Marzec się skończył, a stał pod znakiem naprawdę bardzo wielu aktywności u nas. Było tego tak dużo, że przed świętami na blogu mieliśmy małą powódź postów o bardzo różnej tematyce. Pod koniec miesiąca miałam w planach zając się też w końcu moimi małymi sekretami, ale różne względy osobiste, skutecznie odwlekały nam zaplanowaną zabawę. Dopiero przed weekendem i wczoraj, udało nam się pobawić tak, jak chciałam, przy czym i tak jeden element oceanicznego posta stanie się osobnym postem, bo w sumie czemu nie. Dzięki temu dzisiaj możecie zajrzeć razem z nami na morskie dno! Marcowym tematem 12 sekretów, o których więcej poczytacie pod linkiem, są bowiem "Sekrety dna i szczytu". Pod powyższym linkiem znajdziecie także listę blogów biorących udział w projekcie z dołączonymi wszystkimi linkami do postów projektowych. Znajdziecie tam mnóstwo cudownych inspiracji i gorąco zachęcam do sekretnych odwiedzin.
1. Piosenki
Na początek, jak to u nas często bywa, postanowiłam poszperać trochę i poszukać piosenek w morsko-oceanicznym klimacie, żeby wprowadzić siebie i Tosię w odpowiedni nastrój. Poniżej nasza prywatna lista wodnych hitów, przy których mogłyśmy się idealnie zrelaksować, zarówno hasając po całym domu i podwórku, jak i odprężając się na kanapie:
- "Na morza dnie" - piosenka z filmu "Mała syrenka" Walta Disneya, fantastyczna muzyka przywodząca na myśl Karaiby, a to ze względu na użyty instrument. Tym instrumentem jest niezwykły steel pan, którego mogłabym słuchać w nieskończoność. Poniżej wykonanie z bajki oraz występ na żywo z udziałem właśnie steel pan:
- "Gdzieś w głębinach morskich fal" - tym razem coś z naszej polskiej półeczki. Świetna, rytmiczna piosenka, idealna do śpiewu i tańca. Przy okazji śpiewania i nauki tekstu, można też poznać sporo morskich stworzeń:
- "Ballada okrętowa" - piosenka pochodzi z fantastycznego filmu o przygodach Pana Kleksa i jest idealna na odprężenie i relaksację. Wystarczy się położyć, zamknąć oczy i słuchać, a przed oczami pojawią się naprawdę wspaniałe, morskie obrazy:
- "Ryby, żaby i raki" - może nie jest to morska ani oceaniczna piosenka, ale razem z Tosią ją uwielbiamy, szczególnie w tej wersji, której możecie posłuchać poniżej. Wiersz jest cudowny, jego tekst od zawsze mnie rozbawia i w końcu opowiada o wodnych, przydennych stworzeniach, więc słuchałyśmy do upadłego!
2. Strefy oceaniczne
W trakcie słuchania cudownych, wodnych piosenek, tworzyłyśmy tym razem mnóstwo różnych cudeniek. Tym razem nie znajdziecie u nas kart pracy, ale inspiracje oraz propozycje do wspólnych zajęć plastycznych. Tosia wyjątkowo bardzo lubi ostatnio prace plastyczne, więc na tym się skupiłyśmy. Zaczęłyśmy więc od stworzenia naszego prywatnego przekroju stref oceanicznych, wydzielonych ze względu na ilość docierającego do danego miejsca światła. Pomysł pochodzi ze strony I can teach my child i jest bardzo fajnym sposobem na prezentację poziomów oceanu, coraz ciemniejszych i mroczniejszych.
Mamy zatem pięć stref oceanicznych, zaczynając od najciemniejszej: rów oceaniczny, głębia, strefa wiecznej nocy, strefa zmierzchu i strefa światła. Na powyższej ikonografii macie przepięknie pokazane strefy bardziej ogólnie, żeby łatwiej było zaprezentować stworzenia, które w nich żyją.
Z samego słoika jestem całkiem zadowolona, choć mam kilka swoich modyfikacji do instrukcji podanej w oryginale, które zawrę w swojej wersji.
Do przeprowadzenia doświadczenia, będziecie potrzebować:
- słoik
- barwniki: niebieski, czarny, zielony i fioletowy (dwa ostatnie można jednak spokojnie pominąć)
- duży zakraplacz lub naczynia z dzióbkiem
- miód
- płyn do mycia naczyń
- wodę
- olej
- spirytus (co najmniej 70% alkoholu)
Miód barwimy na czarno, przez co zaczyna wyglądać jak smoła. Rewelacyjny efekt! W sumie użyłam barwnika spożywczego, więc można by nawet ten miód zjeść, taki czarny i paskudny!
Czarny miód to będzie najgłębsza strefa, po angielsku nazywana trench, czyli rów i tak mniej więcej wygląda kolor wody w Rowie Mariańskim, niczego tam się nie zobaczy, nie ma szans.
Miodowa smoła, czyż nie jest piękna? |
Następnie barwimy płyn do mycia naczyń na fioletowo, im ciemniej tym lepiej i przelewamy płyn przez lejek na wierzch miodu. Te dwie warstwy razem wyglądały fantastycznie i były idealnie oddzielone od siebie.
Fioletowy płyn udaje w naszym eksperymencie strefę nazywaną abyss, czyli głębia, gdzie ludzkie oko nie jest w stanie niczego zobaczyć (rów oceanicznych jest w zasadzie częścią głębi).
Kolejna warstwa to ciemno zielona woda, którą ja bym w sumie wolała zafarbować na ciemny granat, wyglądałaby zdecydowanie lepiej i nie gryzłaby się tak z resztą warstw. Wodę wlewamy przy pomocy zakraplacza, stąd dobrze żeby był duży. Jeśli nie macie takiego narzędzia, zawsze można lać wodę z naczynia z dzióbkiem na łyżeczkę i pozwolić jej swobodnie spływać do słoika z jej brzegów.
Woda zagrała rolę strefy nazywanej midnight, czyli tam gdzie jest ciemno jak w nocy, ale na upartego da się coś dojrzeć.
Na koniec wlewamy olej, w przepisie mówią żeby go zafarbować na niebiesko, ale po zdjęciu widać, że sam autor tego nie zrobił. Postanowiłam jednak spróbować i zobaczyć co z tego wyjdzie. W sumie na początku barwnik w ogóle się nie chciał z olejem zmieszać, połączyły się dopiero w słoiku. Teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć "nie idźcie tą drogą!" Łatwiej i lepiej wizualnie wyjdzie, jeśli wlejecie olej taki jaki jest, podobnie z resztą alkohol. Warstwy będą wtedy znacznie lepiej widoczne. Polecam też alkohol wlewać bardzo powoli, bo lubi się mieszać z olejem (co, jeśli chcecie mieć dużo bąbelków, jest w sumie plusem).
Słoik wyglądał bardzo fajnie i jak Tosia podrośnie, na pewno doświadczenie powtórzymy. Jest bardzo obrazowe i niezwykle przyjemne w czasie wykonywania. Szkoda tylko, że po kilku godzinach warstwy jednak zaczynają się powolutku mieszać, ale cóż, swoje zadanie spełniły, więc "so long"!
3. Meduza w butelce
W następnej kolejności stworzyłyśmy butelkę sensoryczną, z meduzą uwięzioną w środku. Tosia wydaje się być nią średnio zainteresowana, ja patrzę jak zaczarowana. Ot, taki psikus.
Do zrobienia butelki będziecie potrzebować:
- butelkę plastikową (lepiej 1,5l będzie lepszy efekt)
- wodę
- niebieski barwnik
- lejek
- torebkę foliową (cieńsze lepsze)
- nożyczki
4. Ośmiornica motoryczna
W następnej kolejności bawiłyśmy się trochę wspomagając małą motorykę. Do tego celu zrobiłam dla Tosi ośmiornicę (pomysł pochodzi STĄD), której macki musiała stworzyć samodzielnie.
Do zrobienia ośmiornicy, będziecie potrzebować:
- papierowy talerzyk
- osiem drucików kreatywnych (wyciorki)
- dziurkacz
- kolorowe mazaki
- makaron rurki (można zabarwić)
Przy brzegu, wzdłuż połowy talerzyka, zrobić osiem dziurek. Przewlec przez nie wyciorki i zakręcić. Na talerzyku narysować buzię ośmiornicy. Na koniec oddać ją w ręce potomka, niech nawleka na druciki, ćwiczy paluszki i sam przyczyni się do stworzenia fantastycznej, cicho grzechoczącej ośmiornicy.
5. Najeżka
Nie mogłam się powstrzymać! Ta rybka jest tak absolutnie cudowna, że musiałam ją wpleść w których projekt, na ten przydenny nadawała się idealnie. Najeżki to taki intrygujące rybki, które ogólnie są bardzo trujące (Azjaci zrobili sobie sport z ich jedzenia) i jeśli coś je wystraszy, powiększają się kilkukrotnie, połykając wodę albo powietrze. Jednym słowem ze strachu nadmuchują się jak balon i wyglądają przekomicznie! Nie chcę wiedzieć jak się pozbywają tego, co połknęły...
Do namalowania najeżki, będziecie potrzebować:
- czarny i biały karton
- jasne farby w odcieniach białego i żółtego
- piłeczka z "kolcami"
- nożyczki
- papierowe talerzyki
- ew. przeźroczysta folia na płetwy
Farby wyciskamy na talerzyki, dajemy dziecku piłeczkę do ręki i pozwalamy działać. Maluchom dobrze jest wcześniej pokazać o co chodzi i co będziemy robić. Ja najpierw pokazałam Tosi zdjęcie najeżki na komputerze, a później sama zrobiłam jej zarys. Dalej poszło gładko i byłam bardzo miło zaskoczona, że potomka samodzielnie tak dobrze sobie z zadaniem radzi.
Dalej wycinamy z białego kartonu większe kółka na oczy, a z czarnego mniejsze kółka na źrenice i przyklejamy jedno do drugiego. Z czarnego kartonu wycinamy jeszcze zdziwioną paszczę najeżki, a z folii bądź białego kartonu płetwy. Mazakiem można dorysować na płetwach kreseczki. Wszystko przyklejamy w odpowiednich miejscach (tu mnie Tosia zaskoczyła, bo WSZYSTKO zrobiła całkowicie samodzielnie). Gotowe!
6. Malowanie delfinem
Spontanicznie w trakcie malowania powstała jakże stymulująca zabawa w malowanie delfinem, przy czym może to być jakakolwiek ryba, zależy jaką figurkę wodnego zwierza macie w domu. Przy okazji też po malowaniu delfina trzeba było wykąpać i dokładnie wymyć, też fajna zabawa i polecamy.
Post powstał w ramach projektu 12 sekretów:
Koniec psot!
No faktycznie na dno den zeszłyście :)mnie to zadziwia praca Tosi na białej serwecie i wasz porządek, u nas przy farbach to malowana jest kartka ręce, stół...
OdpowiedzUsuńU nas też jest wszystko umazane na koniec ;) A stół jest przykryty taflą szkła, także banalny do umycia!
UsuńKiedyś pokażę Wam nasze bałagany rozmaite, żeby nie było, że dziecko moje to jakiś robot! :D
Pokaż pokaż, bo tak to czy gotujecie czy malujecie to czysto aż miło :) a szyby faktycznie nie zauważyłam i już myślałam, że tak odważnie po białej serwecie malujecie. Najeżka kolejny raz mnie urzekła :)
UsuńNajeżka jest rewelacyjna! Na pewno taka zrobimy. Malowanie piłeczka super, a przestraszona najeżka urocza :)
OdpowiedzUsuńPolecam, to rzeczywiście jedno z bardziej urokliwych stworzeń morskich ^_^
UsuńOdkryliście wspaniały sekret dna morskiego - doświadczenie wyszło Wam bajecznie (y) i do tego te cudne prace - REWELACJA!!! Jestem pod ogromnym wrażeniem (zresztą nie pierwszy raz :P ) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNajważniejsza dobra zabawa, a jeśli efekty przy okazji są fajne, to tylko dodatkowy plus :)
UsuńCiekawy wpis
OdpowiedzUsuńDobra zabawa to podstawa, a jak można z tego coś wyciągnąć to jeszcze lepiej :)
OdpowiedzUsuń