Minęły kolejne dwa tygodnie (kiedy, ja się pytam?!), nadszedł więc czas na post w projekcie Przygody z książką. Po serii postów z DIY, miła jest taka odmiana, a mam Wam dzisiaj do zaprezentowania naprawdę piękną i trochę nostalgiczną książkę. Nadal siedzimy w mysiej tematyce, bo te malutkie gryzonie nieodmiennie sprawiają, że zarówno mnie jak i Tosi mięknie serce. Tym razem zamiast malutkiej przestrzeni pełnej szczegółów, mam dla Was retro rarytas, książkę która wymyka się wszelkim schematom, tak jak jej mała bohaterka.
Poznajcie zatem bardzo dzielną, małą myszkę mieszkającą w starej kamienicy w Hamburgu z początku XX wieku. Myszkę, która uwielbia zaszywać się w starej bibliotece i tam czytać książki stworzone przez ludzi, jest to więc bardzo oczytana i mądra mysz. Pewnego dnia jednak po powrocie do swojej kamienicy, nie znajduje w niej ani jednej myszki, za to mnóstwo przedziwnych maszyn, które mogły przyczynić się do zniknięcia jej sąsiadów. Mijały tygodnie, a biedna mała myszka nadal była sama jedna i nie natrafiła na żaden ślad swoich pobratymców, za to gazety ludzi aż kipiały od nowych wieści o coraz to wspanialszych pułapkach na myszy.
Myśląc intensywnie nad tym, gdzie też mogły podziać się inne myszy, nasza bohaterka doszła do wniosku, że jedynym kierunkiem ich ucieczki mogła być Ameryka, postanowiła się więc tam dostać za wszelką cenę. Zaczęła od znalezienia portu, a w nim statku, który płynąłby za ocean. Niestety okazało się, że port jest pilnie strzeżony przez krwiożercze, kocie bestie, które tylko czyhały na zbłąkaną mysz, żeby ją pożreć, ledwo udało jej się umknąć. Ale przynajmniej dzięki temu, że musiała umknąć do mrocznego ścieku, przypadkiem dowiedziała się o istnieniu latających myszy (czyt. nietoperzy) i zaczęła marzyć o tym, że sama wzbije się w powietrze i poleci za ocean, do swoich braci i sióstr.
Malutka marzycielka narysowała projekt, zebrała drzazgi, gazety i taśmę samoprzylepną, po czym zbudowała swoje własne skrzydła! Odważnie wspięła się na dworcowy zegar i pofrunęła. Przez chwilę nawet szybowała w powietrzu i było to cudowne uczucie, ale w końcu zaczęła spadać i ledwo uszła z życiem. Za to siedząc obok swojego połamanego wynalazku, wpadła na genialny pomysł, by tak jak w lokomotywach, użyć pary wodnej, która będzie napędzać jej skrzydła. To był etap wielu prób i testów, wielu szkiców i projektów, myszka wymykała się coraz dalej, by podwędzić kolejne konieczne elementy do swojej latającej maszyny. Czy jej się udało? Czy skonstruowała działającą maszynę latającą? Czy doleciała do Ameryki? I czy spotkała swoich mysich kuzynów? Jakie jeszcze przygody ją spotkały? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie oczywiście w książce, ja natomiast opowiem Wam jeszcze troszkę na temat oprawy graficznej i wykonania.
Ilustracje w tej książce są absolutnie cudowne i zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia. Wszystko jest utrzymane w tonacjach zbliżonych do sepii, a więc jak ze starych fotografii wyjętych z torebki babci, dużo brązów, cieni, nieco rozmytych konturów. Czuć atmosferę tajemniczego i nieco groźnego dla małej myszki miasta z początku dwudziestego wieku. Szkice kolejnych projektów latających maszyn dodają jej jeszcze tajemniczego uroku, jak byśmy zaglądali do świata prawdziwego wynalazcy. I tak trochę jest, książka podpowiada bowiem, że historia w niej zawarta była inspiracją dla małego Charles'a Lindbergh'a, człowieka który jako pierwszy w samotności przeleciał Atlantyk, prawdziwej legendy lotnictwa. Na końcu książki mamy nawet krótką historię pierwszych prób lotniczych i wynalazców, którzy próbowali swoich sił w produkowaniu maszyn latających.
Sama historia trzyma w napięciu, przez całą opowieść gorąco kibicujemy małemu konstruktorowi i z zapartym tchem śledzimy jego kolejne przygody, bo w końcu Hamburg pełen jest drapieżników, gotowych zapolować na ostatnią myszkę w mieście. No i do tego wyłażąca wręcz z kartek samotność indywidualisty, który jest niezwykły, ale chce też być blisko swoich. Porusza jego pęd do bycia w stadzie, będący motorem całej mysiej pomysłowości. Myszka nie umie być sama, nie chce być sama, wychodzi więc z ciemności zakurzonej biblioteki i używa swojego genialnego umysłu, by osiągnąć nieosiągalne. Cel, który przyniosło życie sprawia, że umysł myszki ożywa i zamiast kisić się w odmętach starych woluminów, zaczyna używać wyobraźni i tworzyć. Czasem wręcz nasza dotąd cicha bohaterka robi rzeczy, o które nigdy wcześniej by siebie nie posądzała. Ja czuję się urzeczona, w tej książce wszystko do siebie pasuje, zarówno treść, jak i główny bohater, ogólny klimat oraz ilustracje, jakby żywcem wyjęte z przedwojennej gazety.
Jest to książka, która jeszcze czeka na swoją premierę, choć dziś w
trakcie cykania zdjęć okazało się, że potomka nie chce spać i rzuciła na
nią okiem, wydawała się oczarowana podobnie jak ja. Ciekawa jestem jak zareaguje na samą historię i chyba nie dam rady się powstrzymać i w najbliższym czasie spróbujemy ją sobie przeczytać. Przeczuwam dłuższą lekturę na raty, ale bardzo ciekawi mnie reakcja małej na dość nietypową prezentację zwierząt, bo ni to realistyczna, ni bajkowa. W końcu nikt z dorosłych nie uwierzy, że mysz dałaby radę cokolwiek naszkicować czy skonstruować, ale z drugiej strony to rzeczywiście mała, szara myszka, poruszająca się na czterech łapkach i biegająca po ściekach Hamburga, uciekająca przed kotami i sowami.
Zdecydowanie jestem zdania, że warto po tę lekturę sięgnąć, szczególnie jeśli potomek lubuje się we wszelkich maszyneriach i lubi zabawy konstrukcyjne. Może znajdzie się mały wynalazca, którego książka o myszce zainspiruje tak, jak pana Lindbergh'a ponoć zainspirowało przedstawienie o latającej myszy.
Na koniec dodam jeszcze, że Niezwykłe przygody latającej myszy to debiutancka książka Torben'a Kuhlmann'a, młodego niemieckiego ilustratora, będąca jednocześnie jego pracą dyplomową. Jestem bardzo ciekawa co jeszcze wypłynie, bądź wyleci, spod pióra tego pana. Na razie widzę, że po niemiecku wydano jego kolejną książkę o Krecim mieście, mam nadzieję, że szybko zostanie wydana także w Polsce. Jeśli chcecie poznać go bliżej, zajrzyjcie na jego stronę KLIK.
Post bierze udział w projekcie Przygoda z książką 3:
Zapraszam też do obejrzenia blogów innych uczestniczek projektu, znaleźć je możecie TUTAJ.
Koniec psot!
Piękne ilustracje! Urzekła mnie ta książka!
OdpowiedzUsuńMoje oczy żądały ode mnie, żebym ją kupiła :D
UsuńJak ja kocham takie ilustracje! Piękne
OdpowiedzUsuńMamy podobnie, retro styl rządzi :D
UsuńNaprawdę piękna książka. Jestem pod wrażeniem...
OdpowiedzUsuńZarówno treść jak i oprawa, wszystko ze sobą gra i śpiewa :)
UsuńPosiadamy tę księgę, ale dziewczyny nie są nią zainteresowane. Mnie bardzo przypadła do gustu i treść i ilustracje, wszystko piękne. A jeśli o zainteresowanie dziewczyn chodzi, to jeszcze przyjdzie czas, że nie będą mogły się od niej oderwać. Często tak jest, że książki czekają na swój odpowiedni moment. Czekają, czekają... i się doczekują ;)
OdpowiedzUsuńNasza mysza też raczej czeka, bo jednak zwyciężają ostatnio Muminki i Mała Mi :D Tosia nie chce czytać niczego poza opowiadaniami z Doliny i Zimą Muminków :P Zakochała się w Totiki też ^_^
UsuńŚliczne rysunki!! Myszka jest mega słodka, jedyne czego mi tu może brakuje to trochę więcej kolorów, ale mam świadomość , że i myszy i maszyny do kolorowych nie należą :)
OdpowiedzUsuńMamy sporo kolorowych książek i ta się u nas wyróżnia, takiej odmiany też czasem potrzeba, stonowania i odpoczynku dla oczu, złaknionych czegoś nietypowego :)
UsuńPrzychylam się do pozytywnej recenzji. Szczególnie ilustracje są piękne i zapadają w pamięć.
OdpowiedzUsuńJa nie mogłam się oderwać przy pierwszym otwarciu książki i mam nadzieję, że z czasem moja potomka zapała do niej równie wielką miłością :D
Usuńsuper książka i te ilustracje są przepiękne. Nie widziałam jej wcześniej!
OdpowiedzUsuńTrzeba nadrobić ;)
UsuńWidziałam już kiedyś na jakimś blogu tę książkę, zakochałam się i miałam kupić. Ale wyleciało mi jakoś z głowy. Dziękuję za m=przypomnienie :)
OdpowiedzUsuńAleż proszę bardzo :D
Usuńteż mam ją w koszyku od kiedy pierwszy raz zobaczyłam i nie wiem, czemu do tej pory nie kupiłam...
Usuńcoś czuję, że jednak znajdzie się pod choinką :)
Są maszyny latające, jest krótka historia lotnictwa, a właściwie jego początków, u Was ta pozycja powinna zagościć koniecznie ;)
UsuńPiękna książka faktycznie, a dla kompletu serii o myszach polecam grę Magia i Myszy :)
OdpowiedzUsuńMagia i Myszy, podoba mi się ten tytuł, trąca nostalgiczną nutę w moim serduchu miłośniczki RPGów, fantastyki i planszówek :D
UsuńNo to koniecznie popatrz sobie na recenzję i spróbuj zagrać jakby była okazja,http://boardtime.pl/2015/03/magia-i-myszy-czyli-przygody-kosci-i-tona-klimatu-recenzja.html
UsuńMnie urzekły bardzo, taka nietypowa gra. A jako fanka planszówek i fantastyki na Falkonie w Lublinie bywasz?
Czytałam recenzję na ZnadPlanszy Pełną parą :D Gra naprawdę prezentuje się dobrze, coś jak Descent dostosowany do małego odbiorcy. Już zdążyłam zarazić znajomych, też planszówkowców :P
UsuńNa Falkonie nigdy nie byłam, bo Lublin jakoś nie bardzo mi po drodze ^^' Bywaliśmy z mężem na konwentach stacjonarnych w Łodzi (U-Bot i w klubie SMerF, Krakowie i Warszawie. A na plenerowych jeździmy tradycyjnie na Flamberg, gdzie się poznaliśmy :) Jak zaczynałam przygodę z fandomem było tylko kilka konwentów, ale jakoś nie miałam motywacji, żeby bardziej jeździć. Teraz jak się tego namnożyło i są naprawdę dobrze zorganizowane, nie bardzo mam jak, bo z młodą się nie wybierzemy raczej, a dziadków za często obciążać też nie chcemy. Czekamy więc aż podrośnie i będziemy szaleć przed pojawieniem się rodzeństwa :P
Ech ma duma została urazona, że w innym serwisie recenzję czytałaś, nie moją :) hahe. A co do Falkon, to jakby się tak kiedyś złożyło, to zapraszam przy okazji do nas, mnie fantastyka w ogóle nie zajmuje, a Falkon o tyle o ile są na nim planszówki. Ale pasję podziwiam i talent do strojów :)
UsuńJuż się naprawiam! Często dla Board Games recenzujecie?
UsuńNo i tak ma być :) Poprawa przyjęta :) Board Times to serwis mojego męża, ja pojawiam się tylko gościnnie, Dziecię pozwala na grę wieczorami, kiedy śpi, a w takiej sytuacji są wszyscy znajomi, więc każdy siedzi w domach, a to uniemożliwia częste granie.
UsuńZnam ten ból, mamy podobnie, z tym że niedaleko są znajomi, u których ewentualnie dajemy radę przenocować z Tośką i u nich od czasu do czasu grywamy w większe gry :)
UsuńPS. Skąd mi się tam Games zakradło? Odruch chyba już... ;)
No to zazdrościmy znajomych, chyba offtop się nam zrobił :)
UsuńTrochę tak, ale w końcu to mój blog, więc mi wolno czasem :P
UsuńJakie piękne ilustracje! CUDO! I jakie niesamowite przygody ma ta myszka. Jestem pewna, że mojemu Tymkowi się spodoba. Zapisałam i polujemy:) Dzięki
OdpowiedzUsuńProszę bardzo, też mi się wydaje, że to cudo :D Zobaczyłam pomiędzy książkami w stosiku zakupowym na Bawimy się my trzy. Zerknęłam do środka na którymś blogu i przepadłam :3
UsuńIlustracje boskie, choć myszy nie znoszę ;)
OdpowiedzUsuńJa mam słabość do gryzoni, kiedyś nawet mieliśmy z mężem szczurki Dumbo, to są takie urocze i mądre stworzonka <3 Ale ja się boję schodów na przykład, więc żaden lęk nie jest dla mnie dziwny :P
UsuńBardzo realistyczne ilustracje!
OdpowiedzUsuńTak, wygląd zwierząt oddany jest bardzo wiernie, co w zestawieniu z fabułą daje bardzo ciekawy efekt :)
Usuńoo rany jaka magia :D przepiękna jest. muszę ją mieć :D
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze znam ten stan ducha, zakochanie w książce ^_^
UsuńBardzo fajne ilustracje! Mysz bardzo utalentowana i niespokojna dusza :)
OdpowiedzUsuńInteresujący wpis
OdpowiedzUsuń