Minął ledwie tydzień od ostatniego postu w ramach projektu Przygody z książką, ale to już czas, wyjątkowo szybko, żeby zdążyć przed świętami. Uraczę Was więc dzisiaj książką i zabawką w bonusie, książką która zawiera dla mnie bardzo nostalgiczne historie, która przywołuje wspomnienia i prowadzi moje myśli do czasów, w których byłam małą dziewczynką.
Pamiętacie ten czas, kiedy dobranocka była cenniejsza od obrazkowych karteczek do segregatora zbieranych całymi naręczami? Kiedy czekało się na nią tak naprawdę naprawdę, bo to był jeden z niewielu momentów w ciągu dnia, kiedy w telewizji puszczano bajki dla dzieci? Ja pamiętam doskonale. Po dniu spędzonym pośród łąk i lasu, który rósł niedaleko mojego domu, po dni wspinaczek na drzewa, bieganiu, jeździe na rowerze, buszowaniu po krzakach i szukaniu niezwykłych, leśnych kryjówek, przybiegało się do domu. Ręce były jeszcze zielone od trawy, a kolana trochę pokiereszowane, nie było czasu żeby się myć. Pędziłam od razu do dużego pokoju i włączałam pierwszy program polskiej telewizji.
Miałam swoje ulubione bajki, szczególnie ukochałam sobie Muminki (nie opuściłam żadnego odcinka), ale uwielbiałam też Gumisie i Smerfy. Szczególne miejsce w moim sercu otrzymała także piękna, francuska bajka, z małą rudowłosą dziewczynką w roli głównej. Piękna, delikatna kreska, bardzo prosta, ale kto powiedział, że musi być widowiskowo, żeby przyciągnąć małego widza? Historie były trochę zwyczajne, a trochę magiczne. Niby zwykła przyklasztorna szkoła internatem dla dziewcząt, niby zwykły dom obrośnięty dzikim winem i niby zwykła opiekunka zakonnica. A jednak te historie miały w sobie mnóstwo nieuchwytnego czaru, czasem zahaczały o niemożliwość i nieśmiało wstępowały do krainy fantazji, szczególnie w piosenkach.
Nie wiem dlaczego, ale uwielbiałam fragment, który powtarzał się w każdym odcinku, gdzie dziewczynki w dwóch równych rzędach siadały do kolacji, potem mył zęby i kładły się spać. Taki rytuał sprawiał, że opowieść miała jakieś ramy, wiedziało się, że nieważne co się będzie działo, dwanaście dziewczynek zawsze zje swoją kolację, umyje zęby i pójdzie spać słysząc słowa cudownej panny Clavel: "Dobranoc moje drogie". Uwielbiałam tę bajkę i niestety od bardzo dawna nigdzie o niej nie słyszałam. Aż do momentu, w którym wpadła mi w oko pewna genialna zabawka.
Tak, najpierw trafiła do nas puszka z magnesami ze świata małej Madelaine. Byłam nią oczarowana, podobnie jak Tosia, która zadziwiająco długo potrafiła siedzieć przy niej i przekładać postacie, albo słuchać moich opowieści o tym, co właśnie układałam ja. Cały zestaw zawiera cztery plansze z różnymi obrazkami oraz ponad 30 kolorowych magnesów z postaciami oraz przedmiotami związanymi z bajką o małej, bystrej dziewczynce. To świetna alternatywa dla naklejek, bo można przeklejać je dowolną ilość razy, w przeróżne miejsca i w najróżniejszej kombinacji. Ilość możliwości właściwie nieskończona, ogranicza nas wyłącznie nasza wyobraźnia.
Cudowne to było uczucie, znów spotkać się z tymi postaciami! Mało pamiętałam już co prawda z bajki, ale nadal miałam w głowie imiona Madelaine, Pepito, Panna Clavel i Genevieve (ubóstwiałam wymowę tego słowa, Żelwiew). Stworzyłam więc dla Tosi nasze własne historie w oparciu o bajkowe postacie, słuchała z przyjemnością i choć nie pamiętam dokładnie żadnej z tych historii, jestem pewna, że ona ma je gdzieś głęboko w serduszku.
Byłam już oswojona z tym, że nigdzie nie ma tej prostej i ślicznej bajki, że dorwać ją będzie niezwykle trudno. Nawet na youtube można znaleźć wyłącznie anglojęzyczną wersję i choć nie jest to jakąś wielką przeszkodą, to jednak tęskni się do tego obrazu i dźwięku, który wypalił się w mojej pamięci. I wtedy natrafiłam na rarytas, jest, wydana w tym roku książka o Madeline! Pierwsze takie wydanie z pełnym zbiorem opowiadań o małej, rudowłosej spryciuli.
To ta sama Madelaine, którą pamiętam z dzieciństwa, moja stara przyjaciółka, która nic a nic się nie zmieniła. Nadal mieszka w starym domu w Paryżu i wraz z jedenastoma przyjaciółkami, z których jest najmniejsza, wędruje w dwóch rzędach po mieście, przeżywając kolejne wspaniałe i czasem mrożące krew w żyłach przygody. Życie dziewczynek jest uporządkowane, tak je ułożyła Panna Clavel, ale Madelaine wprowadza w nie fantastyczny element chaosu i niekończącej się zabawy, krnąbrności i pragnienia przeżywania wszystkiego całą sobą. Madeline nie wie co to strach i nuda, przyprawiając tym samym swoją opiekunkę o palpitacje serca.
Z radością odkryłam, że zarówno na magnesach, jak i w książce znajdują się te same obrazki. Dzięki temu mogłyśmy z Tośką radośnie zabrać się za poszukiwania i próbowałyśmy ulokować je wszystkie w odpowiednich miejscach. Dowiedziałyśmy się z których opowieści pochodzą, co jednak nie przeszkodziło nam nadal snuć swoich wyobrażeń.
Dzisiaj mogę powiedzieć, że podziwiam Pannę Clavel za to, że choć zamartwiała się o swoje dwanaście podopiecznych, to jednak zawsze starała się być pogodna i optymistyczna. Zawsze szukała dobrych stron i była oazą spokoju, tą osobą, do której dziewczynki biegły w pierwszej kolejności, by się poradzić czy pożalić. Cudowna mama, choć żadna z dziewczynek nie była tak naprawdę jej córką.
Wydanie jest wspaniałe, barwne ale nie pstrokate, kolory są przepiękne, stonowane i delikatne, zachwyca mnie stosowanie koloru czerwonego, który wybija się w ważnych miejscach i podkreśla ważność niektórych obrazków. Świetne jest to, że choć Madeline w Paryżu to naprawdę grube tomiszcze, które wygląda jakby zawierało bardzo opasłą i szczegółową opowieść, to w środku nie znajdziemy ściany tekstu. Najwięcej w tej książce znajduje się obrazków i to był dla mnie dość spory szok, acz bardzo przyjemny. Obrazki są duże i różnorodne, na początku bardzo schematyczne i wyłącznie w trzech kolorach (żółtym, czarnym i białym), później ilustracja się rozwija, jakby rosła razem z dziewczynką. Ilustracje z czasem stają się bardziej rozbudowane, bardziej szczegółowe i barwniejsze. Tekst jest prosty, często rymowany, co genialnie wpada w ucho, szczególnie takiemu maluchowi jak Tosia. Dopiero zaczynamy naszą lekturę, ale już mogę powiedzieć, że czyta nam się bardzo dobrze, szybko i ze śmiechem. Bardzo ją wszystkim polecam, jeśli dacie radę, zaopatrzcie się w nią jeszcze przed Świętami!
A żeby wprowadzić Was w gwiazdkowy nastrój, przytoczę pokrótce opowiadanie Wigilia Madeline, ostatnie jakie znajduje się w książce.
Madeline była bardzo odważną i śmiałą dziewczynką, a także miała niezwykle dobre serce. Gdy więc wszyscy w starym domu obrośniętym dzikim winem (nawet mała myszka) zachorowali, ona przejęła wszystkie obowiązki
Sprzątała, myła, wycierała, gotowała i karmiła wszystkich domowników, uwijając się jak w ukropie, żeby ze wszystkim zdążyć.
Gdy była już bardzo zmęczona, przed jej drzwiami stanął nagle bardzo tajemniczy gość, z początku myślała że to Mikołaj, ale okazało się, że to "tylko" handlarz dywanami. Dobrze się jednak składało, Madeline przydały się jego dywany, więc kupiła wszystkie, a on został bez niczego, czego szybko pożałował.
W zimowym Paryżu jest bardzo zimno, wieje przeszywający wiatr, łatwo się przeziębić, albo wręcz zamarznąć na kość. I to właśnie przytrafia się pozbawionemu dywanów handlarzowi. Staje więc w progu starego domu, mając nadzieję na pomoc. Nie pomylił się, Madeline szybciutko polewa lód ciepłą wodą i uwalnia biedaka z okowów lodu.
W podzięce handlarz postanawia spełnić wszystkie jej życzenia, jakie by nie były. Na początek Madeline życzy sobie więc, by wszystkie naczynia były pozmywane (też bym chciała mieć takiego handlarza dywanów, co by spełniał takie życzenia, ale mam tylko miniaturkę, co nazywa się zmywarka).
Przy pomocy magicznego zaklęcia, handlarz sprawia też, że dywaniki dziewczynek zaczynają latać! I dzięki nim chore dziewczynki mogą spędzić wigilijny wieczór z rodzicami, by potem wrócić do starego domu porośniętego winem, zjeść kolację, umyć ząbki... i iść spać. Tak i ja powinnam uczynić w tej chwili, dobranoc zatem i kolorowych snów :)
Post bierze udział w projekcie Przygoda z książką 3:
Zapraszam też do obejrzenia blogów innych uczestniczek projektu, znaleźć je możecie TUTAJ.
Koniec psot!
Och, również uwielbiałam Madeleine. Piękny wpis, nostalgiczny:)
OdpowiedzUsuńRoczniki z drugiej połowy lat osiemdziesiątych już tak mają :D
UsuńMamy, mamy Madeline! Nie potrafiłam się oprzeć gdy zobaczyłam ją w księgarni i jest nasza! Nawet mam w planie napisać o niej w Przygodach, choć na zupełnie inny temat. :)
OdpowiedzUsuńA magnesy genialne! Uwielbiam takie zabawki! Gdzie je znalazłaś?:>
Dołączam się do pytania o pudełeczko z magnesami. Także jesteśmy posiadaczkami książki (również zakupionej z powodu sentymentu mamy :) i taka magnetyczna zabawka byłaby super uzupełnieniem!
UsuńMąż kupił Tosi to pudełeczko jak był w Stanach Zjednoczonych. Ale można je kupić przez Amazone w całkiem przyzwoitej cenie:
Usuńhttp://www.amazon.com/MudPuppy-9780735339422-Mudpuppy-Madeline-Characters/dp/0735339422
Firma Mudpuppy, powoli do nas wchodzi ze swoimi produktami i może w Polsce też się pojawią wkrótce :)
Super! dziękuję :)
UsuńPrawie 18$ za dostawę do Polski :(
UsuńTo może angielski e-bay? Mają tańszą przesyłkę, choć sam produkt nieco droższy (ale i tak w sumie wychodzi taniej): http://www.ebay.co.uk/itm/Madeline-Magnetic-Character-Set-Bemelmans-Ludwig-Illustrator-/141839494860?hash=item21064aeecc:g:fhAAAOSwys5WWa-L
UsuńNo i mają też wersję drewnianą dla smakoszy :D http://www.ebay.co.uk/itm/Madeline-Shapes-Wooden-Magnetic-Set-9780735340411-BRAND-NEW-FREE-P-H-/311393811851?hash=item4880847d8b:g:Qk4AAOSwgQ9Vk-81#shpCntId
I to dopiero fajny pomysł :))))) Magnesy zdecydowanie wole od naklejek :)
OdpowiedzUsuńJa również, więcej wariacji można z nimi tworzyć. Nawet naklejki wielokrotnego użytku nie dają takich możliwości :)
Usuńa potem wszędzie ich pełno i czasem zostawiają brzydkie ślady po sobie :(
UsuńEh no właśnie... Ale ja mam sposób na ślady po kleju z nalepek, znaleziony na blogu Sroka o... Wystarczy nałożyć na szmatkę trochę tłuszczu, np. masła i posmarować, złazi ładnie :)
Usuńwidziałam juz podobnie nostalgiczny wpis o Madeleine (chyba u Panny Swawolnej?), ale sama nie mam do niej żadnego sentymentu - może byłam juz za stara na wieczorynki, kiedy trafiła do TV?
OdpowiedzUsuńale pudło z magnesami jest wspaniałe!
Na pewno Ilona o tej książce pisała na Kreatywnym okiem :) Madeline została wyprodukowana między 91 a 93 rokiem, a u nas pojawiła się jakoś w połowie lat dziewięćdziesiątych, ja uwielbiałam dobranocki i długo je oglądałam. Z resztą fatalny ze mnie miłośnik filmów i bajek :P
UsuńJa też nie znam Madeline. Nie ten rocznik (mój :) Ja jestem z epoki Kota Filemona i Bolka i Lolka. Dopiero później Gumisie i Smerfy.
OdpowiedzUsuńMagnesy bardzo mi się podobają. Synek bardzo lubi bawić się magnesami, ale muszę być odporne na gryzienie. Szukam ciekawych drewnianych.
Ta sama firma, Mudpuppy robi też grubsze magnesy drewniane na lodówkę ze zwierzątkami, owocami itp. Może takie przetrwałyby zapędy małego gryzaka? :)
UsuńŚwietna sprawa. Można trochę z magnesami pokombinować :)
OdpowiedzUsuńMnóstwo kombinacji i wariacji, uwielbiam to! :D
UsuńJako dziecko uwielbiałam wręcz Madeline!
OdpowiedzUsuńMożesz mi powiedzieć jakiego wydawnictwa jest ksiązka i zestaw z magnesami i czy wiesz może czy jakies inne tytuły dostanę właśnie w takim zestawie?
Książkę wydał Znak emotikon, a magnesy Mudpuppy (można je kupić na razie tylko na Amazone albo w zagranicznych sklepach, w Polsce jeszcze się nie pojawiły). A z innych tego typu zestawów znam jeszcze Bardzo głodną gąsiennicę, Mudpuppy wydało mnóstwo magnesów do tej książki. Widziałam też u nich magnesy ze słoniem Babarem, plus dużo różnych wariacji na temat przyrody i kosmosu, innych książkowych magnesów nie znalazłam w tej firmie. W innych przewinęło mi się oczywiście Frozen, ale jest potwornie drogie ;)
UsuńMadeline to jedna z moich ulubionych dobranocek...Duży sentyment do niej mam. Moja Córcia też ją lubi :-) . Chciałabym mieć tą książkę ;-) a i układanką nie pogardziłabym ;-)
OdpowiedzUsuńPolecam gorąco, warto zainwestować :)
UsuńFantastyczna pozycja <3 urzekła mnie, serio, serio :)
OdpowiedzUsuńMnie również <3
UsuńMyślałam, że jesteśmy podobny rocznik, ale w moim dzieciństwie nie było Madeline. Tylko tak zastanawiam się skąd ja ją znam, ta opiekunka zawsze kojarzyła mi się, że to siostra zakonna prowadząca pensjonat czy dom dziecka. Ale nie znam, nie czytałam, nie widziałam. Skąd kojarzę? Nie wiem. Ale widzę,że muszę sięgnąć po to. I dołączam się do pytania wyżej, skąd są magnesy?
OdpowiedzUsuńMoże nie trafiałaś akurat na tę bajkę, albo przestałaś oglądać dobranocki wcześniej niż ja :D Panna Clavel prowadziła szkołę z internatem dla dziewcząt, choć zdaje się, że była też w bajce wersja z domem dziecka.
UsuńA magnesy małż kupił w Stanach, przy czym można je też w całkiem przyzwoitej cenie kupić na Amazone, wyżej podawałam linka :)
Ja z dzieciństwa pamiętam bajki: Jacek i Agatka, Gąska Balbinka i Ptyś, Smok Telesfor, Wilk i Zając, Muchomorek itp. Ale fragmenty bajek o Madeline oglądałam przed laty z dziećmi (tak jak Smerfy i Gumisie czy Kolargol). A magnesami bawiłam się z Tosią jesienią. Pozdrawiam i całuję mocno.
OdpowiedzUsuńZarówno ja, jak i Tosia pamiętamy zabawę z babcią :D Musicie ją powtórzyć koniecznie ;)
UsuńPozdrawiam i całuję mocno, miłych snów /po takiej lekturze na pewno będą bajeczne/.
OdpowiedzUsuńRównież całujemy ciepło i życzymy kolorowych, pięknych snów :*
UsuńRobiłam tak samo! do oporu na dworze, a potem biegiem na dobranockę. Uwielbiałam Madeline, a to wydanie jest po prostu śliczne. Nie mówiąc już o magnesach. Poluję:)
OdpowiedzUsuńPowodzenia! Jeśli byś miała chęć upolować magnesy, wyżej podałam znalezione przez siebie namiary na nie :)
UsuńDzięki, właśnie już kombinuję na e-bayu
UsuńUwielbiałam Madeline! I nie cierpię Muminków ;)
OdpowiedzUsuńA to ciekawy miks :D
UsuńPięknie piszesz o Madeline. Przyznam, że nie przepadałam za tą bajką, za to Muminki, Smerfy i Gumisie uwielbiałam ;-) i karteczki z notesików też zbierałam (pamiętam, że najbardziej chodliwe były z króla lwa;) ).
OdpowiedzUsuńTo ja np. nie pojmowałam zawsze fascynacji moich kolegów Pszczółką Mają i bajkami na Cartoon Network, do dzisiaj zachodzę w głowę jak to się może komuś podobać ^_^
UsuńO tak, najrzadsze z królem lwem "kosztowały" pół klasera innych :D
No nie! Znów komuś czegoś zazdroszczę przed świętami i rozpycham do granic niemożliwości koszyk na Amazonie - najpierw te wszystkie list najpiękniejszych książek tego roku, a teraz jeszcze magnesiki z Madeline! Takie piękne...
OdpowiedzUsuńZawsze do usług :P
UsuńCiekawy wpis
OdpowiedzUsuńInteresujący wpis
OdpowiedzUsuń