2 kwietnia 2015

Księga dźwięków


Podejrzewam, że będę sporo pisać o książkach. Uwielbiam książki, a już te dla dzieci szczególnie, ponieważ stanowią drzwi do niesamowitego świata dzikiej wyobraźni. Do świata, w którym niekoniecznie niebo jest niebieskie, a trawa zielona, świata w którym zdarza się, że drzewa są z czekolady, a koty gadają i szeroko się uśmiechają. Do świata, w którym rządzą dobre stereotypy, które pozwalają dzieciom poukładać sobie świat, zanim będą go mogły postawić na głowie.
Kiedy zaczyna się przygodę z książką, wypadałoby jednak zacząć od czegoś nieco prostszego i dzisiaj chciałam wam troszkę opowiedzieć o takiej prostej, ale wspaniałej książeczce. Księga dźwięków to bardzo ciekawa pozycja pośród dziecięcych lektur.


Ładnie ilustrowana (choć zapewne nie wszystkim przypadnie do gustu - szczególnie kontrowersyjny jest prosiaczek, który i mnie wprowadza w konsternację)...


...i z interesującą zawartością. Autorka nie ogranicza się bowiem wyłącznie do podstawowych dźwięków jakie wydają z siebie zwierzęta (hau, miau, muuu i kwa kwa), są też dźwięki wydawane przez przedmioty (bruuum, tram tatatam i bum) a także przez ludzi (ćiiiii, buzi buzi). Są też dźwięki bardzo dziwaczne (ból robi ała? Nie do końca rozumiem zamysł autorki) albo wręcz takie, których nie umiem zaakceptować (przecież szpinak jest pyszny!).



Sporo niestety można zarzucić wykonaniu książeczki. Autorka chciała zawrzeć w niej tak dużo, że chyba trochę przesadziła. Księga jest gruba, jak na dziecięcą pozycję to nawet szalenie grubaśna, kartki są raczej cienkie i jest ich mnóstwo. Z tego, co się orientuję wydawnictwo Dwie siostry robi wszystko, co może, żeby wydanie było porządne, ale przy takiej ilości materiału, to raczej niewykonalne. Na dniach będą ją dodrukowywać, ale odgrażają się, że będzie to ostatni dodruk, co bardzo mnie smuci, ponieważ całym sercem, mimo kilku wymienionych wad, wam ją polecam. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie, starszaki będą mogły poczytać z młodszym rodzeństwem, a rodzice dowiedzą się jak robi ślimak, bo zapewne nie wiedzą i będą mogli się pokusić o fantazyjne zmiany w tekście (bo przecież szpinak robi mniam mniam!).



Nasza książka, tak jak większość, nie ocalała i z każdym kolejnym spotkaniem z Tosią rozpadała się coraz bardziej. Znalazłam ostatnio dobry sposób na jej uratowanie (odcięcie każdej strony, przedziurkowanie i włożenie w segregator) i szukam teraz tylko odpowiedniego rozmiarem segregatora.
A na koniec pokażę wam kilka naszych absolutnie najbardziej ulubionych stron z Księgi dźwięków:






6 komentarzy:

  1. Fajna zabawa do ćwiczenia aparatu mowy. Ale tekst "Szpinak robi bleee" powala. Od początku mamy uczyć dzieci, że jest niedobry? Bezsens. Wystarczy go dobrze przyrządzić. Szpinak nie wydaje dźwięku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na swoim drugim blogu umieszczam sporo przepisów ze szpinakiem i moje prywatne dziecię uwielbia, więc obrazek jako pierwszy poszedł do poprawki. Książka ma sporo dziwnych rzeczy, ale też na szczęście znacznie więcej fajnych, więc ostatecznie wyszła u nas na plus :)

      Usuń
  2. Pomimo pewnych "niedociągnięć ta książka jest rewelacyjna. Sklejałam ją już nie raz i choć jest z nami ponad pół roku i przeszła sporo to jest w całości. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję gorąco cierpliwości do sklejania! Moja skończyła się dość szybko i niestety książka w tej chwili jest w kawałkach. Przy czym nie przeszkadza to zupełnie w radosnej zabawie. I zgadzam się, że choć nie wszystko jest w niej fajne, to jednak jest warta zakupu :)

      Usuń
  3. Również ją już mamy! Nasza Bąbelinka siedzi przy niej jak zaklęta:) Chociaż szpinak jest mniaaammm:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest właśnie niezwykłe w tej książce, rozkleja się, niemalże rozpada w rękach, można mieć wiele "ale" do grafiki, no i te dziwne pomysły jak ze szpinakiem czy gniazdkiem, a mimo to i dzieci i rodzice ją kochają :D

      Usuń

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielisz się swoimi refleksjami :)