Źródło obrazka: Polish Express
Dzieci nie chcą czytać. Dzieci nie lubią czytać. Czytanie jest nudne. Czytanie to strata czasu. Czytanie tradycyjnych książek powoli odchodzi do lamusa. Te i wiele innych stwierdzeń dzwoni w uszach za każdym razem, kiedy porusza się w mediach temat czytelnictwa i ma to być ponoć zdanie przeciętnego Polaka. Zgodnie z badaniami przeprowadzonymi przez Bibliotekę Narodową, 58% Polaków w ciągu roku nie sięga po książkę w ogóle, z czego 30% nie czyta żadnego słowa pisanego, ani gazet, ani nawet artykułów w Internecie. Taka liczba może budzić przerażenie, a przynajmniej we mnie budzi, no bo jak to tak, w ogóle nic kompletnie przez cały rok? Ja nie jestem sobie tego w stanie wyobrazić, ale też, jak sobie przeliczyłam, znajduję się w 11% czytających ponad 7 książek rocznie. Mój małżonek ma nieco gorszy wynik, ale to też zależy od roku, ponieważ zdarza mu się czytać naprawdę dużo jeśli ma swobodniejszy czas, a jak jest zabiegany, czytanie schodzi na plan dalszy. Nieco pociesza wykres porównujący dwa poprzednie badania z aktualnym, ponieważ po gwałtownym pogorszeniu w 2012, w tej chwili stan czytelnictwa w Polsce, nieco się poprawił (z 61% ilość nieczytających spadła do 58%) i oby taka tendencja została zachowana do kolejnego badania w przyszłym roku.
Skoro
jest tak kiepsko i Polacy nie czytają, co zrobić, żeby z biegiem
czasu ten stan zmienić? Co zrobić, żeby kolejne pokolenia czytały
więcej niż wcześniejsze? Nie będę się tutaj zajmowała
globalnymi możliwościami, bo to raczej broszka Ministerstwa
Kultury. Ja chciałabym się zająć swoim własnym podwórkiem i
opisać wam, co można zrobić żeby zachęcić dziecko do czytania i
rozwinąć w nim miłość do słowa pisanego i książek.
Sama
pochodzę z rodziny namiętnych czytelników, książki towarzyszą
mi od zawsze. Czytać nauczyłam się mając pięć lat, jak się
okazuje sama na sobie zastosowałam metodę czytania globalnego,
ponieważ znałam kilka książek na pamięć i oglądając teksty
uczyłam się jak wyglądają poszczególne słowa. Alfabetu
nauczyłam się mimowolnie w czasie zabaw ze starszą siostrą, a
składanie liter w słowa przyszło mi bez większego trudu. Ani
szkoła, ani lektury nie zabiły we mnie miłości do czytania, wręcz
przeciwnie, byłam dzieckiem dziwnym, które z przyjemnością
przeczytało Krzyżaków i Nad Niemnem. Nie zdzierżyłam jedynie
Pilota Pirxa i po dziś dzień nie mam pojęcia o czym jest ta
książka. Mój mąż miał zupełnie przeciwnie, nie czytał wcale,
choć oczywiście umiał, po prostu nie chciał, z tego co mówi
lektury go nużyły i odstraszały. Było tak, aż do czasów
licealnych, kiedy zachęcony przez znajomych, sięgnął po Hobbita i
przepadł kompletnie, zatracił się w literackim świecie i choć
palcem nie tknął żadnej lektury szkolnej, to większość pozycji
fantazy i science-fiction ma już przeczytane. Jest czytelnikiem
bardzo wybrednym, ale jak już mu się coś spodoba, potrafi całą
książkę pochłonąć w jeden albo dwa wieczory. Ja czytam znacznie
wolniej, zapewne ze względu na wadę wzroku, delektuję się każdym
słowem, ale za to robię to w sposób ciągły, codziennie mając
dłuższy bądź krótszy kontakt z książką. Sięgam po
najrozmaitsze pozycje, od prostych kryminałów, poprzez książki
dla dzieci i młodzieży, obyczajowe romansidła, literaturę piękną,
klasyki, aż po fantastykę i s-f.
Nie
zdziwi więc chyba nikogo, że głęboko na sercu leży nam obojgu,
by Tosia i jej przyszłe rodzeństwo, kochali książki i lubili
czytać. Jeszcze zanim mała przyszła na świat, pogłębiałam
intensywnie swoją wiedzę na temat czytelnictwa wśród dzieci.
Wiedza zdobyta na studiach psychologicznych i później w czasie
pracy z dziećmi, bardzo mi zadanie ułatwiła. Na podstawie
zdobytych informacji, stworzyłam sobie pewną wizję tego, jak
chciałabym wychować córkę. Życie wiele w tej wizji
zweryfikowało, ale na szczęście jak dotąd większych błędów
udało nam się ustrzec i mam nadzieję, że nadal tak będzie.
Poniżej podzielę się z wami tym, co wiem, postaram się wypisać
przykłady, żeby lepiej zobrazować teorię i napiszę co sama już
wprowadziłam w życie i jak nam to wyszło. A zatem do dzieła!
Źródło obrazka: Gadżetomania
Zacznijmy
od tego, co dziecku w ogóle daje czytanie?
- przede
wszystkim rozwija wyobraźnię jak nic innego na świecie. Uczy jak
budować barwne obrazy, tworzyć historie i opowiadać je;
- rozwija
i poszerza słownictwo, a niektórzy twierdzą nawet, że czytanie
malutkim dzieciom przyspiesza naukę mówienia;
-
poszerza nasze horyzonty myślowe, otwiera na nowe idee i pozwala ja
poznać;
-
pogłębia samoświadomość emocjonalną, uczy empatii i pozwala
łatwiej postawić się w czyjejś sytuacji;
- niesie
ze sobą duży ładunek emocjonalny. Książki potrafią rozśmieszyć,
ale i zasmucić, niosąc czasami ze sobą emocje, jakich na co dzień
nie przeżywamy;
- uczy
samodzielnego myślenia. Przekaz wizualny, taki jaki mamy w przypadku
telewizji, narzuca nam pewną wizję rzeczywistości, nie pozostawia
miejsca na refleksje. W przypadku przekazu pisanego, książek czy
gazet, łatwiej nam sięgnąć do własnych przemyśleń i wdać się
w polemikę z czytanym tekstem, a co za tym idzie rozwinąć swoje
procesy myślowe. Czytanie jest zatem też świetnym treningiem dla
mózgu;
- wspólne
czytanie wspaniale buduje więzi międzyludzkie. Szczególnie gdy po
lekturze pojawia się jeszcze dyskusja na temat przeczytanego tekstu;
- pomaga
lepiej zrozumieć świat i zwiększa inteligencję, bo jak twierdził
słynny autor książek dla dzieci Dr. Seuss „im więcej się
czyta, tym więcej się wie”;
- wyrabia
cierpliwość, ponieważ przeczytanie książki, a co za tym idzie
poznanie jej treści, fabuły, zajmuje znacznie więcej czasu niż
obejrzenie na przykład filmu na jej podstawie. Szum informacyjny,
jaki otrzymujemy w przekazie telewizyjnym, dawkowany obficie i w
zawrotnym tempie, nie pozwala naszemu mózgowi na przemyślenie
wszystkiego. Czytanie znacznie zwalnia tempo przyswajania informacji
i daje nam czas, na ich przetworzenie. Co za tym idzie, mózg dzięki
książkom uczy się myślenia refleksyjnego, gdy tymczasem telewizja
uczy nas myślenia impulsywnego (istnieją badania dowodzące związku
pomiędzy nadmiernym oglądaniem telewizji a pochopnym podejmowaniem
decyzji);
- pozwala
się zrelaksować i wyciszyć, co czyni z czytania idealną aktywność
wieczorną, czytanie przed snem ułatwia bowiem zaśnięcie;
- pozwala
lepiej zrozumieć przekaz. Jak wskazują badania, kontakt z papierem
i klasyczną wersją książki czy gazety, sprawia że nasz mózg
tworzy kontekst czytania i sprawniej przyswaja tekst, a także lepiej
go rozumie;
-
zwiększa wydolność mózgu. Ponieważ czytanie angażuje sporo
procesów myślowych, stanowi doskonały trening dla mózgu, można
powiedzieć, że działa to na tej samej zasadzie, co ćwiczenie
każdego innego mięśnia. Niektórzy żartują, że mięsień
niećwiczony zanika i trochę prawdy w tym jest. Stymulowany
czytaniem mózg, będzie zatem chętniejszy do myślenia przy innych
okazjach, niż mózg, który czytania nie doświadcza.
Wiemy już
zatem jakim dobrodziejstwem jest dla nas i dla naszych dzieci
czytanie i to jak najczęstsze. Czas więc przejść do konkretów i
sposobów na to, by w dziecku rozwinąć pasję czytelniczą.
Od czego zacząć i tak właściwie, to kiedy można zacząć?
Od czego zacząć i tak właściwie, to kiedy można zacząć?
Tak
naprawdę każdy moment na to, żeby zacząć czytać dziecku i z
dzieckiem, jest dobry. Jeśli wasz potomek ma kilka lat i nigdy mu
nie czytaliście, zacznijcie. Któregoś wieczoru weźcie książkę
do ręki, usiądźcie z dzieckiem w fotelu albo na łóżku i
przeczytajcie wspólnie kilka zdań, może uda się całą stronę
albo więcej. Jeśli wasze dziecko jest malutkie, jeszcze nawet samo
nie chodzi, nie siedzi, ba, nie łapie jeszcze nawet przedmiotów w
rękę, zróbcie to samo, w czasie karmienia przeczytajcie na głos
wiersz, krótką rymowankę albo fraszkę. Najmniejsze maluchy lubią
teksty rytmiczne, melodyczne i krótkie, łatwo wpadające w ucho.
Można też dziecku zacząć czytać, jak jest jeszcze w brzuchu
mamy, ponieważ jej pozytywne emocje związane z czytanym tekstem,
udzielą się także jemu. Warto więc w ciąży wybierać do
czytania lektury lekkie, przyjemne i dające dużo radości oraz
odprężenia.
Drugą
ważną sprawą, jest dopasowanie książek do momentu rozwojowego
dziecka - do czego ja się nie zawsze stosuję i czytam Tosi książki
dla starszych dzieci, dopóki ona jednak nie protestuje, co więcej
widzę, że jej to sprawia radość, nie przerywam. Każdy sygnał
znużenia małej, jest jednak dla mnie oznaką końca czytania,
zamknięcie książki, gadanie czy... usadzenie pupy na książce
skutkują zamknięciem jej na dobre. No dobrze, ale co to znaczy
dopasowanie do momentu rozwojowego? Znaczy to tyle, że maluszkowi,
który słabo widzi, nie ma sensu pokazywać ślicznych, kolorowych
obrazków, ponieważ zwyczajnie ich nie zobaczy. Dla
kilkumiesięcznych niemowląt stworzono książeczki kontrastowe,
ponieważ jedynym co takie dziecko jest w stanie zarejestrować,
będzie biały i czarny kolor zestawione obok siebie. Zamiast
kupowania książeczek, można też karty kontrastowe zrobić samemu,
wystarczy wydrukować czarną figurę na białym tle, lekko usztywnić
i położyć przed dzieckiem kiedy leży na brzuszku. Można też
wydrukować czarne i białe figury, a potem zawiesić je na sznurkach
nad łóżeczkiem, albo położyć przed dzieckiem. Trzecią opcją
jest stworzenie książeczki harmonijkowej, czarno-białej
oczywiście, i postawienie jej przed bądź obok dziecka. Takie
książeczki bardzo fajnie potrafią zachęcać dzieci do leżenia na
brzuchu. Im starsze dziecko, tym więcej kolorów można włączać,
zaczynając od czerwonego i żółtego. Zawsze też warto czytać
króciutkie wierszyki.
Dziecko,
które stabilnie siedzi i zaczyna raczkować, będzie już bardzo
ciekawskie i chętnie odkryje razem z rodzicem kolorowy świat
książek, ale żeby tego dokonać musi mieć możliwość. Nie
dajemy mu zatem książek z cienkimi kartkami, które łatwo podrzeć
(taki widok w rodzicach wzbudza gwałtowny sprzeciw i łatwo dziecko
odstraszyć od książki), lepiej zaproponować książki z grubymi,
kartonowymi stronami, albo materiałowymi – materiałowe książki
obok wzroku stymulują także dotyk, co jest niezwykle cenne i warto
takie książeczki uszyć bądź kupić już kilkumiesięcznemu
niemowlęciu. Polecam też gorąco przygotowanie kącika książkowego,
może to być najniższa półka w regale, dostępna dla dziecka,
koszyk z książkami, albo stosik położony pod ścianą, cokolwiek
co da dziecku szybki i łatwy dostęp do książek. Jestem wielkim
zwolennikiem wspierania w dzieciach samodzielności (napiszę o tym
cały osobny post), stąd też nawołuję, by dać dziecko możliwość
samodzielnego sięgania po wybraną książkę, przeglądania jej
kiedy tylko ma na to ochotę.
Pierwsze
książki dla dzieci to głównie obrazki i minimum tekstu, czasem
nawet wyłącznie obrazki (popularne są ostatnio książki ze
szczegółowymi ilustracjami na całe strony np. Mamoko, Rok w
mieście czy seria o Ulicy Czereśniowej, choć przeznaczone są dla
nieco starszych). Pierwsze słowa to najczęściej wyrazy
dźwiękonaśladowcze, głównie dźwięki wydawane przez zwierzęta
(Księga Dźwięków). Kolejny etap to króciutkie zdania, bardzo
proste, najczęściej złożone z rzeczownika i czasownika (Babo
chce!, Binta tańczy, Lalo gra na bębnie). Później zdania są
dłuższe, dołączają kolejne części mowy (Wild, Co się dzieje,
kiedy śpisz?). By ostatecznie tekst zajmował główne miejsce w
książce, a obrazki to tylko miły dodatek. I tak też staramy się
ten tekst dozować, w miarę upływu czasu, bacznie obserwując
potomka i jego reakcje. Czasem bywa tak, że wiek proponowany przez
wydawnictwo nie do końca odpowiada możliwościom naszego dziecka,
więc zawsze trzeba się kierować własną intuicją i rozsądkiem.
Bo dzieci to genialni naśladowcy
Bo dzieci to genialni naśladowcy
Jedną z
ważniejszych rzeczy, według mnie, jest także dobry przykład z
góry. A zatem sami też czytajmy jak najwięcej, tak żeby dziecko
nas widziało z książką, żeby ten widok był „codziennością”
i czymś naturalnym. Przestrzegę też od razu przed zmuszaniem się
do czytania, to nie musi być tak, że codziennie odbębniamy nasz
kawałek tekstu na oczach dziecka, nie czerpiąc z tego satysfakcji.
Czytanie musi sprawiać radość, wybór lektury to bardzo ważna
rzecz, jeśli czytana książka nam nie podchodzi, po prostu odłóżmy
ją na półkę i sięgnijmy po coś ciekawszego. Czasem jest tak, że
na długie teksty nie ma siły, wystarczy więc gazeta i krótki
artykuł. Jak pewnie zauważyliście, słowo codzienność wzięłam
w cudzysłów, żeby nie sugerować, że chodzi dosłownie o
codzienne czytanie, bo też mam świadomość, że bywają dni, kiedy
zwyczajnie nie ma kiedy. Starajmy się jednak czytać przy dzieciach,
a najlepiej z dziećmi, jak najczęściej (nawet stanie w kolejce do
lekarza może być świetną okazją by coś przeczytać).
Człowiek jest zwierzęciem stadnym
Człowiek jest zwierzęciem stadnym
Świetnym
sposobem na powiązanie czytania z przyjemnością, jest czytanie
wspólne, rodzinne. Czy to po prostu w jednym pokoju każdy znajduje
dla siebie kącik i czyta, czy też wybieramy wspólną lekturę i
czytamy na głos. Za czasów naszych rodziców i dziadków był
piękny zwyczaj głośnego, wspólnego czytania. Mama opowiadała mi
jak, najczęściej jesienią i zimą, siadywali całą rodziną, albo
nawet w kilka rodzin, i czytali kolejne rozdziały książek
publikowane w gazetach, były to takie cienkie broszurki dołączane
do kolejnych wydań gazety. Nieodmiennie jestem tymi opowieściami
zachwycona i chciałabym coś podobnego wprowadzić u mnie w domu
(dlatego w salonie za żadne skarby nie postawię telewizora).
Wspólne czytanie niesamowicie umacnia rodzinne więzy, w nawale
codziennych problemów, daje możliwość przeżycia razem
pozytywnych emocji.
Fajną
opcją jest też czytanie globalne, choć nie każdemu będzie ten
pomysł odpowiadać. Uważam jednak, że samodzielne rozpoznawanie
pojedynczych słów na początku, a z czasem całych zwrotów, to
niesamowita frajda. To taki prezent dla dziecka, który sprawi, że
czytanie będzie jeszcze przyjemniejsze. Bo w końcu coś, czego
dokonamy samemu, sprawia nam nieporównywalnie więcej radości niż
coś, co dostaniemy podane na tacy. Do czytania globalnego istnieją
osobne książeczki, specjalnie dostosowane do stopnia zaawansowania
dziecka.
Na
koniec jak to wygląda i wyglądało u nas?
Tosia pierwszą książeczkę zobaczyła mając mniej więcej dwa miesiące. Zgodnie z tym, co napisałam wyżej, pokazywałam jej kontrastowe obrazki, kiedy leżała na brzuszku bądź stawiałam obok niej książkę harmonijkową kiedy leżała na plecach. Dostała też książkę sensoryczną, materiałową, którą z lubością międliła w rączkach i gryzła.
Tosia pierwszą książeczkę zobaczyła mając mniej więcej dwa miesiące. Zgodnie z tym, co napisałam wyżej, pokazywałam jej kontrastowe obrazki, kiedy leżała na brzuszku bądź stawiałam obok niej książkę harmonijkową kiedy leżała na plecach. Dostała też książkę sensoryczną, materiałową, którą z lubością międliła w rączkach i gryzła.
Kiedy
zaczęła stabilnie siedzieć, dostała do ręki Księgę Dźwięków,
o której pisałam TUTAJ i to przez długi czas była jej wielka
miłość. Książka, jak można przeczytać w poświęconym jej
poście, przeżyła dużo i ostatecznie rozpadła się na kilka
kawałków. Mimo to jest nadal w pudełku z luźnymi zabawkami i Tosi
cały czas sprawia dużą przyjemność wygrzebywanie i przeglądanie
kolejnych kawałków. Od kiedy skończyła pół roku, czytam jej też
na dobranoc przed snem, na początku były to krótkie wierszyki albo
fragmenty książek (Muminki czytałam chyba bardziej sobie, niż
jej, ale nie protestowała ;) ).
Kiedy
nauczyła się wstawać przy meblach (miała mniej więcej 10
miesięcy), otworzył się przed nią magiczny świat półki z jej
prywatnymi książkami. Uwielbiała podchodzić do tej półki i
zrzucać na podłogę cała jej zawartość po kolei, a potem
przeglądać, przeglądać i przeglądać w nieskończoność. To był
też czas intensywnego kartkowania. Nie skupiała się za bardzo na
obrazkach, tylko przerzucała stronę za stroną od deski do deski i
z powrotem. Ciężko było jej wtedy cokolwiek pokazać czy
przeczytać. W tej chwili już z tego wyrosła i zaczyna bacznie
studiować każdy element ilustracji oraz tekstu (dzięki globalnemu
czytaniu rozpoznaje znajome słowa).
Ponad to,
Tosia ma już swoje ulubione pozycje książkowe, którymi katuje nas
nieustannie, tak tak nie boję się użyć tego słowa, ponieważ
czytanie po raz tysięczny „Babo chce!” albo opowiadanie
pięćdziesiąty raz o misiu, któremu skończył się miód, może
dorosłego dobić. Twardo jednak zaciskamy zęby i czytamy kolejny i
kolejny raz, a Tosia pokazuje kilkanaście razy ten sam element
obrazka pytając „cio to?”, mimo że przecież przed chwilą jej
powiedzieliśmy. Taka dola rodzica.
Mamy już
dwie półki z książkami, niemalże 24/7 dostępne dla naszej małej
czytelniczki. Kiedy rano wstaje, pierwsze co robi to schodzi z łóżka
i chowa się w swojej norce (między fotelem, poduszkami a półką
książkową) i siedzi tam cichutko jak myszka, przeglądając
kolejne książki. Mamy wtedy ekstra 20 minut snu ;) Czytamy na
nocniku, prawdę mówiąc propozycja lektury to jedyny niezawodny
sposób, żeby ją przekonać do usadzenia na nim pupy. Czytamy w
ciągu dnia, kiedy tylko mała wyrazi na to chęć. I jak się teraz
zastanawiam, to wychodzi mi na to, że w ciągu dnia zawsze czytamy
na zasadach dyktowanych przez Tosią, to ona ustala tempo, sposób i
czas. Tylko wieczorne czytanie jest w pewnym stopniu formowane przez
nas i to jedyny czas, kiedy mała się dostosowuje. Taki układ
odpowiada nam wszystkim.
Powiem
szczerze, że nie mam zielonego pojęcia, jak będzie wyglądało
nasze czytanie w przyszłości, mam swój plan, ale co z niego
wyjdzie zobaczymy. Widzę natomiast, że czytanie jest dla mojego
dziecka ważne, że bardzo to lubi i za czytanie, jesteśmy w stanie
wynegocjować z nią wszystko. Szanuje książki, raz zdarzyło jej
się podrzeć jedną stronę przez przypadek, choć to też kwestia
osobowości i nie ma się co zrażać, jeśli nasz potomek jest
„małym wandalem”, wyrośnie z tego na pewno :)
Poza tym
fascynuje mnie jak z ekspresowo kartkującej książki dziewczynki,
Tosia przerodziła się w mola książkowego, który potrafi siedzieć
i mozolnie przewracać kartkę po kartce w zwykłej papierowej
książce. Raz dorwała moją lekturę i z fascynacją przeglądała
strony z mrowiem liter i słów, ciesząc się, kiedy natrafiła na
mikry obrazek pomiędzy rozdziałami.
Mam
nadzieję, że ten wpis komuś się przyda, mnie w każdym razie
pomógł uporządkować w głowie pewne sprawy. Zachęcam gorąco
wszystkich, i dużych i małych, do czytania i odkrywania kolejnych
barwnych krain wyobraźni.
PS. Zachęcam do przeczytania wszystkich artykułów z bibliografii, oraz do zerknięcia na TEN artykuł z portalu edukowisko.pl. Sama nie do końca zgadzam się ze wszystkim, co jest tam napisane (głównie z tym, że nauka czytania musi nosić znamiona nauki formalnej, według mnie można dziecko uczyć czytać bardzo wcześnie, wplatając czytanie w zabawę), mimo to, wydaje mi się, że jest to bardzo ciekawy artykuł i wart tego, by poświęcić mu chwilę czasu.
Bibliografia:
Czytajmy zatem, czytajmy dzieciom i z dziećmi, bo warto!
OdpowiedzUsuńDokładnie :)
UsuńMy czytamy od urodzenia i efekty już są widoczne. Oli wręcz uwielbia książki. Ma swoje półki, na które nawet sam odkłada książki. Oluś ma 1,5 roku i oprócz oglądania książek bardzo lubi kiedy mu je czytam. :)
OdpowiedzUsuńJak to mówią Amerykanie, that's the spirit :D
Usuń