4 maja 2016

Grajmy!: Bang!


Jak tam po majówce? Wypoczęci i naładowani na kolejnych kilka tygodni, aż do Bożego Ciała? Ja mam często ten kłopot, że długie weekendy mnie rozleniwiają i trudniej mi wrócić do codziennej aktywnej rutyny. Co prawda większość czasu spędzaliśmy na spacerach, podróżach i wietrzeniu się na podwórku, ale od Internetu i bloga odpoczynek był spory i trochę trudno przekonać się na powrót do siedzenia i pisania. Dlatego zaczynam lekko i przyjemnie od prezentacji gry w ramach projektu Grajmy! Zapraszam!



Dziś chciałam Wam opowiedzieć trochę o świetnej karciance, w którą najlepiej gra się przy dużej liczbie uczestników - będzie to więc trochę realizacja tematów przewodnich z ostatnich dwóch miesięcy projektu.
Bang! to gra w klimatach spaghetti western (albo inaczej macaroni western),  czyli tak jak w oryginalnych włoskich produkcjach o Dzikim Zachodzie, możecie się tu spodziewać mnóstwa czarnego humoru, bandytów, renegatów, schematów typu "zabili go i uciekła" czy "dobry, zły i brzydki" i tak dalej. Włoskie nazwy zapisane na kartach dodają całości kolorytu i z powodzeniem można ich używać w czasie gry.



Mamy zatem dobrego szeryfa i jego zastępców oraz chcących go zastrzelić bandytów, do tego wszystkiego przy odpowiedniej liczbie graczy pojawia się przewrotny renegat, który kombinuje jakby tu pozbyć się wszystkich po kolei, by na końcu odbyć pojedynek z szeryfem i zająć jego miejsce. Każdy z graczy dostaje jedną kartę pozycji, z których tylko szeryf jest jawny (przy wydaniu rozszerzonym dostaje nawet bajerną, niskobudżetową i plastikową gwiazdę), reszta graczy swoją pozycję utrzymuje w sekrecie i biedny stróż prawa musi się domyślić, który z nich jest jego zastępcą, a który bandytą. Abstrahując od tego, że szeryf nie wie jak wygląda jego własny zastępca, pomysł jest bardzo ciekawy i daje mnóstwo możliwości.


Szeryf musi upolować wszystkich bandytów i renegata, jego zastępcy muszą także twardo bronić szefa. Przy większej liczbie graczy powinni też odnaleźć siebie nawzajem, żeby nie pozbawić się sojusznika. Często trudno odróżnić zastępce od renegata, bo ten ostatni na początku zwykle również twardo broni szeryfa, w końcu musi doprowadzić do tego, by szeryf dożył do końca, by zostali tylko we dwóch.


Względnie najłatwiej mają bandyci, choć na początku lepiej żeby się nie wychylali i gromadzili gadżety, które później pomogą im się ochronić przed zastępcami i szeryfem. Są to też zdecydowanie najbardziej swobodne postacie, dające mnóstwo radości w czasie gry (bo któż nie chciałby w czasie gdy podśpiewywać sobie pod nosem "I shot the sheriff"?)


Poza pozycjami, gracze dostają także postacie. Są to dobrze nam znani bohaterowi klasycznych westernów, tacy jak Jesse Jones, El Gringo, Willy the Kid czy Calamity Jane. Postacie mają konkretne zdolności, które bardzo przydają się w czasie gry, ale przy ciekawszych i bardziej pomocnych umiejętnościach, od razu mamy mniej życia (od 3 do 4 kul). Na początku gry dostajemy dwie postacie, z których wybieramy jedną. Drugiej karty często używamy do zaznaczania utraconych bądź odzyskanych "żyć-kul".
W talii znajdzie się też pusta karta postaci, na której możemy narysować swoją własną postać z własnoręcznie opracowaną umiejętnością.





Najważniejsze jednak są karty akcji, których będziemy intensywnie używać w czasie gry, a już najważniejszą ze wszystkich jest tytułowa karta "Bang!", dzięki której możemy pozbawić przeciwnika jednego punktu życia. Poza tym pojawią się jeszcze karty wierzchowców, dzięki którym będziemy mogli dopędzić zbyt szybkich wrogów, bądź uciec przed nimi. Znajdziemy też karty broni o dalekim zasięgu (ponieważ startowo nasz zasięg wynosi jeden, czyli nasz Bang! dosięgnie jedynie tych siedzących obok, a i to tylko wtedy, gdy nie mają żadnych wierzchowców), karty dzięki którym unikniemy postrzelenia (cudowne, ratujące życie Mancato!). Są karty, które działają tylko raz, jak wymieniony wcześniej bang czy unik, a są karty, które można wyłożyć przed siebie i będą nam pomagać tak długo, aż ktoś je nam zniszczy albo ukradnie. Do tych kart poza wierzchowcami i bronią, należą jeszcze baryłka (którą nosimy na plecach jak żółw i używamy, gdy ktoś do nas strzeli :D ) i więzienie, do którego ktoś nas wtrącił i siedzimy w nim, dopóki nie wyciągniemy odpowiedniej karty, żeby wyjść. Pojawiają się też karty z Indianami, którzy strzelają do wszystkich i każdy musi rzucić Mancato, żeby nie zostać trafionym, albo karta sklepiku, dzięki której dostajemy dodatkową kartę. Oraz jedna z ulubionych kart sporej części graczy, czyli dynamit (po włosku to brzmi tak uroczo Dinamite), który krąży sobie radośnie między graczami i wybucha, gdy ktoś wyciągnie detonującą kartę.



Dla ułatwienia każdy dostaje kartę z podpowiedziami, co oznaczają umieszczone na kartach piktogramy. Zatem nie musimy na dobrą sprawę zaglądać do instrukcji, żeby wiedzieć co robią poszczególne karty.
Rozgrywka jest bardzo emocjonująca i niesamowicie dynamiczna. Wszystko zależy jednak od graczy i im bardziej wyluzowani i nastawieni zabawowo ludzie, tym lepiej. Komentarze w klimacie, do tego ponczo, sombrero na głowie, może sztuczny rewolwer w kieszeni albo falbaniasta suknia i wachlarz i mamy prawdziwy westernowy wieczór - zrobiliśmy kiedyś taką imprezę, bardzo gorąco polecam.


Dodatków do podstawowej gry (która w zupełności wystarcza tak naprawdę), pojawiło się mnóstwo. Nasze wydanie w pudełku w kształcie kuli, kilka lat temu było najbardziej rozszerzonym i pełnym, w tej chwili już widzę, że kilku dodatków już nam brakuje, ale ich brak nie odbiera dobrej zabawy, więc pewnie sobie jeszcze trochę poczekają.
Z tego co mamy, poza dodatkami poszerzającymi po prostu ilość postaci oraz kart akcji, mamy jeszcze dodatek A fistful of cards, stworzony z zebranych pomysłów samych graczy. Są to karty, które wychodzą na początku każdej rundy i ustawiają jej przebieg. Jedna z moich ulubionych kart na przykład, podnosi z martwych wszystkich, którzy do tej pory zginęli - czyli nie będą się już nudzić jak wcześniej. Nie wszystkie karty w tej talii są niestety na tym samym poziomie i niektóre stanowczo za mocno utrudniają grę, czasami przedwcześnie ją rozstrzygając. Niemniej jest to na pewno ciekawy i wart uwagi dodatek, szczególnie że nie jest zbyt drogi.





Grę polecam bardzo mocno wszystkim wielbicielom klimatów Dzikiego Zachodu, ale nie tylko, jest po prostu bardzo dynamiczna i wesoła, co na wszelkich spędach ludności bardzo się przydaje, żeby rozruszać towarzystwo. Zdecydowanie dla starszych i zdecydowanie na specjalne okazje, kiedy mamy do dyspozycji przynajmniej pięciu graczy.

Post bierze udział w projekcie Grajmy!
Koniec psot!

12 komentarzy:

  1. Świetne "opakowanie" :) Bardzo oryginalne!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też byliśmy nim zauroczeni, szkoda że jest dostępne tylko przy wersji rozszerzonej angielskiej :)

      Usuń
    2. rzeczywiście super paczucha - zgrabna i praktyczna
      a przy bliższym przyjrzeniu się nawet przypomina nabój, chociaż moja pierwsza myśl też była poniekąd w temacie - "zabijcie mnie, ale DLACZEGO TERMOS!?" :P

      Usuń
    3. Bueheh, moja mama widząc opakowanie stojące na półce, zapytała czemu nie schowam termosu do szafki kuchennej. Także ten, znamy to :P

      Usuń
  2. Jak to u mnie bywa po przeczytaniu reguł niewiele kumam... Musiałabym w praktyce wszystko pomału przerobić :-P Ale gra wydaje się jak najbardziej ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak zawsze mam, dlatego wolę jak mi ktoś tłumaczy zasady i wspólnie zagramy rozruchową/testową partię, niż wgłębiać się w instrukcję :P
      Gra jest idealna jako tzw. party game i w dużym gronie ludzi naprawdę dobrze się sprawdza.

      Usuń
  3. Może kiedyś zagramy razem? Tosi wydać, że się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  4. klimat świetny, podobnie jak w "Colt Express" - ciekawe które dziecię pierwsze dorośnie do rozgrywki - Tosia do "westernowych" kart, czy J. do wymarzonego pociągu ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. A jaki wiek graczy przewiduje producent?

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielisz się swoimi refleksjami :)