Witam Was poświątecznie! Jak zwykle minęły ekspresowo, szczególnie że zmiana czasu na letni "ukradła" nam jedną godzinę świętowania... My się wyjedliśmy pyszności, wyspacerowaliśmy (w sumie od soboty do poniedziałku przebywałyśmy z Tosią głównie na dworze albo w kuchni piekąc) i spędziliśmy ten czas niezwykle rodzinnie, blisko, w domowym ciepełku. Opowiadaliśmy sobie też trochę o temacie, który zajmuje myśli małej Tosi już od dłuższego czasu, mianowicie, co jedzą zwierzęta? Chciałabym dzisiaj podpowiedzieć Wam kilka całkiem przyjemnych, prostych i tanich pomocy, które wesprą we wprowadzaniu w temat oraz opowiem Wam trochę o naszych zabawach, może komuś się przydadzą albo zainspirują
Na początek rewelacyjne puzzle od Goki, które przede wszystkim w fajny sposób rozwijają słownictwo. Ileż myśmy się z Tosią nagadały przy nich! Nie wystarczyło powiedzieć "misie lubią jeść miód, a króliki marchewkę", do tego musiała być cała opowieść. Czasem nawet snułyśmy wielką historię z udziałem wszystkich zwierząt, które poszukiwały w lesie swoich ulubionych dań, albo pieska, który się zgubił i co chwilę trafiał do kogoś innego na obiad albo kolację i nigdzie nie mógł się najeść, był coraz głodniejszy, aż w końcu na grzbiecie konia powrócił na swoją farmę i z lubością ogryzł całą kość.
Takich historyjek można snuć nieskończenie wiele, ogranicza nas jedynie wyobraźnia. Do tego maluch poćwiczy sobie małą motorykę, spostrzegawczość i logiczne myślenie. Wystarczy najpierw opowiadać historię, a kiedy pojawi się odpowiednia informacja, zachęcić dziecko, do skorzystania z niej i umieszczenia zwierzaka we właściwym miejscu.
Lubię te puzzle także dlatego, że są drewniane i przyjemne dla oka, grafiki są proste, ale nie krzykliwe, dość naturalne i bliskie prawdy. Ich elementy można wykorzystać też do innych zabaw, przede wszystkim rozwijających umiejętności językowe.
Dla przykładu można:
- poszukiwać elementów w ryżu/fasoli/makaronie/kaszy/piasku;
- odrysować je na kartce i poprosić dziecko o dopasowanie kształtów;
- ćwiczyć odgłosy wydawane przez zwierzęta, np. poprzez losowanie ich z woreczka i wydawanie pasującego odgłosu;
- ustawić w miseczkach/na talerzykach prawdziwe smakołyki z planszy (ziarenka słonecznika, jabłko, miód, marchewkę itd. - zamiast trawy proponuję szczypiorek albo koperek, zamiast much może ziarenka pieprzu czy coś w tym rodzaju, odradzam czekoladę, bo zachęcone tak potomki lubią później próbować prawdziwych much :) ) i poprosić dziecko o dopasowanie zwierzątek, plus do tego historia, że dziecko zostało zaproszone na ucztę do każdego z nich i niech spróbuje ich ulubionych "potraw";
- dzielić na zbiory, np. na te zwierzęta, które jedzą rzeczy smaczne także dla ludzi i takie, które jedzą paskudztwa. Można się też zastanowić, czy znajdą się grupy zwierząt, które lubią podobne albo te same rzeczy (np. ptaki, króliki, myszy i wiewiórki lubią nasiona, natomiast krowy i konie lubią trawę, zaś misie jako jedyne wolą mięso, a miód na deser, albo wcale);
Idealnym uzupełnieniem drewnianych puzzli i zarazem świetną, samowystarczającą książeczką za grosze, jest jedna z pozycji serii "Moje pierwsze słowa", wydawnictwa Print. To seria maleńkich książeczek rozkładanych w harmonijkę, ilustrowanymi w sposób który bardzo lubię, bliski rzeczywistości, ale jednak troszkę podkolorowany. Do tego proste podpisy, zapisane małymi literami przyjemną dla oka czcionką. Wydają się być niemalże żywcem wycięte z elementarza. Do tego w nieco mniej stereotypowy sposób opowiadają o tym, co jedzą zwierzęta (wiecie o tym, że miód jako ulubiona potrawa misiów to ściema, prawda? Myszy zaś zwykle posilają się ziarnami, a ser jadają rzadko albo wcale, głównie dlatego, że trudno go znaleźć).
Przy okazji zabawy z tą książeczką, poszerzyłyśmy wiedzę Tosi na temat bardziej egzotycznych zwierząt, jak koala, renifer czy słoń. Jak dotąd żadnego z nich nie widziała na żywo, ale to zupełnie nie przeszkadza jej w dopytywaniu co jedzą. Z zabaw proponuję głównie snucie opowieści, można się posłużyć podobnymi koncepcjami jak przy drewnianych puzzlach, opowiedzieć jedną dłuuugą historię wszystkich zwierząt i/lub opowiedzieć o każdym z osobna i szczegółowo.
Do tego można jeszcze:
- narysować zwierzętom posiłki, pozwólmy maluchom puścić wodze fantazji i zarysować kartki na każdym ich skrawku;
- ulepić jedzenie dla zwierzaków z plasteliny/modeliny/ciastoliny;
- podzielić na grupy gatunkowe albo poszukać cech wspólnych pomiędzy poszczególnymi zwierzętami;
- poszukać zwierzaków w innych książkach albo na półce z figurkami, porównać ich wygląd i na tej podstawie znaleźć cechy charakterystyczne.
Ostatnią pomocą, która nas wspiera, są puzzle XL dla początkujących puzzlomaniaków od firmy Trefl, seria Baby. Przy okazji ich składania, staram się zawsze wyciągać figurki zwierzaków i porównywać je, analizować razem z Tosią, badać i oglądać z każdej strony. Figurki pomagają w wyobrażeniu sobie zwierzęcia w trójwymiarze. Po dokładnym obmacaniu stają się nie tylko płaskimi figurami, ale mogą się w wyobraźni formować bardzo realistycznie, nawet jeśli dziecko nie ma szans zobaczyć danego gatunku na żywo.
Co do puzzli, są genialne na początek przygody z układaniem. Podoba mi się gradacja trudności, bo w jednym pudełku mamy w sumie cztery różne obrazki, składające się od dwóch do pięciu elementów. Ilustracje są jak przy poprzedniczkach, pozbawione dzikiej jaskrawości (co jest zmorą wszelkich zabawek dla dzieci), kolory są łagodne i nie wypalają źrenic. Wykonaniu także nie mam czego zarzucić, tektura jest naprawdę gruba i mały użytkownik musiałby się bardzo natrudzić, żeby je zniszczyć (np. złamać albo podrzeć). Są zatem przyjazne dla małych rączek i pozwalają w spokojny sposób załapać o co chodzi w puzzlach, a później wiedzę rozwinąć.
Klasyczne puzzle niestety nie dają zbyt szerokiego pola do popisów, przede wszystkim można je złożyć i dopasować do nich figurki, ale można też, podobnie jak przy książeczce, stworzyć dla puzzlowych zwierząt plastelinowe jedzenie, albo zainspirować dzięki nim malucha do wspólnego upichcenia dania poświęconego danemu zwierzęciu (np. pieczony pstrąg, albo ciasto bananowe czy masło orzechowe). Można wyprawić przyjęcie dla puzzlowych przyjaciół i przygotować dla nich ulubione potrawy albo urządzić podwieczorek w krainie wiewiórek, z odpowiednim ubiorem i daniami.
Jak widzicie, zabawki kupowane na raz i na chwilę, często kryją w sobie głęboko ukryte możliwości, dobrze jest więc czasem przysiąść i zastanowić się, co można jeszcze dodać do ich standardowego przeznaczenia. Czasem warto też przysiąść i poobserwować potomka w czasie swobodnej zabawy, żeby odkryć niespodziewane możliwości zabawek. W końcu dziecięca kreatywność przerasta tę cechującą dorosłych, o kilka długości.
Koniec psot!
Też jesteśmy teraz na etapie uwielbienia dla puzzli i drewnianych układanek. Dziękuję za fajne podpowiedzi, w jaki sposób można je jeszcze wykorzystać (poza tradycyjnym) :)
OdpowiedzUsuńProszę, postaram się więcej takich alternatywnych sposobów użycia dla zabawek wymyślić :D
UsuńMyślę, że to fajna gra dla mojego siostrzeńca :)
OdpowiedzUsuńDajcie znać jak się spodobała :D
UsuńFajny pomysl na zabawę
OdpowiedzUsuńDziękujemy :)
UsuńEdukacyjne zabawki i gry są zdecydowanie najlepszym wyborem a zarazem połączeniem zabawy i nauki :)
OdpowiedzUsuńNa dobrą sprawę wszystko może być edukacyjne, jak się dobrze tego użyje (no, może poza plastikowymi, interakcyjnymi zabawkami, które mówią do dziecka jakieś bzdury :P ).
UsuńCiekawy wpis. Warto było tutaj zajrzeć
OdpowiedzUsuń