23 czerwca 2015

Czytanie globalne, pierwsze koty za płoty

Przez ostatni tydzień robiłyśmy z Tosią mały eksperyment, zaproponowany przez Panią Marię Trojanowicz-Kasprzak, zajmującą się czytaniem globalnym. Generalnie po długich dyskusjach z tą przemiłą nauczycielką takich "biednych, małych robaczków" jak ja i Tosia, zaczynających przygodę z czytaniem globalnym, okazało się, że z początku zrobiłam kilka błędów, ale nic, czego nie dałoby się naprawić. Najważniejsze, żeby zabawa była przednia! :) Z rezultatami eksperymentu możecie się zapoznać TUTAJ. Natomiast poniżej umieszczam film z zabawy z Tosią:


2 komentarze:

  1. Przeczytałam o eksperymencie z wielkim zainteresowaniem. Sama interesuję się metodą Domana od dawna, o czym już Ci kiedyś pisałam. Szczegółowy opis na blogu ciągle mam w planach. ;) Ja mam gotowy zostaw z czerwonymi napisami, ale wzbogaciłam go swoimi wydrukami, czarnymi, nieco mniejszymi, bo tych czerwonych jest mało. Mieszam je ze sobą i harmonogramu Domana też się nie trzymam, bo to dla nas zdecydowanie za dużo sesji. Nie wiem czy znasz parę psychologów – Natalię i Krzysztofa Minge (polecam przede wszystkim ich kanał na Youtubie z którego ja ich poznałam https://www.youtube.com/user/KrzysztofMinge/videos). Konsultowałam się kiedyś z panią Natalią, a musisz wiedzieć, że wszystko co ona powie jest dla mnie święte :D i ona mi stanowczo odradzała karty z obrazkami. No nic, czekam na Wasze dalsze sukcesy i relacje i trzymaj kciuki za mnie, żebym się wreszcie zabrała za swój opis. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znałam wcześniej tej pary, rzucę okiem na pewno. Natomiast o metodach globalnego czytania naczytałam się już sporo, wybrałam dla nas wersję odbiegającą od klasycznej, a w zasadzie sama się wybrała, ponieważ Tosia kompletnie nie akceptuje wersji Domana. Rozmawiałam z panią Trojanowicz sporo przez ostatnie tygodnie, przemyślałam i doszłam do wniosku, że jej sposób będzie dla nas odpowiedni. W ciągu ponad dwudziestu lat tworzenia tej polskiej metody osiągnęła wiele sukcesów, ma wiele bardzo fajnych przemyśleń, a i eksperyment, który przeprowadziłyśmy na własnej skórze, mnie przekonał. Uznałam, że od obrazków i tak się nie ucieknie, obraz ze słowem łączy się niezwykle często, szczególnie w książkach dla dzieci, więc nie sądzę, żeby była w tym jakaś krzywda. Oczywiście jest różnica między czasownikami a rzeczownikami, do czasowników obrazków już nie powinno się umieszczać. Natomiast na szczęście każdy może wybrać najlepszą metodę dla siebie :D

      Usuń

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielisz się swoimi refleksjami :)