Mój drugi wpis pod znakiem "Przygody z książką" będzie dotyczył ilustracji, a konkretniej ilustracji stworzonych przez wietnamską artystkę, do kilku książek z bajkami.
Khoa Le, zgodnie z tym co napisano w notce biograficznej z książki, to wietnamska ilustratorka i autorka bajek. Ukończyła Wydział Sztuk Pięknych na Uniwersytecie Ho Szi Mina i ma na swoim koncie już 10 książek dla dzieci własnego autorstwa. Z jej prywatnej strony (którą możecie znaleźć TUTAJ), możemy się natomiast dowiedzieć, że jej obrazy pojawiły się na kilkunastu grupowych wystawach, między innymi w Hong Kongu i Singapurze. I w zasadzie to wszystko, co możemy znaleźć na jej temat w Internecie. Jest więc w tej postaci jakaś nutka tajemnicy, to kobieta ukryta za cieniutkim woalem własnej sztuki. Jaka jest, możemy odkryć nie przez długie eseje biograficzne czy setki informacji gdzie była i co robiła, ale poprzez subtelne obrazy, poprzez magiczne opowieści, wypełnione po brzegi niezwykłym klimatem ciepła i uroku.
Jaka zatem jest jej sztuka? W moim odczuciu niezwykle łagodna i eteryczna. Ma w sobie wiele z kreski japońskiego autora bajek animowanych Hayao Miyazaki'ego, o którego studiu filmowym pisałam TUTAJ, widać moim zdaniem inspiracje chociażby samym "Moim sąsiadem Totoro" czy "Spirited Away". Jednocześnie ma swój przepiękny i intrygujący styl, drobne elementy jak liście czy gałązki wiją się dookoła postaci jak węże, obrazy są kwieciste, nasycone kolorami. Dużo w nich szarości, czerwieni, bieli i błękitu. Ilustracje albo buzują od gorąca, albo wieję chłodem. Królują na nich motywy fantastyczne, gwiezdne spacery, tajemnicze sadzawki, szepty, oddechy, tchnienia wiatru. Widać w nich ruch, dynamikę tła, wszystko dookoła postaci jakby wiruje targane nagłymi porywami wiatru, natomiast same postacie są raczej spokojne, statyczne, jakby trochę zamyślone. Jest to estetyka, która porusza we mnie głęboko ukrytą nutę, przywołuje wspomnienia i mogłabym na jej obrazy patrzeć godzinami. Szerszą galerię jej prac, możecie znaleźć TUTAJ.
Jak ma się natomiast sprawa z ilustracjami do bajek dla dzieci? Te są nieco bardziej dynamiczne niż obrazy, jak na bajki przystało. Udało mi się jak dotąd zakupić trzy z sześciu dostępnych na naszym rynku pozycji książkowych jej autorstwa: Księżniczkę z chmur, Szymka brudasa i Potargańca. Chciałabym jeszcze zakupić Słońce i Księżyc, pozostałe dwie chyba sobie odpuszczę, ale o tym dlaczego powiem za chwilę.
Księżniczka z chmur
Jest to bajka napisana w formie legendy. Opowiada o księżniczce rządzącej chmurami, która pewnego dnia zapragnęła zobaczyć co znajduje się po drugiej stronie jej kłębiastego tronu. Pytała o to Słońce, ale odpowiedzi tylko jeszcze bardziej rozbudziły jej ciekawość. Postanowiła więc zejść na ziemię, ale gdy tylko zaczęła opadać, jej pierzasta suknia zaczęła się skraplać i rozpuszczać. Czym prędzej wróciła na górę, ale tęsknota szybko ciągnęła ją znów na dół, ale tylko na kilka chwil. I stąd biorą się wiosenne deszcz.
Bajka jest naprawdę ładna, a ilustracje idealnie oddają jej klimat, zwiewny, lekki, wiosenny. Są kolorowe, ciepłe i przytulne. Bez trudu pozwalają przenieść się razem z Księżniczką w piękny świat pogodowej magii.
Szymek brudas
Bajeczka dość standardowa o tym co może się stać, jeśli nie będziemy słuchać rodziców ;) Jednocześnie autorka dodała element przepięknie fantastyczny, a jednocześnie zahaczający o świat rzeczywisty, książka może być świetnym wstępem dla starszych dzieci, do nauki o bakteriach i innych malutkich żyjątkach. Co dokładnie w niej jest? Historia Szymka, który nie chciał się kąpać, bo w wannie było mokro i zimno. Dłuuuugo żył w brudzie i było mu z tym całkiem dobrze, nawet kiedy zaczął brzydko pachnieć. Kłopot pojawił się, kiedy zaczęło go wszystko swędzieć, drapał się i drapał, aż wydrapał bakterie. Wielkie bakterie, które zaczęły go gonić, krzycząc że chcą się z nim zaprzyjaźnić. Ratunek Szymek znalazł w ramionach mamy, której udało się go wreszcie wykąpać.
Ilustracje w tej bajce są bajecznie kolorowe. Bakterie cudne, falujące i lepkie, niemalże wychodzące ze stronic książki, by przykleić się także do naszych rąk.
Potarganiec
W zasadzie jest to powtórzenie schematu z poprzedniej bajki. Chłopiec o imieniu Marcin nie chce się strzyc, więc w jego włosach wyrasta drzewko, na którym moszczą sobie gniazdko gołąbki. Nie przeszkadzały mu, dopóki nie zaczęły śpiewać, śpiewać nieustannie. Później się rozmnożyły, było ich jeszcze więcej i były jeszcze głośniejsze. Zdesperowane dziecko po raz kolejny biegnie po pomoc do mamy, która obcina niesforne włosy, a drzewko wyrywa i zasadza w ogrodzie.
W tej książce obrazki są bardziej stonowane niż w pozostałych dwóch, delikatne i jasne, w gruncie rzeczy bije z nich prostota, łącząca się z nieskomplikowaniem samej opowieści.
Jestem zachwycona ilustracjami, przekaz również mi się bardzo podoba, ale tylko w czterech wymienionych wyżej tytułach. Dwa pozostałe Miodunka i Beksa już do mnie nie przemawiają. Pierwsza ponieważ nie jestem miłośniczką czapek i dziecko jak się okazuje, odziedziczyło po mnie tę przypadłość, z wielu przekazów wiem też, że noszenie czapek zawsze i wszędzie nie jest wcale najzdrowsze, a bardzo często pozbawia nas cennej witaminy D3. Są po prostu takie dni, w których czapka jest zbędna, na przykład wiosną, więc nie będę pokazywać córce historii, w której nie noszenie czapki ZAWSZE źle się kończy. W przypadku Beksy jest jeszcze gorzej, ponieważ bohater jest karany za okazywanie emocji... Są dzieci, które są bardzo wrażliwe i często płaczą, ale to nie znaczy, że należy je za to ganić i pokazywać im, że płacz to coś złego. Z takim dzieckiem trzeba porozmawiać, nauczyć je radzić sobie z emocjami, a nie karcić za to, że jest "rozmazane".
Jestem natomiast bardzo ciekawa czterech książek spoza serii (Khoa Le wydała w sumie 10, a w serii jest tylko 6), mam nadzieję, że zawitają na nasz rynek i będą utrzymane bardziej w duchu Potargańca czy Księżniczki z chmur niż w klimacie Beksy ;)
A na koniec jeszcze mały bonus i ciekawostka. Trafiłam bowiem na informację o powstaniu książki, którą po przeczytaniu można "zasadzić" i wyrośnie z niej drzewo, wróci zatem tam, skąd pochodzi. Myślę, że dla dzieci taka pozycja będzie wspaniałą nauką tego skąd pochodzi papier i jak rosną drzewa, ale i też pięknym wstępem do rozmów o ekologii. Muszę się zorientować, czy u nas jest dostępna, a jeśli nie, to gdzie za granicą można ją zakupić. Poczytać o niej możecie TUTAJ.
Post bierze udział w projekcie Przygoda z książką 2:
Zapraszam też do obejrzenia blogów innych uczestniczek projektu, znaleźć je możecie TUTAJ.
Również mamy Księżniczkę z chmur oraz Słońce i księżyc. Planuję kupić resztę bo jestem zauroczona ilustracjami.
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł z drzewem.
Polecam Szymka i Potargańca, dwóch pozostałych jak widać powyżej już nie, nawet dla ładnych ilustracji ;)
UsuńHipnotyzujące ilustracje! Piekne :)
OdpowiedzUsuńO właśnie, to jest to słowo! Hipnotyzujące, dokładnie :D
UsuńWidziałam je w kilku miejscach w sieci i chyba najbardziej kusi mnie "Słońce i księżyc"
OdpowiedzUsuńAle na pewno bym jej po przeczytaniu nie zasadziła!
(idea ciekawa, ale może by jakaś dodatkowa koperta, bo jak to tak - książkę do ziemi?)
Słońce i księżyc też zakupimy na pewno, też mnie kusi :)
UsuńHeh, też bym chyba książki nie zasadziła, jeszcze jak będzie ciekawa... Ale idea ciekawa bardzo :D Wydaje mi się, że autorom chodziło o wymowność i jednoznaczność tego, że każda książka pochodzi z drzewa, żeby dzieci dobrze zrozumiały tę lekcję :)
Piękne ilustracje, szczególnie "Księżniczki z chmur". Ach, rozmarzyłam się...
OdpowiedzUsuńmamatywna.pl
Idealne do poleżenia na łące, w cieniu jakiegoś drzewa i czytaaaaania ^_^
UsuńWidziałam już ta serię nie raz i jestem na 100% pewna, że trafi i do nas. Jestem zauroczona tymi wyjątkowymi, pełnymi emocji i uczuć ilustracjami.
OdpowiedzUsuńMamy zatem podobne odczucia :)
UsuńA mnie właśnie Khoa Le nie przekonuje jako ilustratorka dziecięca, dużo bardziej podobają mi się jej "dorosłe" prace, ma bardzo fajne portfolio na Deviantarcie - pewnie znasz :)
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że wszystko zależy od tego jakim się jest dzieckiem :D Są takie, które lubią tajemniczość, baśniowość i zwiewność, a są takie, które to znudzi. Ale fakt, jej "dorosłe" prace są lepsze, chyba po prostu swobodniej się czuje w takich klimatach - choć japońska kreska jest mocno specyficzna.
UsuńA jej portfolio z deviana nie widziałam! Muszę nadrobić braki ^_^
Eow, ale ilustracje! Cudowne, bajkowe, magiczne! Chce je mieć! Nie wiem co na to moi chłopcy, ale mi się podobają!
OdpowiedzUsuńMoim siostrzeńcom bardzo podobał się Szymek brudas :D
Usuń