Lubicie robale? Pewnie nie, ale Wasze dzieci raczej tak! I nie tylko robale, one lubią też żaby i ropuchy, nietoperze, pająki, szczury i wiele, wiele innych paskudztw, których większość z Was pewnie nie dotknęłaby nawet metrowym kijem. Dzieci są takie cudowne, prawda? Więc dobrze, niech będzie, zagramy zatem w coś naprawdę paskudnego, żeby dać upust potrzebom oślizgłości, obrzydlistwa i śluzowatości. Zapraszam!
Blefuj, czyli prosta gra karciana stworzona przez Jacquesa Zeimeta, specjalistę w dziedzinie towarzyskich gier z paskudztwami w roli głównej. Gra jest znana w całej Europie, pod tak uroczymi nazwami jak na przykład w Niemczech Kakerlaken Poker, czy w Wielkiej Brytanii Bug Bluff. Nic jednak nie przeskoczy tej cudnej gry słownej zastosowanej w polskiej wersji (i czeskiej zdaje się), użyto bowiem pięknego słowa "blefuj" oznaczającego umiejętne kłamstwo, co jak się za chwilę przekonacie, pasuje do tej gry idealnie. Gdy jednak podzielimy to słowo na sylaby, otrzymamy dwa wyrazy, potocznie stosowane dla wyrażenia odrazy. Czyż nie jest to absolutnie piękne? Patrzymy na tytuł i wiemy już wszystko.
Gra wykorzystuje te same mechanizmy co poker, tyle że nieco odwrócone, ponieważ w Blefuju kolekcjonowanie kart jest "be", dążymy raczej do pozbycia się ich, jak w klasycznym Piotrusiu. I chyba z tą karcianą grą dla dzieci Blefuj ma najwięcej wspólnego, chodzi bowiem o to, żeby innych przekonać o swojej racji, tak żeby nie zorientowali się, że robimy ich w konia. Ale o tym za chwilę.
W pudełku znajdziemy 64 karty podzielone na 8 grup. Każda z grup to inny gatunek paskudztwa, którym przeważnie zajmują się deratyzatorzy, albo inni odwszawiacze. Mamy więc bandę skorpionów i karaluchów, stado szczurów i ropuch, gromadę pluskiew i nietoperzy oraz rój much i pająków. To doborowe towarzystwo jest przepięknie zilustrowane (o ile ktoś lubi patrzeć na odnóża, kolce jadowe, skórzaste skrzydła, ropusze wypryski i muchowe oczyska) i naprawdę porządnie wydane.
Podstawowa rozgrywka polega na rozdaniu wszystkich kart graczom i wymianie. Zaczyna gracz, który najbardziej przypomina karalucha... To znaczy najmniejszy :) Wybiera ze swojego wachlarza dowolną kartę i podaję ją dowolnie wybranemu graczowi, odwróconą obrazkiem do dołu. Następnie mówi np. "To jest pająk". Zadaniem obdarowanego gracza, jest przejrzenie blefu bądź przy większej liczbie graczy, podanie go dalej. Zatem obdarowany może od razu stwierdzić, że ktoś tu go próbuje zrobić w jajo i na tej karcie na pewno nie ma pająka. Odwraca ją więc, żeby sprawdzić. Jeśli miał rację i przeciwnik próbował oszukiwać, karta wraca do niego, tyle że tym razem leży przed nim na stole, widoczna dla wszystkich. Jeśli sprawdzający się mylił i na karcie rzeczywiście jest pająk, karta ląduje u niego.
W drugim wariancie, obdarowany zagląda do karty i sprawdza co na niej jest, po czym podaję ją kolejnej osobie i ma dwie drogi. Może powiedzieć "Absolutnie i ewidentnie, to jest pająk!" albo "Pfff, tyś pająka kiedy na oczy widział, to przecież mucha jest!". Mityczna "spirala nienawiści" się nakręca, a gracze oszukują się jak mogą, bo przegrywa ten, kto uzbiera przed sobą na stole cztery stworzonka tego samego rodzaju.
Bogowie wszelacy, ileż ja się nagrałam w tę grę! Jest cudownym narzędziem rozkręcającym każdą imprezę, zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci. Mnie udało się grać zwykle w gronie ludzi świetnie bawiących się językiem. Nasze piętrowe zdania przy przekazywaniu sobie kart, dowcipne dyskusje i przekomarzanki były źródłem niesamowicie pozytywnych emocji. Stare konie z nas był, a śmialiśmy się przy Blefuju jak banda przedszkolaków. Do tego udziwnialiśmy rozgrywkę, pamiętam na przykład sytuację, w której kolega narysował na kartce marchewkę, włożył ją za koszulkę jednej z kart i podał ją współgraczowi, mówiąc "To jest marchewka"... Konsternacja przy stole nabrała rumieńców, kiedy współgracz potwierdził "Tak, to zdecydowanie jest marchewka"!
Uwielbiam gry, które zmieszczą się w każdym plecaku i umilą każde grupowe spotkanie i Blefuj spełnia obydwa te warunki. Można oczywiście zebrać karty po prostu w ośmiu kolorach po osiem sztuk każdy, ale ileż uroku (albo raczej oślizgłości) straci wtedy rozgrywka... Blefuj będzie też idealną grą na 1 kwietnia :)
Tosia jest jednak stanowczo za mała na tego typu grę, nie byłabym jednak sobą, gdybym nie wymyśliła sposobu, dzięki któremu będzie mogła pograć sobie tymi uroczymi (paskudnymi) kartami.
1. Sortowanie
Klasycznie, niech sobie dziecko poukłada zwierzaki kolorami, bo czemu nie?
2. Ropusze memo
To moja blefujowa wariacja na temat memu. Wybieramy z talii jedną ropuchę i cztery muchy, ropuchę odkładamy na bok, a muchy wtasowujemy w talię z dodatkowymi 10 kartami (można więcej, zależnie od możliwości potomka) i rozkładamy je przed małym graczem. I teraz dzieć zbiera pary, im ma ich więcej tym lepiej, musi tylko uważać, bo pary much są natychmiast zjadane przez ropuchę, a jak ropucha się naje (czyt. pożre obie pary much), będzie koniec gry.
Do tych fantastycznych (obleśnych) kart można stworzyć jeszcze nieskończoną ilość innych growych wariacji:
- można zagrać w zwykłe memo
- można układać sekwencje i prosić dziecko o ich kontynuowanie według wzoru, albo odtworzyć w drugim rzędzie
- można rozegrać teatrzyk, prezentując dziecku bagienną historię miłości szczura i ropuchy
- można w pokoju pochować wszystkie karty much, pluskiew i karaluchów, potomkowi zaś dać kartę ropuchy i poprosić go, żeby przez chwilę poczuł się jak ten zielony płaz i wyłapał wszystkie owady, jakie znajdzie
- można podzielić karty na zbiory, np. zwierzęta latające w jednym, a nielatające w drugim
- można pobawić się w rozpoznawanie kolorów (każda karta ma inny, choć wszystkie przywodzą na myśl kanapkę z drugiego śniadania, pozostawioną na wakacje w plecaku)
- można też wyciągać karty z ułożonego stosu po kolei i udawać wylosowane stworzenie
Wytężcie szare komórki i wymyślajcie blefujowe zabawy dla dzieci, tych większych i tych całkiem małych, jestem otwarta na pomysły! Mam też nadzieję, że moje własne Wam się spodobały i wykorzystacie je w zabawie z dzieciakami. No i oczywiście, że zachęciłam Was do zakupu tej naprawdę oblechowej karcianki.
Są dzieci, które uwielbiają wszelkie robactwo - ta gra by im się spodobała :)
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę :D
Usuńooooo to coś dla nas :P
OdpowiedzUsuńKażdy wielbiciel robali będzie zadowolony :D
UsuńJa osobiście nie przepadam za tą grą bo kompletnie nie wychodzi mi blefowanie... Ale te inne zastosowania dla dzieci mi się podobają :)
OdpowiedzUsuńPrzy dobrym towarzystwie, nawet jak się nie umie blefować, to granie sprawia przyjemność (patrz przykład z marchewką :P ).
Usuńble-fujowy teatrzyk - o TAK!
OdpowiedzUsuńchyba nie wyrosłam z uwielbienia do "obrzydliwości", bo ilustracje bardzo mi się podobają... przez chwilę miałam tez nadzieję na fory przy rozpoczynaniu rozgrywki, ale jeśli chodzi tylko o gabaryty... cóż, zdarza mi się grywać z bardziej "karaluchowatymi" ;)
zachęciłaś - na pewno przetestujemy ze znajomymi [na początek oczywiście na (paskudnych) kartach do Magica] - kilku mistrzów pokątnych machinacji na pewno się ucieszy
Spróbujcie, zagrajcie, fajny trening dla kłamczuchów ;)
UsuńŚwietna zawartość wpisu polecam odwiedzenia mojej stronki z ciekawymi pomysłami :)zabawki ekologiczne
OdpowiedzUsuńDziękuję i zajrzę w wolnej chwili ;)
UsuńOjej, ojej, tematyka ble i fuj, ale zasady intrygujące! Kupić - nie kupić? Ale gdyby się trafiło, to bym zagrała ;-)
OdpowiedzUsuńKupić ;) Kosztuje niewiele, a zabawy daje mnóstwo, szczególnie jak się gracze wkręcą w odpowiednio robaczy nastrój ^_^
UsuńZ pozdrowieniami:
Usuńhttps://tosioweigraszki.blogspot.com/2016/04/grajmy-blefuj-czyli-zagrajmy-w-robale.html
:-)