzeć na małe kawałki, w czym nieodzowna będzie pomoc małego asystenta.




Do środka rolki napchałam zmiętych gazet, a na końcach uformowałam po dwie kulki połączone ze środkiem. Teraz zostało tylko wszystko pokryć kilkoma warstwami porwanych gazet namoczonych w kleju. W zasadzie najłatwiej było wszystko przyklejać i przyklepywać rękami, ale Toś akceptowała wyłącznie pacanie pędzelkiem, co było źródłem sporej radochy, szczególnie przy wtórze odpowiednich dźwięków wydawanych przez mamę.










W międzyczasie latorośl badała też jakie to uczucie macać klej i papier stopami, bo czemu nie.



Tak wyglądał produkt finalny przed pomalowaniem. Teraz należało kość odłożyć do wyschnięcia, ale nasza niecierpliwość sprawiła, że razem z masą solną, włożyłyśmy ją na trochę do piekarnika i podsuszyyśmy.


Na koniec malowanie, czym zajęłam się sama z braku przyjaznej dzieciom, białej farby.




Na Halloween Tosia była więc małym jaskiniowcem w futrze z lamparta i bielutką kością w ręce, zdjęcia z jej dzikich min nie wrzucę, bo wygląda na nich naprawdę przerażająco.



7. Gniazdo dinozaura

Nadszedł też czas na feralną masę solną, która była głównym powodem małej obsuwy z publikacją posta. Chciałam bowiem zrobić dla Tosi pudło sensoryczne "Gniazdo dinozaura", w którym znalazło się jajko z malutkim Triceratopsem, któremu trzeba pomóc się wydostać. Oraz kilka "skamielin" z odbitymi śladami dinozaurów, zarówno śladami łap, jak i całych sylwetek, do których można dopasować figurki.

Do wykonania podstawowej masy solnej potrzebowałyśmy:
    • szklanka mąki
    • szklanka soli
    • 125 ml wody
Całość wymieszałam i zagniotłam z niej kulkę. Nic prostszego! Żeby jednak jajko i skamieliny wyglądały nieco naturalniej, wmieszałam w ciasto jeszcze trochę fusów z kawy, które nadały im nakrapiany i lekko brązowy kolor.






Pomagałyśmy sobie też, podsuszając nieco skamieliny w piekarniku i to pewnie przez to w środku jajka została warstwa solnej gumy.



Ostatecznie w piękny i słoneczny, ostatni dzień października, udało nam się ruszyć na poszukiwania gniazda dinozaurów. Znalazłyśmy jedno na podwórku i od razu przystąpiłyśmy do pracy.




Nasze radosne śmiechy szybko zwabiły tatę, który nie omieszkał dopomóc młodzieży w rozłupaniu jajka.





Widać już pierwsze pęknięcia!





Cynamon także musiał sprawdzić co takiego strasznie zabawnego robimy.





I oto jest! Malutki Triceratops, specjalnie do towarzystwa dla dużego.


Dopasowywanie figurek do kształtów, nie stanowiło już dla Tosi takiej atrakcji, nie było do tego jakoś szczególnie przekonana. Może dlatego, że nie bardzo umiała sama je dopasować i musieliśmy jej pomóc. Jestem jednak pewna, że z czasem będzie dopasowywać dinki do odcisków z zawiązanymi oczami.









8. Pazury dinozaura

Nie mogło u nas zabraknąć także kulinarnych zmagań. Zamiast jednak wycinać kształty dinozaurów z ciasta, postanowiłyśmy stworzyć przerażające Pazury dinozaura! Inaczej nazywane Paluchami wiedźmy. Jeśli macie chęć je upiec, oto przepis:

Pazury dinozaura
  • 225 g zimnego masła
  • 1/2 szkl. cukru kokosowego
  • 1 jajko
  • 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
  • 2 i 2/3 szklanki mąki pszennej
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 100g obranych migdałów + rozbełtane jajko
Wymieszać suche składniki i wrzucić do nich masło i posiekać, dodać jajko i ekstrakt, po czym szybko zagnieść gładkie ciasto. Kulę owinąć w folię spożywczą i na pół godziny włożyć do lodówki. Po tym czasie ciasto podzielić na mniej więcej pięć części i z każdej uformować długi wałek, każdy pociąć na kilka części długości palca (powinny być cieńsze niż nasze, bo w piekarniku urosną). Można jeszcze trochę zrolować między palcami, żeby utworzyły się zgrubienia na kształt kostek palców. Na czubku każdego palucha przymocować migdał umoczony w jajku (żeby się dobrze trzymał po upieczeniu). W miejscu kostek, nożem zrobić kreseczki, jakby pomarszczenia skóry.
Piec 10 minut w 200 stopniach (przed upieczeniem można je jeszcze schłodzić w lodówce, wtedy nie stracą kształtu i nie popękają w czasie pieczenia.
Smacznego!











Po żmudnym ugniataniu ciasta i skubaniu migdałów, stół był mocno brudny, trzeba go więc było nieco przetrzeć, w czym Tosia jest mistrzem.


Głównym zajęciem Tosi tym razem, było rozsypywanie mąki (wszędzie), a później także rysowanie w niej obrazków przy pomocy patyczka do szaszłyków. Ja w tym czasie z boku lepiłam wytrwale kolejne, paskudne pazury.



Żeby nie było, Mysia pomagała też w rolowaniu wałeczków z ciasta.







Pieczenie na szczęście trwało króciutko, a później pozostała już tylko czysta przyjemność, czyli pożeranie!






Wiecie jak sprawić, żeby pazury był jeszcze paskudniejsze? Wystarczy ogryźć im paznokcie.


Na szczęście zdążyłyśmy zjeść kilka pazurów, bo po chwili nad talerzem zapanowało dzikie stado dinozaurów i ciacha szybko zniknęły...



Mam nadzieję, że przy lekturze posta bawiliście się tak samo dobrze, jak my w czasie realizacji tematu prehistorycznego.
Jeśli ktoś ma chęć zapoznać się bliżej z projektem oraz poznać blogi i posty biorące udział w projekcie, zapraszam do pierwszego posta KLIK. Do udziału zapraszam wszystkich chętnych, tych doświadczonych i tych nie czujących się jeszcze swobodnie w blogowym świecie, kreatywnych i tych, którzy dopiero się tego uczą na nowo (szkoła w wielu z nas niestety zabiła kreatywność, robimy teraz wszystko, by ją pobudzić na nowo!). Postaram się zrobić wszystko, żeby projekt był inspirujący i ciekawy, już po zamieszczanych na blogach, biorących udział w wyzwaniu, postach widać ogrom radości, weny twórczej i niczym nieskrępowanej wyobraźni, które ze sobą niesie.

6 komentarzy:

  1. przepięknie!!! jestem pod wrażeniem!

    OdpowiedzUsuń
  2. Napracowałyście się :) Bardzo mi się podoba numer 5. U nas akurat na podobnych zasadach Ala poszukiwała zaginionego skarbu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poszukiwania w piachu jak tylko jest ładna pogoda, to punkt obowiązkowy ^_^

      Usuń

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielisz się swoimi refleksjami :)